XXI

202 10 0
                                    

- Po Twoich wynikach możemy sądzić, że masz białaczkę. - myślałam, że w tym momencie się przesłyszałam. 

- Żartuje sobie Pani ze mnie. - wyjąkałam. Popatrzyłam na drzwi za nią. Przez małe okienko widziałam osoby, które cały czas są przy mnie. Nie chciałam pokazywać swoim zachowaniem, że jest źle, dlatego lekko się uśmiechnęłam. 

- Posłuchaj mnie. - popatrzyłam na nią. - Zaczniemy Cię leczyć. 

- Po co? - spytałam. - Przecież to jest już mój wyrok. - wzruszyłam ramionami. Przez tą diagnozę zawalił mi się cały świat. Nie wiedziałam, jak mam się teraz zachowywać. 

- To nie jest wyrok śmierci. - zaprzeczyła moim słowom. - Kiedyś, prawa, była nie uleczalna, ale teraz jest wiele możliwych sposobów, abyś była zdrowa. - powiedziała. Popatrzyłam na nią i lekko się zaśmiałam. To było wymuszone. 

- Ale nigdy nie wiadomo, czy mój organizm je zaakceptuje. - powiedziałam. Podniosłam się lekko i położyłam w jej kierunku. 

- Zaczniemy od chemioterapii, a w międzyczasie będziemy szukać Ci dawcy szpiku. - zarządziła. 

- Niech Pani się nie trudzi. Znalezienie dawcy jest jak szukanie igły w stogu siana. - uśmiechnęłam się lekko. Chyba nadal nie docierała do mnie informacja, że jest ze mną źle. 

- Może Twoi znajomi oddadzą? - spytała pod nosem. Od razu się podniosłam. 

- Niech Pani nic im nie mówi. - zaprzeczyłam. Spojrzała na mnie w szoku i w zdziwieniu. 

- Dlaczego? - spytała. Ponownie się położyłam. 

- Nie chce żeby wiedzieli, że umieram. - powiedziałam i przymknęłam powieki. Usłyszałam, że wstaje. Podeszła bliżej mojego łóżka i zaczęła głaskać mnie po włosach.

- Prześpij się z tym i później porozmawiamy. - wyszeptała. - Słoneczko pamiętaj, że nie możesz się poddać. Jesteś silną dziewczyną, która wiele przeszła, ale nadal tu jesteś i ciągniesz to dalej. 

Kobieta po tych słowach wyszła. Nie wiedziałam, skąd ona tyle o mnie wie. Słyszałam jeszcze, że wygania innych, mówiąc, że zasnęłam. Jednak z bezsilności leżałam i przewróciłam się w stronę okna na zewnątrz. Czułam się załamana. Ta diagnoza zrujnowała mi życie. Myślałam, że już gorzej mnie nikt nie pokarze, jednak się pomyliłam. Nie zauważyłam u siebie żadnych objawów, dlatego jestem zdziwiona, że jestem na coś chora. Nie słyszałam również, aby ktoś w rodzinie chorował, ale w sumie to nic nie wiem za bardzo o niej. Jeżeli zacznę chemioterapię to może trochę zahamuję rozwój choroby. Jednak nigdy nie ma szansy na pełne wyzdrowienie. Na pewno wiem, że mój organizm będzie cierpiał tak czy inaczej. W sumie niczym nie tracę podejmując się leczenia. Mogę się go podjąć, lecz jak ukrywać to przed znajomymi i Olivią? Przed tą dziewczyną nic się nie ukryje, a ja nie chcę, aby się o mnie martwiła. Jest teraz szczęśliwa, a ja nie chcę jej tego psuć. Przez pewien czas uda mi się to zataić, ale później będzie tylko gorzej. Z tyloma niewiadomymi, zasnęłam. 

***

Trzy dni później podjęłam decyzję, że zacznę chemioterapię. Pani doktor ucieszyła się na tą wieść bardziej niż ja. Nikt ze znajomych nie wie o mojej chorobie. Jedynie kto wie to jest to Pani doktor, Camila i Fredo. Dlaczego oni? Bo oni się mną opiekują. Wożą mnie na leczenie lub na ćwiczenia. Chłopak z dziewczyną byli w szoku, gdy dowiedzieli się o mojej chorobie. 

"- Musimy Wam o czymś powiedzieć. - powiedziałam. Siedziałam w swojej sali, a koło mnie stała Pani doktor. Camila i Fredo siedzieli na sofie i byli zdezorientowani. Nikogo z pozostałych jeszcze nie ma, dlatego wykorzystujemy moment na wtajemniczenie osób, którzy będą za mnie odpowiedzialni. 

- Coś się stało? - spytała Camila. Wiedziałam, że dla niej może być ta informacja szokiem ze względu na jej historię rodzinną. 

- Mam białaczkę. - wykrztusiłam to. Żadne słowa jeszcze tak ciężko mi nie przechodziły przez gardło. Camila pobladła, a Fredo z roztargnienia wstał z miejsca. 

- Powiedz, że żartujesz. - Camila zareagowała w ten sam sposób co ja. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pokiwałam głową na "nie". 

- Ona nie chce powiadamiać o tym innych. - zaczęła Pani doktor. - Wy będziecie odpowiedzialni za to, aby wozić ją na chemioterapię, ćwiczenie i powiadamiać mnie o jej stanie. - zarządziła. - Ufam Wam na tyle, żebyście mnie nie zawiedli. 

- Zajmiemy się nią. - odpowiedział Fredo."

Długo dochodzili do siebie po tej informacji. Cały czas ukrywamy to przed innymi. Wożą mnie na leczenie przed ich wyjściem albo po ich wyjściu. Cały czas para nakłania mnie do tego, abym powiedziała reszcie o moim stanie. To pomogłoby w oddaniu szpiku, jednak nie chcę nikogo martwić swoim zdrowiem. Już dużo mają przeze mnie problemów. 

***

- Wracamy? - spytał mnie Fredo. Dzisiaj pierwszy raz podano mi chemię. Siedziałam na łóżku w specjalnej sali, a chłopak stał przy wózku i czekał na mnie. 

- Tak. - wyszeptałam. Podszedł do mnie i pomógł mi zejść z łóżka. Przesiadłam się na wózek. Po chwili wyjechaliśmy na korytarz. 

- Jak się czujesz? - spytał. Był uśmiechnięty od ucha do ucha. Byłam zdziwiona Jego radością. 

- Tak sobie. Na razie mam zawroty głowy lekkie. - powiedziałam. Przejeżdżaliśmy przez inne sale, gdzie leżeli ludzie z takimi samymi schorzeniami co ja. Zaciekawiła mnie jedna osoba. Była to dziewczyna w wieku osiemnastu lat. Chorowała od pół roku na białaczkę. - Możemy się zatrzymać u Madeleine? 

- Pewnie, ale na krótko. - powiedział. Zdziwiłam się, ponieważ nigdy nie powstrzymywał mnie z tym, abym u niej siedziała. 

- Dlaczego? - spytałam. 

- Bo dzisiaj ma ona przeszczep. - odpowiedział. Ucieszyłam się na tą wiadomość. Właśnie zaczęliśmy wjeżdżać do jej sali. Dziewczyna siedziała na łóżku i czekała. 

- Co tam laska? - spytałam. Mad ucieszyła się na mój widok. 

Hej hej.

To się trochę porobiło. Jak myślicie, Lily da radę pokonać białaczkę?

Pozdrawiam,

Natuplocia<3

To jeszcze nie koniecWhere stories live. Discover now