I

676 12 0
                                    

- Nie bij! - krzyknęłam. Nie mogłam już tego znieść. Odkąd mama umarła, stał się jeszcze gorszy. To nie ojciec. - Jesteś potworem. - powiedziałam. Byłam skulona w rogu łóżka w swoim pokoju. Ten kat stał nade mną z pasem w ręce. W jego oczach był widoczny gniew, a od niego była wyczuwalna gorzała. 

- Jesteś nic nie wartą dziwką. - wysyczał mi w twarz. Zamachnął się i przywalił mi pasem około siedmiu razy. Dlaczego akurat tyle? Zawsze mówił, że muszę odpokutować śmierć matki. Ona nie była lepsza. Mimo, że nas bił to nie chciała go zostawić. W końcu tak ją zbił, że zmarła właśnie siódmego września siedem miesięcy temu. 

Wyszedł z pokoju, a ja z bezsilności nie mogłam się ruszyć. Czekałam na ten dzień od dwóch miesięcy. Dlaczego tyle? Bo uzbierałam pokaźną sumę pieniędzy, aby uciec od tego człowieka. Nie chciałam dłużej pozwolić sobie na to, aby mnie bił bez powodu. Każdy człowiek, który znęca się na swojej rodzinie jest dla mnie nikim. 

Podniosłam się z bardzo dużą trudnością, gdyż wszędzie odczuwałam ból. Moje policzki były całe w łzach, lecz po chwili je starłam. Obiecałam sobie, że już więcej nie będę przez tego człowieka płakać. Weszłam do łazienki, gdzie już czekały na mnie przygotowane ubrania. Uszykowałam je wczoraj, gdy pakowałam torbę podróżną. Obmyłam świeże rany i zakleiłam je plastrami. Mimo, że wieczór zapowiadał się ciepły to ubrałam na siebie czerwoną bluzkę na ramiączkach, czarne rurki i tego samego koloru ramoneskę. Włosy spięłam w kitkę. Na nogi założyłam czarne trampki. Nie pasowały trochę do stroju, lecz nie o to mi teraz chodziło. Chciałam, aby moje buty były wygodne i żebym mogła w nich cicho przemknąć przez mieszkanie. Wyszłam z łazienki i zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy, czyli torba podróżna, portfel, telefon i słuchawki. Na łóżku zostawiłam klucze od domu. Nie będą mi już potrzebne. Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się, czy gdzieś w zasięgu oczu nie ma mojego kata. Serce mocno mi dudniło w ciele. Ręce mocno mi się trzęsły ze strachu, gdyż jeden nieprzemyślany ruch i mnie zabije. Po cichu stawiałam kroki w kierunku drzwi wyjściowych. Wyszłam delikatnie przez drzwi, a za nimi już zauważyłam moją przyjaciółkę. Była ubrana w ten sam sposób co ja. Uciekamy razem, gdyż w domu miałyśmy tak samo. 

Pokazałam jej, aby była cicho i zamknęłam drzwi, gdy wyszłam. Na klatce postanowiłyśmy też  być cicho, aby dla pewności być niezauważonym. Gdy zeszłyśmy po schodach na sam dół i wyszłyśmy z klatki, złapałyśmy się za ręce i pobiegłyśmy w stronę lotniska. W końcu mogłam poczuć się wolna. 

Od tamtego czasu minęło sześć godzin. Właśnie lądowaliśmy na lotnisku w Las Vegas. Razem z Olivią byłyśmy szczęśliwe, gdy postawiłyśmy pierwsze kroki na tej ziemi. Od razu po otrzymaniu bagaży, kierowałyśmy się w stronę wyjścia. 

- Co teraz? - spytała mnie brunetka. Spojrzałam na nią i w sumie nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. 

- Uciekłyśmy to najważniejsze. - powiedziałam. - Teraz pojedziemy do centrum. W jakieś kawiarni poszukamy mieszkania...- przerwałam, gdyż na kogoś wpadłam. Od podłogi dzieliło mnie naprawdę niewiele, lecz poczułam mocny chwyt w talii. Spojrzałam na swojego wybawiciela, który okazał się być szatynem. Jego oczy były karmelowe, lecz wyrażały bardzo dużo emocji. Chłopak postawił mnie do pozycji pionowej. - Przepraszam. - powiedziałam do owego nieznajomego. 

- Uważaj, jak chodzisz. - warknął i odszedł. Patrzyłam na to, jak idzie i podchodzi do trzech chłopaków. Nagle się odwrócił i zaczęli się nam przyglądać. Poczułam, jak moje policzki robią się gorące, dlatego podniosłam torbę i pociągnęłam dziewczynę za rękę do wyjścia. 

Odetchnęłam ulgą, gdy znalazłyśmy się na zewnątrz. Podeszłyśmy do pierwszej taksówki i od razu skierowałyśmy się nią do centrum. Kierowca był bardzo miły, dlatego podwiózł nas do małej kawiarenki. Zapłaciłam mu i weszłyśmy do pomieszczenia. Od progu dało się wyczuć zapach świeżej, parzonej kawy. Usiadłyśmy przy pierwszym wolnym stoliku, który znajdował się koło okna. Rozejrzałam się po przestrzeni i zauważyłam, że wszyscy kelnerzy oraz pani za ladom byli bardzo szczęśliwi. Od razu pomyślałam, że muszą bardzo kochać to co tutaj robią. Popatrzyłam na Olivię. Z jej twarzy nie schodził uśmiech, tak jak z mojej. W końcu poczułam, że możemy normalnie żyć. 

- Musimy poszukać jakiegoś mieszkania i pracy. - powiedziałam. Dziewczyna pokiwała głową, że się ze mną zgadza. Wyciągnęłam swojego laptopa. Skąd go mam? Zaoszczędziłam. Pracowałam na dwie zmiany, aby zapełnić sobie czas z dala od domu. 

- Ty szukasz mieszkania, a ja pracy. - zarządziła brunetka. Pokiwałam głową, że się zgadzam i rzuciłyśmy się w wir ogłoszeń. Po kilkunastu minutach znalazłam małe mieszkanko. Zawierało ono salon, kuchnię, łazienkę i dwa pokoje. Miało również balkon z czego byłam bardzo zadowolona. Od razu pokazałam je Olivii.  - Niedrogie. Dzwoń. - odparła szybko. Zaczęłam wybierać numer i po chwili usłyszałam głos po drugiej stronie połączenia (N - nieznajoma, L - Lily)

N: Słucham?

L: Witam. Ja dzwonię w sprawie kupna mieszkania. 

N: Dobrze. Możemy się spotkać za 30 minut pod wieżowcem? 

L: Jasne. Do zobaczenia.

N: Do zobaczenia. 


Witam wszystkich bardzo serdecznie. 

Zapraszam wszystkich do wyrażania swojej opinii od nośnie tego opowiadania. 

Rozdziały będą pojawiać się w następujące dni: wtorek, piątek, niedziela. 

Natuplocia <3

To jeszcze nie koniecWhere stories live. Discover now