Rozdział 43

109 1 0
                                    

* 20 miesięcy później* 

LISA

- Proszę Pana!- warknęłam zła.- Za niedługo firma ma być otwarta, a my stoimy w miejscu! Ściana nie miała być w tym miejscu!

- Szefowo, spokojnie. Wszystko będzie na czas. 

- Tak? A gdzie jest cała ekipa? Bo ja jedynie co tu widzę to dwóch nierobów! To wszystko mnie kosztowało nie was!

- Była ostatnio Pani z planami i pokazywała nam, gdzie ma być.

- A te rysy na podłodze to planowane?!

- Pani droga to nie nasza wina.

- A czyja? Może moja? Jest tylne wyjście i powinniście tamtędy wychodzić!

- My robimy wszystko zgodnie z planami. 

- No nie no kurwa jakieś jaja!- wrzasnęłam.

Westchnęłam ciężko i zaczęłam brać głębokie oddechy. Po chwili do środka wszedł Bruno.

- Hej.- cmoknął mnie w usta.

- Cześć.- burknęłam.

- Wszystko w porządku?- zapytał.

- Nic nie jest w porządku! Panowie spieprzyli robotę!

- My nic nie spieprzyliśmy. Widzieliśmy plany i robiliśmy zgodnie z nimi.

- Ściana miała być metr dalej, a w dodatku zrobiliście rysy na podłodze. Wszystkie materiały były kupowane za moje pieniądze. 

- Jeśli się nie podoba to nie będziemy robić, my z resztą mamy co robić.

- Zostaw Pan już tą wiertarkę.- warknęłam do drugiego, ale ten dalej wiercił.

- Robert zostaw to już. Wychodzimy, wrócimy po zapłatę.

- Przepraszam, że co? Mam płacić wam za spieprzoną robotę? Wy sobie jaja robicie? 

- Za demontaż sobie również policzymy.

- Za co?- zakpiłam.- Ja wam policzę za straty, a teraz żegnam. Proszę zabrać swoje rzeczy i nie wracać!- warknęłam.- Do widzenia.- pokazałam im palcem na tylne wyjście.

Schowałam twarz w dłonie i westchnęłam ciężko. Miałam dość jak na jeden dzień.

- Chodź tutaj.- popatrzyłam na Bruna, który wystawił ręce do mnie. Podeszłam do niego i wtuliłam się w niego. Tylko jego ramiona mogły mnie uspokoić.- Nie denerwuj się, skarbie. Zadzwonimy do tego mojego znajomego.

- Mówiłeś, że nie da rady.

- Nie zaszkodzi zadzwonić, co? Przynajmniej będziemy wiedzieć, że nic nie spieprzy i będzie tak jak chcesz.

Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na stołku.

- Dzwoń.- mruknęłam.

Wyciągnął telefon, wybrał numer i zaczął dzwonić, przy czym włączył tryb głośnomówiący. Rozmówca po kilku sygnałach odebrał.

- Halo?- odezwał się.

- Siema, z tej strony Walker.

- O cześć, stary co tam?

- Słuchaj, jest sprawa. Moja kobieta ma otworzyć swoją firmę za miesiąc, a stoimy w miejscu. Nie dzwoniłem, bo wiem, że masz dużo zleceń, ale bez Ciebie zginiemy.

- Hmm... Jadę na jedną budowę, później na firmę. Postaram się coś zdziałać. Przecież was nie zostawię z tym samych.

- Jestem Twoim dłużnikiem, jak się dowiesz co i jak to dawaj znać. Trzymaj się.

- Do usłyszenia.- powiedział i się rozłączył.

Odetchnęłam i wstałam. Pocałowałam chłopaka w usta i posłałam mu uśmiech.

- Dziękuję.

- Podziękujesz wieczorem, a teraz jedziemy, bo umieram z głodu.

Uderzyłam go w ramię, na co się roześmiał.

- Frajer. 

- Ale jaki przystojny.- mruknął mi do ucha.

- W dodatku skromny.- dodałam i wyszliśmy z budynku, który zamknęłam na klucz. 

- Jeszcze zapomniałaś dodać, że tylko twój.- zarzucił swoją rękę na moje ramiona. 

Uśmiechnęłam się do niego i objęłam go w tali. Telefon zaczął wibrować, więc go wyciągnęłam i odebrałam.

