XXVI

169 7 0
                                    

Obudziłam się, bo poczułam, że się poruszam. Nie wiedziałam dokładnie gdzie jestem, bo nie rozpoznawałam tego pojazdu. Pamiętam natomiast wszystko przed zemdleniem. Rozejrzałam się po całym wnętrzu. Za kierownicą siedział Jason, a koło niego mój lekarz, z którym przyjechałam. To było bardzo dziwne, bo chłopaki bardzo dobrze się dogadywali, jakby znali się od bardzo długiego czasu. Wstałam z kanapy i popatrzyłam w okno. Kierowaliśmy się w stronę szpitala. Uświadomiłam sobie, że to nie był sen. Wszystko działo się naprawdę. Siedziałam cicho, aby chłopaki nie przeszkadzali sobie w rozmowie. Ja przez ten czas mogłam chociaż przez chwile pomyśleć. 

Nie mogę uwierzyć, że chłopak był tak lekkomyślny, żeby igrać z życiem. Ten wyścig mógł skończyć się przecież inaczej. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, jakby coś mu się stało. Nie wiem z jakiego powodu nim się tak przejmuję. Jednak wiem, że coś do niego czuję. Przecież to nie był zwykły tor, tylko ten jeden z najgorszych. Dlaczego to wiem? Bo na nim również się ścigałam i moja rywalka na nim zginęła. Mimo tego, że pragnęłam pokonania jej to nigdy nie życzyłam nikomu śmierci. Zawsze dla mnie było to ciężkie, jednak moim zdaniem to wiedzą na co się piszą. Trzeba zawsze myśleć o najgorszych wypadkach, które mogą się zdarzyć. Nigdy nie można również wszystkiego przewidzieć, co się wydarzy. 

- Obudziłaś się? - spytał lekarz. Wybudził mnie z moich myśli i szczerze to dziękowałam mu za to w podświadomości. Widziałam, jak w lusterku Jason na mnie patrzy, lecz nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Cały czas miałam do niego żal za ten wyścig. 

- Chyba kiedyś musiałam. - odparłam. Nie miałam humoru, aby być dla każdego miła. - Kiedy będziemy w szpitalu? Chcę porozmawiać z panią doktor. 

- Właściwie to podjeżdżamy. - powiedział i się uśmiechnął. Chciało mi się zaśmiać z Jasona, ponieważ spojrzał na chłopaka spod byka. Nie wiedziałam, dlaczego szatyn tak się zachowuje. 

Gdy tylko podjechaliśmy pod budynek, wysiadłam i się lekko zachwiałam. Poczułam się w jednym momencie słabo, lecz po chwili odzyskałam siły. Przy drzwiach czekał już na mnie Fredo z wózkiem. Naprawdę chciałabym być już zdrowa, żeby nikt nie musiał nade mną chodzić. Chłopak uśmiechnął się do mnie, lecz nie miałam humoru przez Jasona. Bez słowa usiadłam na wózku i skierowaliśmy się do wind. Słyszałam, jak chłopaki podążają za nami. 

- Pani doktor chciała się z Tobą widzieć. - powiedział Fredo, gdy wyszliśmy z windy. 

- Miałam sama do niej iść, ale jak mnie wzywa to nawet lepiej. - westchnęłam. - Mówiła, o co chodzi? 

- Powiedziała, że to chodzi o Twoje wyniki i coś bardzo ważnego. - odpowiedział. 

Stanęliśmy pod jej drzwiami. Nie wiedziałam, o co kobiecie chodzi. Chłopaki rozeszli się, a  ja siedziałam przed nimi. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się bać. Zapukałam i wjechałam. Pani doktor siedziała w swoim fotelu i pisała coś na laptopie. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła. Zdziwiłam się, ponieważ nie byłam do tego przyzwyczajona. Ostatnim razem, jak się widziałyśmy to nie była zadowolona, że chciałam wyjść właśnie na te wyścigi. Stanęłam wózkiem przy jej biurku. Kobieta wygodnie oparła się o oparcie i na mnie patrzy. 

