XXIV

192 8 0
                                    

- Przecież byśmy się przebadali. - powiedział David. Zaśmiałam się ironicznie. Wszyscy mieli grymasy na twarzach. 

- Chciałam właśnie tego uniknąć. - wyszeptałam. Spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie na kolanach. Camila objęła mnie, choć tego nie chciałam. To doprowadzało mnie do stanu załamania. 

- Co to znaczy? - spytał Jason. Był wkurzony, lecz tłumiłam w sobie lęk. Nie chciałam kolejnego ataku i chciałam z tego się wyleczyć. 

- Zmień ton. - wysyczałam. - Ty najmniej powinieneś się odzywać po tym, jak masz przede mną tajemnice. Może powinnam powiedzieć, że wszyscy ją macie. - zamilkli. Zorientowali się chyba, że wszystko słyszałam. 

- To nie tak. - zaczęła Olivia. 

- Zamilcz. - od razu jej przerwałam. Dziewczyna była w szoku. - Macie do mnie pretensje, że wszystko przed wami zataiłam, a sami nie jesteście lepsi. Nie chciałam Wam mówić, bo już jestem dla Was utrapieniem. - zwróciłam wzrok do Fredo. - Możemy pojechać do Mad? - chłopak był zdziwiony moim pytaniem. Po chwili pokiwał głową i podjechał wózkiem. 

- Gdzie Ty się wybierasz? - spytał Jason. Chłopak stał w szoku, że odmawiam rozmowy. 

- Jadę do dziewczyny, która mnie rozumie i przechodziła przez to co ja. - przesiadłam się na wózek z pomocą Camili i Fredo. 

Po chwili wyjeżdżaliśmy już na korytarz. Robiło mi się słabo, ale nie chciałam teraz się poddać. Poruszaliśmy się w ciszy. Chyba nikt nie wiedział, co ma powiedzieć w tej chwili. Nie miałam zamiaru pokłócić się z nimi. Chciałam tylko wyjaśnień, których w sumie nie otrzymałam. 

***

Siedziałam przy Mad już dobre dwie godziny. Pielęgniarki dziwnie na mnie patrzyły, jednak nie przejmowałam się tym. Chciałam już zobaczyć uśmiech dziewczyny. Nigdy nie była smutna, gdy u niej przebywałam. Ona radziła mi, abym szybciej powiedziała znajomym, jednak jej nie posłuchałam. 

Po kolejnej godzinie czekania aż dziewczyna się obudzi, poczułam ruch koło siebie. Myślałam, że to znowu pielęgniarka, jednak tym razem się pomyliłam. Był to Jason. Nie wiedziałam, jak mnie on znalazł i co tutaj robi. Chłopak był w pół uśmiechnięty, lecz się słowem nie odezwał. Usiadł koło mnie na stołku i patrzył w podłogę. 

- Co tutaj robisz? - spytałam. Starałam się zachować spokój i cichy głos, aby nikomu nie przeszkadzać. Szatyn nie podniósł na mnie wzroku. Pomyślałam, że muszę dać mu chwilę na odpowiedź. Każdy jej potrzebuje, aby zebrać słowa w całość. 

- Szukałem Cię, aby porozmawiać. - wiedziałam, że trzeba czasu na wyjaśnienia. Nie wiedziałam, że będzie chciał to zrobić teraz. - Oboje nie byliśmy w stosunku do siebie do końca szczerzy. 

- Musisz mnie zrozumieć. Nie chciałam być dla Was kulą u nogi. Pani doktor powiedziała, że jest duża szansa na wyzdrowienie. Jednak potrzebuję szpiku. - chłopak na mnie spojrzał. Czułam ten wzrok na policzku. - Jednak szukanie dawcy to jest jak szukanie igły w stogu siana. 

- Dlaczego nie powiedziałaś nam żebyśmy mogli się przebadać? - spytał. Pierwszy raz Jason jest taki spokojny w rozmowie ze mną odkąd się o wszystkim dowiedzieli. 

- Myślisz, że ktoś z was jest moim dawcą? - spytałam. - Jeżeli wam by się coś stało to nie wybaczyłabym sobie tego. - zaśmiałam się ironicznie. - Za bardzo chcę, abyście byli zdrowi i bezpieczni. 

- Jesteśmy rodziną czy tego chcesz czy nie. Jeden za wszystkich i tak dalej. Więc mamy być ze sobą szczerzy. - powiedział. Uśmiechnęłam się do niego za te słowa, lecz po chwili zrobiłam grymas na twarzy. 

- To się tyczy również Was. - zazgrzytałam zębami. Chłopak się zmieszał i ponownie popatrzył w podłogę. Nie wiedziałam, że ta sprawa ma drugie dno. 

- Wyścig poszedł dobrze. Jednak gdy zajechaliśmy na miejsce, sprawy się trochę pokomplikowały. - zaczął. Oparłam się o łóżko dziewczyny i skupiłam się na słowach chłopaka. - Na starcie podszedł do mnie John z Waszymi ojcami. Zachowałem spokój, aby nie dekoncentrować się przed startem. Dark powiedział, że jak on wygra to zabiera Was do swojego burdelu i Ciebie będzie miał dla siebie. Jednak powiedział, że jak ja wygram to mogę Was zabrać i nic nie będzie się wtrącał. - zatrzymał się na chwilę. - Nie wiedziałem, że to ma haczyki. Po wygranej powiedział mi, że mam rok na to, aby się Tobą nacieszyć. Mamy rok na to, aby się pobrać. Jeżeli do tego nie dojdzie to mi Ciebie zabierze. - powiedział. Schował głowę w swoje dłonie. Siedziałam jak zamurowana. - To jeszcze nie koniec. Po roku czasu masz zmierzyć się z nim w torze śmierci. - westchnął. Myślałam, że się przesłyszałam. 

- Żartujesz sobie ze mnie. - powiedziałam, gdy trochę się otrząsnęłam z szoku. Miałam nadzieję, że chłopak ze mnie żartuje. 

- Wiedziałem, że tak zareagujesz. - westchnął. - Czy życie ze mną naprawdę jest takie ciężkie? - spytał. Popatrzył na mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. 

- Nie wiadomo, czy do roku czasu przeżyję. - powiedziałam. Starałam nie podnosić głosu. 

- Dlatego tak się zdenerwowałem, gdy Olivia powiedziała nam o chorobie. Nie wiedziałem, dlaczego to przed nami zataiłaś. 

Rozmowa z Jasonem dała mi dużo do myślenia. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jeszcze z dobre dwie godziny. W końcu Fredo napisał wiadomość Jasonowi, że powinniśmy już wracać do sali. Chłopak nie był zadowolony z tego, jednak zrobił tak jak mu kazano. Po wjechaniu do sali wszyscy mnie przeprosili, a ja przeprosiłam ich. Obiecaliśmy sobie już żadnych tajemnic. Od razu po wyjaśnieniach poszli do pani doktor po to, aby się przebadać. Teraz wiem, że zrobiłam źle. Nie musiałam zatajać przed nimi tego, że jestem chora. Wszystko potoczyłoby się szybciej, gdybym im powiedziała. Czasu się już nie cofnie. Teraz można wszystko zmienić.


Hej hej.

Wiem, że trochę ciężko w to uwierzyć. Jednak pamiętajcie, że to tylko fikcja.

Pozdrawiam,

Natuplocia<3

To jeszcze nie koniecTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang