Rozdział 28. Turniej!

168 26 16
                                    

   Iwaizumi czuł się naprawdę nieciekawie i wcale nie chodziło tu o zdrowie fizyczne. Właściwie to mieszało się w nim tyle różnych emocji, że nie był pewien, czy jak już wybuchnie, to będzie to w porządku, czy powinien jeszcze trochę się wstrzymać.

   Ogólnie rzecz biorąc, nie spodziewał się, że cały ten ten turniej będzie wyglądał tak, jak wyglądał – albo raczej, że jego udział w nim będzie taki, jaki był. Miał nadzieję, że w czwartek rano, kiedy już zbiorą się wszyscy, znajdzie gdzieś w tłumie Oikawę, siłą zaciągnie go w ustronniejsze miejsce i za wszelką cenę opowie mu, co się stało. Nawet przygotował sobie dokładnie w głowie, co chce powiedzieć, uspokoił myśli i czuł się znacznie pewniej, gdy miał określony plan działania. I wszystko poszłoby świetnie, gdyby po południu nie dotarła do niego wiadomość, że Oikawa ma jakieś problemy z dojazdem i zjawi się dopiero następnego dnia. Iwaizumiego nieco to zirytowało, ale jego starzy znajomi zaciągnęli go do gry i na chwilę zapomniał o swoich problemach. Wróciły one jednak, kiedy okazało się, że kompletnie nie potrafił się skoncentrować na siatkówce, a inni zaczęli go wypytywać o Oikawę. Ten dzień, mówiąc krótko, był zły.

   Miał nadzieję, że w piątek wszystko się poprawi – przecież Tōru miał się tam zjawić z samego rana – ale przeliczył się. Mijały godziny, jedne drużyny wygrywały, inne przegrywały; minął czas obiadu, zaczęły się popołudniowe rozgrywki, lecz Oikawa wciąż się nie pojawił. Hajime naprawdę nie miał ochoty na grę, więc zamiast siedzieć w pobliżu namiotów, gdzie przebywało mnóstwo osób, włóczył się po w tej chwili opustoszałych terenach szkolnych. Już zupełnie zapomniał, jak to jest chodzić po dziedzińcach albo po szkolnych korytarzach w czasie przerw. Co prawda nie było to Aoba Johsai, ale większość liceów wyglądała raczej podobnie. W każdym razie z zewnątrz – atmosfera panująca w środku zależała tylko od ludzi, którzy tam byli. Hajime uśmiechnął się na wspomnienia z dawnych lat. Był przecież taki młody, a już czuł się, jakby wrócił do czegoś, co miało miejsce całe wieki temu.

   – Powinieneś zostać chyba na sali – odezwał się jakiś głos po jego prawej stronie. Iwaizumi odwrócił się i napotkał jak zwykle niewzruszone spojrzenie Ushijimy Wakatoshiego.

   – Dlaczego? – zapytał, choć nie miał ochoty wdawać się z nim w dyskusje.

   – Twoja drużyna chyba ma problem – odparł po prostu Ushijima i odwrócił wzrok.

   – Lepiej martw się o siebie – burknął Hajime. Nie wiedział dlaczego, ale zawsze gdy widział Ushiwakę, bardzo chciał pokazać mu, że Aoba Johsai jest lepsza od Shiratorizawy.

   – Mój mecz już się skończył. Shiratorizawa nie przegrywa. Jesteśmy orłami.

   – Jesteście tacy mądrzy, dopóki na horyzoncie nie pojawią się kruki – zauważył Iwaizumi z satysfakcją. Co prawda, to nie jego drużyna pokonała Shiratorizawę, ale był bardzo zadowolony, że komuś jednak udało się tego dokonać.

   Nagle uświadomił sobie, że zachowuje się zupełnie jak w liceum. Jak dzieciak, którego jedynym celem jest wygranie turnieju siatkówki, nie przejmujący się niczym i w całości poświęcający się swojej pasji. Zdał sobie sprawę, że zawodnicy już dawno skończyli szkołę, a mimo to on wciąż klasyfikuje ich według drużyn, w których wcześniej grali. Oficjalnie nie dzieliły ich już żadne bariery – Wakatoshi równie dobrze mógłby grać teraz razem z nim – a jednak duch rywalizacji wciąż krążył pomiędzy nimi wszystkimi. Wciąż chcieli wygrywać, zupełnie jak kiedyś.

   Jak mi tego brakowało – pomyślał Hajime.

   – Kruki być może nie zdążą się pojawić – powiedział Ushijima, wyrywając go z rozmyślań.

Ostatni dzień bez ciebie || OiIwa ||Where stories live. Discover now