Dziękuję

495 53 26
                                    

YOONGI

Złapał go za zimną, bladą rękę. Jimin natychmiast się odwrócił i wlepił w niego wystraszony wzrok, jednak po rozpoznaniu swojego chłopaka, od razu się uspokoił i wypuścił głośno powietrze. Yoongi usiadł obok na macie w taki sposób, że ich ramiona się dotykały.

- Jimin, wszystko w porządku? - zapytał, nie puszczając jego drobnej dłoni, która lekko drżała. - Jak się czujesz?

Chłopak spojrzał na niego niemrawo, a potem wlepił wzrok w palący się dom. Strażacy krzyczeli i żywiołowo biegali wokół niego z gaśnicami w rękach. W zaczerwienionych oczach Jimina odbijały się płomienie, dlatego Yoongi patrzył się w nie jak zahipnotyzowany.

- Dobrze - odparł bez przekonania.

Yoongi zerknął na usztywnienia na jego szyi.

- Mocno cię uderzył, prawda? - zapytał, zaciskając zęby na samo wspomnienie o tym, jak Jiseok bezczelnie rzucał Jiminem o ścianę.

Chłopak zadrżał. Było ciepło, więc na pewno nie z zimna.

- Yoongi, nic mi nie jest - powiedział bardziej stanowczo. Min wiedział, że było zupełnie odwrotnie, a Jimin po prostu nie chciał go martwić. Postanowił nie drążyć dalej tego tematu.

Dookoła panował duży hałas, ale Yoongiemu wydawało się, że słyszał tylko i wyłącznie melodyjny, cichy głos swojego chłopaka.

- Straciłem Jungkooka - Min schował twarz w dłoniach.

Jimin się nachylił i zabrał jego ręce, delikatnie masując je palcami.

- Dlaczego tak mówisz? - zmarszczył brwi.

- Nie mam leku - wysapał i spojrzał z rezygnacją na palący się dom. - Wszystko zepsułem...

- Yoongi - rzekł spokojnie Jimin. - Niczego nie zepsułeś - odgarnął mu czarne włosy z czoła, aby widzieć jego oczy. - Jungkook będzie żył - nagle wyciągnął z kieszeni znajomą butelkę z płynną substancją.

Yoongi rozchylił wargi w szoku. W jego sercu nagle na nowo wybuchła nadzieja, jednak szybko ją stłumił. Po tylu tragicznych wydarzeniach i momentach, w których najpierw wznosili się w górę, aby następnie z bolesną siłą spaść na ziemię, nie pozwalał tak łatwo ponosić się emocjom. Wiedział, że wszystko w każdej chwili mogło się zmienić, zupełnie jak przy obrocie kalejdoskopu.

- Jimin... - zdążył tylko wyszeptać, zanim podeszła do nich policja.

- Min Yoongi, tak? - zapytał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, patrząc obojętnie na ciemnowłosego.

Chłopak kiwnął powoli głową.

- I Park Jimin? - zerknął na blondyna, który zareagował tak samo.

- Muszę zadać wam parę pytań - oznajmił i zaczął szukać w czarnej, skórzanej torbie notesu.

Yoongi zmarszczył brwi. Musieli jak najszybciej jechać do Jungkooka. Liczyła się każda minuta, ponieważ młodszy wisiał na cienkiej nitce między życiem a śmiercią. Zacisnął mocniej palce na dłoni Jimina i zaczął się w desperacji rozglądać dookoła.

- Proszę pana - powiedział, a policjant przerwał wykonywaną czynność, aby na niego spojrzeć. - Musimy jechać do naszego przyjaciela do szpitala, aby dać mu lekarstwo.

- Do szpitala jest stąd kawał drogi - powiedział z powątpiewaniem.

- On umiera - wysyczał Yoongi przez zaciśnięte zęby.

Policjant zastygł w miejscu i spojrzał na niego niepewnie.

- Ten lek to jedyna deska ratunku - kontynuował powoli chłopak.

𝙺𝚕𝚊𝚗 𝚑𝚎𝚓𝚝𝚎𝚛𝚊 | 𝚈𝙾𝙾𝙽𝙼𝙸𝙽Where stories live. Discover now