JIMIN
Jimin błądził w przygniatającej ciemności. Słyszał rozmowy, rozumiał je i chciał odpowiedzieć. Spróbował wydać z siebie jakikolwiek, chociaż najcichszy dźwięk, ale nie potrafił. Widział gwiazdy, które co chwila zlewały się w jeden, oślepiający blask. Później znowu przychodziła czerń i oplatała każdy skrawek jego drobnego ciała. Zatapiał się w gęstej cieczy i nie mógł nabrać powietrza. Wyciągnął rękę, aby się czegoś chwycić, ale wtedy poczuł przeszywający ból w ramieniu. Tonął.
Pozostała tylko jedna deska ratunku. Otworzył oczy.
Gwałtownie rozchylił powieki i rozejrzał się nerwowo dookoła. Miał wrażenie, że coś go dopadnie. Zamorduje. Obok siedział mężczyzna ubrany na czarno i patrzył na niego przebiegle. Rozpoznał ostre rysy i opaloną skórę. To był ten sam facet co na występie. Wszystko sobie przypomniał i instynktownie odskoczył na bok. Błąd. Ponownie przeszył go nieustępliwy ból. Zgiął się w pół i spojrzał z przerażeniem na obcego.
- Odejdź - wydukał przez płacz. Nawet nie zauważył, kiedy po jego policzkach zaczęły spływać łzy. - Zostaw mnie! - przerażenie go sparaliżowało. Mógł tylko siedzieć skulony i płakać.
Zamknął oczy. Nie chciał na niego patrzeć. Serce waliło mu jak oszalałe i nie był w stanie ani drgnąć.
- Już dobrze - usłyszał opanowany, znajomy głos. Nagle czyjeś ręce delikatnie go oplotły. Wszędzie by je rozpoznał. - Nic ci nie grozi.
Zebrał się w sobie i popatrzył przed siebie. Mężczyzna zniknął, a na jego miejscu pojawił się Yoongi. Czarne włosy zakrywały jego błyszczące od łez oczy, a smutny, czekoladowy wzrok był utkwiony w twarzy Jimina. Nie wierzył w to. Wyobraźnia bawiła się jego kosztem. Drżał na całym ciele, a spod powiek uciekały kolejne strumienie łez. Obezwładniający lęk zwalał go z nóg niczym gwałtowna fala przypływu. Skulił się i włożył głowę między kolana. Nie ufał sobie.
- Nie bój się... - znowu rozległ się ten sam głos. - Jestem tu.
Drobne ręce spoczęły na jego ramionach. W sercu chłopaka pojawiła się iskierka ciepła. Nie otwierając oczu, instynktownie wtulił się w klatkę piersiową Yoongiego, trzęsąc się od płaczu. Chciał być bezpieczny. Starszy go objął, aby poczuł się bardziej komfortowo.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał niepewnie.
- W szpitalu - wyjaśnił, gładząc go z troską po plecach. - Nic ci nie grozi.
Siedzieli w ciszy. Jimin objął starszego w talii i wypłakiwał się jak dziecko w jego koszulkę. Tak bardzo się bał. Bał się, że coś go zrzuci w przepaść bez ratunku. Zamorduje. Yoongi za to spoczywał spokojnie obok i przejeżdżał relaksująco dłonią wzdłuż jego ramion. Stanowił jego opokę bezpieczeństwa i wewnętrznej harmonii. Kiedy spadał w dół, on zawsze ciągnął go ku górze. Dawał mu wsparcie, którego natychmiastowo potrzebował. Wystarczyło, że przypominał sobie jego twarz, i od razu czuł się o trzydzieści lub czterdzieści procent mniej zestresowany. Ustępowało napięcie, które praktycznie przez cały czas ściskało jego pierś.
Nagle poczuł coś niekomfortowego w okolicy lewego ramienia. Raptownie się odsunął i otworzył oczy. Jego wzrok powędrował w stronę bandaża. Uniósł brwi i spojrzał pytająco na Yoongiego.
- Masz zwichnięte ramię - oznajmił i łagodnie pogładził go po włosach. - Całe szczęście, że nic poważniejszego się nie stało.
Chłopaka wszystko niemiłosiernie bolało. Każdy kawałek pleców piekł go jak diabli i miał lekkie mdłości. Chciał się spytać Yoongiego o szczegóły i o to, co się dalej wydarzyło, ale w gardle urosła mu olbrzymia gula. Zamiast tego znowu wpadł w jego objęcia.
![](https://img.wattpad.com/cover/186522208-288-k499224.jpg)
YOU ARE READING
𝙺𝚕𝚊𝚗 𝚑𝚎𝚓𝚝𝚎𝚛𝚊 | 𝚈𝙾𝙾𝙽𝙼𝙸𝙽
FanfictionNiepewność i strach członków zespołu wzrasta, gdy Jimin zaczyna regularnie dostawać tajemnicze pogróżki związane z jego śmiercią. Niespodziewanie wpadają w ciąg niebezpiecznych zdarzeń, a rozwiązanie zagadki znajduje się bliżej, niż mogłoby im się w...