Rozdział 35

74 4 0
                                    

LISA

Tydzień minął dosyć szybko, więc już w piątek o 5 rano byliśmy pod domem Bruna, który był w nie małym szoku, gdy nas zobaczył.

- O kurde.- powiedział.- Miło was widzieć.- zbił pione z kumplami, a dziewczyny przytulił.- Już myślałem, że was nigdy nie zobaczę. Co tu robicie?- wszedł do środka, a my za nim.

- A robimy Ci dzień niespodzianek. O której zaczynasz pracę?- zapytałam.

- O 8, a co?

- I ty już nie śpisz?- zapytała zszokowana Ruda.

- Tata zazwyczaj wstaje o 6.- wzruszył ramionami.- A, że muszę się nim zajmować to wstaję wcześniej by móc siebie ogarnąć.

- No, ale dziś jesteśmy tu my, więc powiedz co mamy robić, a ty pójdziesz się przespać.- wtrąciła Amber.

- To miłe z waszej strony, ale daję sobie świetnie radę.

Przewróciłam oczami i stanęłam na przeciwko jego.

- Słuchaj, bo nie będę powtarzać. Z własnej woli przyjechaliśmy tu o 5 rano, żeby Ci pomóc. Chcemy, żebyś miał chociaż jeden weekend wolny, mógł się rozerwać, więc powiedz co i jak mamy zrobić i spierdalaj spać z powrotem, a o 7 cię obudzimy.- warknęłam.

Westchnął ciężko.

Wytłumaczył co i jak, po czym poszedł na górę.

Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłyśmy ogarniać.

- Jest coś w lodówce?- zapytałam się Rudej.

- Tak średnio.

Westchnęłam i wzięłam klucze z blatu.

- Max jedziemy.

- Tak jest! Pani kapitan.- wyszczerzył zęby, salutując opuścił pomieszczenie.

Zrobiłam facepalma i ruszyłam za nim.

Mieliśmy inny plan, ale każdy chciał się rano z nim przywitać.

Pojechaliśmy do supermarketu, gdzie kupiliśmy najpotrzebniejsze produkty oraz produkty na dzisiejszy obiad oraz kolację.

- Halo?- odebrałam telefon.

- Długo jeszcze wam zejdzie?- zapytał Aaron.

- Nie. Pakujemy już zakupy.

- Ty pakujesz szmato?! Stoisz kurwa i nic nie robisz!

Przewróciłam oczami.

- Zamknij się Max.- oparłam się o moje autko i kontynuowałam.- A coś sie dzieje?

- Tak trochę. Jego ojciec nie tylko jeździ na wózku inwalidzkim, ale Bruno coś wspominał, że nie może go zostawiać nigdy samego, ponieważ zaczyna się dusić, a nie stać go na pracownika.

- O kurwa.- mruknęłam.- Postaram się to załatwiać. Cześć.- rzuciłam i się rozłączyłam.

- Dziękuję za pomoc.- uśmiechnął się sztucznie.

Po raz kolejny przewróciłam oczami.

- Wsiadaj, bo nie mam czasu.

Wymamrotał coś pod nosem i wsiadł do samochodu, a ja za nim.

Ruszyłam z piskiem opon dodając gazu, więc po chwili byliśmy już na miejscu.

- A księżniczka to co?

Przewróciłam oczami i wysiadłam. Pomogłam mu wyciągnąć, po czym z powrotem wsiadłam i ruszyłam, widząc w lusterku zdenerwowanego chłopaka.

New Life ✔Where stories live. Discover now