Rozdział 19. Pomocna dłoń Kindaichiego

174 27 2
                                    

   Dokąd właściwie szedł? Sam nie wiedział. Snuł się jedynie po chodniku, jakby nie miał żadnego celu, choć był pewien, że miał gdzieś pójść. Do kogoś. Zapomniał, ale był tak zmęczony, że nawet nie próbował sobie przypomnieć. Jedynym, na co miał ochotę w tamtej chwili, była ciepła, pełna zbawczej kofeiny kawa, której przecież nie mógł sobie kupić, bo nie miał przy sobie ani grosza. Westchnął, wgapiając się tępo w szybę jakiejś kawiarenki. Wyglądał naprawdę żałośnie. A jeszcze gorzej się czuł.

   – Iwaizumi? – Znajomy głos wyrwał go z zadumy. Przeniósł wzrok na osobę, która go zagadnęła, a na jego twarzy niemal od razu pojawił się wyraz ulgi.

   – Kindaichi! – zdziwił się. – Miałem do ciebie iść – powiedział, nagle sobie przypominając. Postanowił przecież przeczekać u Kindaichiego, dopóki nie będzie mógł dostać się do domu.

   Yūtarō zmierzył go spojrzeniem od stóp do głów, zanim odpowiedział.

   – Wyglądasz, jakbyś... – urwał, szukając właściwego określenia.

   – Został pobity w ciemnej, śmierdzącej uliczce? – podsunął Hajime.

   – Tak, właśnie.

   – Bo dokładnie to się stało. I jeszcze mnie okradli.

   Kindaichi zmarszczył brwi, jakby próbował jakoś przefiltrować dopiero co usłyszane informacje. Najwyraźniej nie do końca wszystko mu się układało.

   – Może wpadłbyś do mnie? – zaproponował. – Mieszkam niedaleko. Wszystko mi opowiesz... I może coś zjesz – dodał, kiedy usłyszał, że Iwaizumiemu burczy w brzuchu.

   – Dzięki. – Hajime uśmiechnął się blado. – Ratujesz mi życie.

   Yūtarō odwzajemnił uśmiech, po czym ruszył przed siebie. Iwaizumi od razu podążył za nim. Przeciskali się przez gęsty tłum robiących poranne zakupy Japończyków, przez co niewygodnie było im rozmawiać, dlatego szli w ciszy. Mijali kolorowe witryny sklepowe, pokonali kilka zatłoczonych przejść dla pieszych, by następnie wydostać się na bardziej opustoszałe tereny miasta. Kindaichi wciąż się nie odzywał, ale Iwaizumi bardzo chciał z kimś porozmawiać. Choć minął tylko tydzień, miał wrażenie, że jego życie wywróciło się do góry nogami. Już nie pamiętał, kiedy miał okazję pogadać z kimś ot tak, o niczym, chociażby o pogodzie, która niezmiennie od jakiegoś czasu obdarowywała ich niemiłosiernie ciepłymi dniami i bezchmurnym niebem. A teraz potrafił myśleć na przemian tylko o rodzicach i o Oikawie, a nie miał ochoty o nich mówić. W każdym razie nie w tej chwili.

   Problem w tym, że on chyba zapomniał, jak przebiega taka zwyczajna rozmowa. O co może zapytać swojego dawnego kolegę z drużyny, z którym nie miał możliwości się spotkać przez dłuższy czas? O czym rozmawiają ludzie nie mający takich problemów jak on?

   – Mieszkasz sam? – zapytał w końcu, zerkając na Kindaichiego kątem oka.

   – Co? Nie, wynajmuję mieszkanie z Kunimim i dwoma innymi, których poznaliśmy już po szkole. Jest tam dość ciasno jak na nas czterech, ale wiesz, nie narzekam. – Uśmiechnął się pod nosem. – W każdym razie jest całkiem blisko centrum, a często spędzamy czas poza domem. Każdy ma swoje sprawy.

   – Rozumiem... – mruknął Hajime, nie wiedząc, co więcej mógłby powiedzieć. – A drogo?

   – Nie, cena jest całkiem okej. Pewnie dlatego, że się dzieli na nas czterech... Ale jesteśmy po dwóch w pokoju, więc luksusów tam jakichś nie ma. Jak mówiłem, jest dość ciasno. – Zamilkł na moment. – A ty? Mieszkasz sam?

Ostatni dzień bez ciebie || OiIwa ||Where stories live. Discover now