Zawachanie i Autorytet

297 29 7
                                    

Lanteia siedziała elegancko na krześle ubrana już w swój fioletowy szlafrok pod którym była koszula nocna. Zajmowała się bezstresowym wypełnianiem dokumentów dotyczących jej państwa i popijaniem mocnej herbaty przygotowanej przez uzdrowiciela. Czuła się już trochę lepiej. Zdarzało jej się jeszcze kichnąć a jej oczy ciągle były wilgotne, ale to nie było to samo co wcześniej. Za chwilę planowała się położyć do łóżka, ale oczekiwała też, że odwiedzi ją Ontaris aby przekazać jej informacje na temat króla Thranduila.

Jednak teraz? Nie była pewna czy aby na pewno tego chce. Coraz bardziej czuła, że bezwzględnie narusza przestrzeń osobistą króla. Robiła to dla własnej korzyści aby wiedzieć z kim ma do czynienia. Co jeśli Thranduil ukrywał coś co jest zbyt bolesne aby pamiętać? Jeśli to coś by wyszło pomiędzy nimi to mogłaby przez przypadek rozdrapać mu stare rany. A on mógłby ją znienawidzić.

Lanteia potrząsnęła głową i napiła się herbaty. Kiedy ona stała się taka miękka?

Chwilę później w komnacie rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Lanteia dała pozwolenie na wejście i szybko poprawiła swój szlafrok tak aby nie pokazywał zbyt dużo jej ciała. Prawie od razu w komnacie pojawił się Ontaris zamykając za sobą szybko i cicho drzwi jakby nie chciał aby ktokolwiek go zobaczył. Jego ubrania były inne niż te co nosił w sali władców. Teraz miał na sobie czarną, przylegającą koszulę z kubrakiem wyglądającym jak lekka zbroja i grubym kołnierzem, którego Ontaris mógł potem użyć jako osłona twarzy. Jego spodnie o tym samym kolorze wydawały się być bardziej wygodne niż tamte poprzednie.

Lanteia nie zdziwiłby się gdyby okazało się, że Ontaris przygotował je przed czasem aby potem móc je zmienić.

- Musisz wybaczyć mi te późne odwiedziny. Niektóre ważniaki się dobrze rozbawiły tam w sali. - wyjaśnił krótko mężczyzna zarzucając do góry włosy spadające mu na twarz. - No i nie łatwo było się tu dostać bez Natiel. Musiałem się kryć po kątach i unikać strażników. - dodał z lekkim uśmieszkiem. Lanteia wzruszyła ramionami mierząc go spojrzeniem od góry do dołu.

- Nie obraź się, ale wyglądasz trochę jak zabójca. Też bym cię nie wpuściła do komnat tak ważnych osobistości gdybym cię nie znała. - odpowiedziała królowa podnosząc brew do góry. Ontaris roześmiał się pozwalając sobie na zajęcie miejsca po przeciwnej stronie stołu. Potem z jękiem wyciągnął nogi przed siebie.

- Wezmę to jako komplement. - mruknął trochę tak jakby miał zaraz zasnąć. - A poza tym gdybym był zabójcą to tylko na twoich usługach. - dodał pewnym głosem. Królowa uśmiechnęła się ładnie na tą wypowiedź.

- Dobrze, że nie należysz do mojego pałacu. Mogę łatwo wyprzeć się jakichkolwiek powiązań z tak podrzędnym człowiekiem. - bezlitośnie rzuciła Lanteia nie zważając na odczucia mężczyzny. On jednak wydawał się być przyzwyczajony do takich odzywek królowej tak jakby wiedział, że w większości przypadków ona żartuje.

Lanteia rzucała takimi tekstami na poważnie tylko wtedy kiedy była naprawdę wściekła. A to zdarzyło się zaledwie kilka razy, głównie wtedy kiedy jakiś możnowładca miał zastrzeżenia co do jej władzy i podejmowanych decyzji. Albo gdy któryś z nich próbował wcisnąć ją w małżeństwo z dziedzicami rodu "dla dobra państwa", ale tak naprawdę każdy wiedział, że chodzi o jeszcze większe wpływy tego rodu przy tronie królestwa. Kiedyś pewnie można było wzbudzać bunty poddanych aby wymusić małżeństwo i posiadanie dziecka, ale teraz tak to nie działało. Mieszkańcy Wiecznozimy tak zmęczeni działaniem poprzedniego króla i jego doradców chroniących tylko siebie aby utrzymać pozycję, dali wolną rękę dla Lanteii Czarnej Róży pochodzącej nie dość, że z zewnątrz królestwa to i jeszcze z innego świata. Owszem, chciano aby królowa dała życie potomkowi i dziedzicowi jej korony u boku ważnego w świecie męża, ale tu bardziej chodziło o jej osobiste szczęście i błogosławieństwo ze strony jej Elfów. Jednak Ontaris nie wiedział czy ona widziała to w ten sposób.

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now