- Co tam?- zapytałam.

- Chciałem się zapytać czy wpadniecie na obiad z Brunem?

- Jasne, czemu nie?

- To super. Czekamy w domu.

- Do zobaczenia.- rozłączyłam się.

- Kto dzwonił?- zapytał brunet.

- Tata.- odpowiedziałam.- Dostaliśmy zaproszenie na obiad.

- O super.- mruknął.- Mam nadzieję, że coś dobrego będzie.- otworzył mi drzwi od strony pasażera.

Wsiadłam, a chłopak po chwili zajął miejsce obok mnie i ruszył w stronę willi mojego ojca.

Minął już miesiąc odkąd skończyłam studia, a w zasadzie to już leciał drugi, bo zaczął się właśnie sierpień. Ciągle żyje w biegu, bo właśnie w połowie września miałam otworzyć swoją firmę, przez co często chodziłam zdenerwowana. Chyba nawet za często, bo Bruno momentami miał mnie na prawdę dość, więc się dziwiłam, że jeszcze ze mną wytrzymał. Dużo przez ostatnie miesiące się wydarzyło i zmieniło. Moje zdziwienie było ogromne, gdy ojciec na spokojnie podszedł do tego, że będę mieć własną firmę i tak na prawdę wsparł mnie finansowo. Może też dlatego, że został znowu ojcem. Pół roku temu narodził się mały Carlos. Ciężko stwierdzić do kogo jest podobny, bo oczy ma Grace, ale włosy Ojca. Jest mega słodki i od razu się w nim zakochałam. W końcu jest moim braciszkiem i nigdy się nie spodziewałam, że będę mieć jeszcze rodzeństwo. Często jak tylko miałam chwilę to go odwiedzałam i spędzałam z nim czas. Prawda jest taka, że rok wcześniej zamieszkałam razem z Brunem. Był to kolejny ważny krok w naszym związku. Ja już jestem dorosłą kobietą i wydaję mi się, że ten okres buntu mam za sobą, chociaż nic nie stało mi na przeszkodzie, żeby kogoś dojebać fizycznie lub psychicznie. Po skończeniu studiów każdy zajął się sobą, ale gdy tylko była okazja wychodziliśmy całą paczką na piwo. Ian i Katy byli zajęci planowaniem ślubu, który miał odbyć się gdzieś w październiku w jakimś ciepłym miejscu, czyli jakieś wyspie. Veronica z Travisem planowali przeprowadzkę do Hollywood. Amber i Aaron zaczęli się ze sobą spotykać, a nasz kochany Max znalazł sobie chłopaka, w zasadzie już męża, bo tak jak szybko zaczęli ze sobą chodzić, tak samo szybko polecieli do Las Vegas, gdzie się pobrali w dodatku zrobili to po pijaku. Teraz z resztą byli w San Francisco, gdzie nasz przyjaciel robił karierę fotografa, a jego mąż, który był starszy od niego o 3 lata zajmował się tatuowaniem, więc jako najlepsi przyjaciele Max'a mogliśmy mieć tatuaż za darmo, z czego większość skorzystała. Więc wszyscy spokojnie układaliśmy sobie życie, nie zapominając przy tym o sobie. Dwa razy w tygodniu rozmawiałam z dziewczynami albo Max'em, rzadziej z chłopakami, ale co u nich słychać, wiedziałam od Bruna, który gdy tylko mógł, jak za dawnych czasów wychodził z nimi na piwo, jedynie nie było Max'a, z którym tworzyli 4W, tak jak przed kilkoma laty, ale mimo to wiem, że nigdy nie stracą ze sobą kontaktu. w końcu braci się nie traci. Najgorzej będzie, kiedy przyjdzie październik, a to tylko dla tego, że Bruno nie zakończył jeszcze studiów, bo został mu ostatni rok i jak bardzo będę chciała przy nim być, niestety nie będę mogła być ze względu na moją firmę, ale podobno każdy prawdziwy związek musi przejść burze, żeby nastała tęcza czy coś. Tak samo jest z odległością, ale ja jestem pewna, że damy radę to przetrwać. 

*

Witam was! :D Za wszelakie błędy przepraszam ;)

Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach, a postaram się żeby rozdział pojawił się szybciej :* 

Buziolki i do następnego!

New Life ✔Where stories live. Discover now