- Wiesz, po co Cię tu zawołałam? - spytała. Cały czas miała na twarzy uśmiech. Miałam dziwne wrażenie, jakby coś się stało. 

- Chciałabym się dowiedzieć, bo nie mam bladego pojęcia. - odpowiedziałam. Chciałam, aby mój humor mnie opuścił. Chciałam w końcu zająć się swoim stanem zdrowia i chociaż na chwilę nie myśleć o Jasonie. Kobieta zaśmiała się z mojej odpowiedzi. 

- Twoje wyniki są lepsze. - zaczęła, a mi uśmiech pojawił się już na twarzy. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona. 

- Idealnie. - powiedziałam. Kobieta zaśmiała się, ponieważ nawet nie pozwoliłam jej dokończyć. 

- Znalazł się dla Ciebie dawca. - zamurowało mnie. Myślałam, że się przesłyszałam. Cały czas te słowa krążyły w mojej głowie. 

- Żartuje pani. - nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam zdumiona tą wiadomością. Nie wiedziałam, że nadejdzie to tak szybko.

- Nie. - powiedziała. - Ciesz się dziewczyno. Jeden z Twoich znajomych okazał się mieć podobne parametry do Ciebie. Zrobiliśmy dodatkowe badania z pobranych próbek. Jest duże prawdopodobieństwo, że będziesz mogła otrzymać przeszczep. - wytłumaczyła. W tym momencie byłam tak szczęśliwa, że nie wiedziałam co powiedzieć.

- Jestem taka szczęśliwa. - zaskrzeczałam. Myślałam, że to wszystko mi się śni.

- Jednak, aby się upewnić to zbadamy Was oboje. Jeżeli wszystko będzie dobrze to w przyszłym tygodniu będziemy mogli przygotowywać się do operacji.

- Boże dziękuję. - zapiszczałam.

W tym momencie do sali wpadł Fredo. Był zdezorientowany moim zachowaniem. Pani doktor tylko się uśmiechała i śmiała z mojego zachowania. Uzgodniłam razem z panią doktor, że dzisiaj podczas obchodu przed zakończeniem widzeń powiemy wszystkim o dobrych wieściach. Fredo zabrał mnie do sali. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Myślałam tylko o tym, że będę niedługo zdrowa. Wjechaliśmy do mojej sali. Spojrzałam na twarze, które ukrywały przede mną coś ważnego. Nie chciałam teraz psuć sobie humoru, jednak przypominając sobie o zaistniałej sytuacji byłam do tego zmuszona. Fredo pomógł mi przejść na łóżko. Oparłam się wygodnie o poduszkę i patrzyłam na nich. Czekałam na to aż ktoś pierwszy się odezwie. Jednak chyba za dużo od nich oczekiwałam.

- Mieliście zamiar mi powiedzieć? - spytałam. Nie mogłam czekać w nieskończoność. Nikt na mnie nie spojrzał.

- Mieliśmy. Jednak w Twoim stanie... - zaczęła Olivia. Nie mogłam tego słuchać. Chciało mi się śmiać i to właśnie zrobiłam.

- Czy wyście poszaleli? W moim stanie? Jakim ja się pytam.

- Uspokój się, bo znowu będziesz miała atak. - powiedział Jason. Byłam wkurzona ich lekkomyślnością.

- Jak mogłeś jechać tym torem? - spytałam. - Jesteś nieodpowiedzialnym dupkiem. - w tym momencie do sali weszła pani doktor.

- Spokój. Co tu się dzieje? - spytała.

- Ten nieodpowiedzialny dupek ścigał się na najgorszym torze. - wyjąkałam, opadając na poduszki.

- Jason. Oszalałeś teraz człowieku. Tyle co zrobiłeś. Przecież mówiłam Ci, że teraz nie możesz, bo...

Hej hej.
Przepraszam, że dawno nie było rozdziału, ale się poprawie.
Pozdrawiam,
Natuplocia<3

To jeszcze nie koniecWhere stories live. Discover now