XVII

232 10 0
                                    

Myślałam, że wszystko szybko się skończy. Myślałam, że szybko ujrzę światło dzienne. Myślałam, że szybko ujrzę te twarze, za którymi tak tęsknię. Myślałam, że nie ma ludzi tak podłych na Ziemi. Myślałam, że zależy IM na mnie. Jak bardzo człowiek może się pomylić? Bardzo...

Siedziałam w tym jednym pokoju bez prawa wyjścia. Jestem tu już chyba dwunasty dzień. Dlaczego chyba? Ponieważ nie ma tu ani zegara ani kalendarza. Jest tu tylko okno z kratami, przez które widok jest na las. Bardzo liczyłam na to, że po moim telefonie wszyscy zaczną się niepokoić i szukać. Bardzo się przeliczyłam. Nikt jeszcze nie przyjechał po mnie. John odwiedza mnie nawet trzy razy dziennie. Bije mnie i gwałci. Zawsze przychodzi o tych samych godzinach. Inni mężczyźni natomiast przynoszą mi jedzenie i picie. Nie zdziwiłam się, jak było to jedna kromka chleba i mała butelka wody. Przez to bardzo mocno schudłam tak, że widać mi kości.

Gdy John wychodził kolejny raz z mojego pokoju, zdążyłam usiąść w kącie pod ścianą. Nie chciałam siedzieć na tym okropnym łóżku, gdzie wszystko zazwyczaj się dzieje. Siedziałam w samej bieliźnie, bo tylko ją John oszczędził. Oparłam głowę na podkulonych kolanach. Chciałam zasnąć, ponieważ dzisiaj już nie powinien wrócić. Po chwili odpłynęłam.

Jeden strzał... Krzyk... Drugi strzał... Drugi krzyk....

Obudziło mnie to, a ja myślałam, że to sen. Bardziej wtuliłam się w kąt ścian, ponieważ bałam się tego, co dzieje się za drzwiami. Brzmiało to na nalot jakiś ludzi z bronią. Przymknęłam oczy. Chciałam wsłuchać się w sytuację. Usłyszałam wbieganie po schodach. Mocno się przestraszyłam, gdy ktoś otworzył moje drzwi. Cała trzęsłam się z zimna i strachu. Otworzyłam oczy i mocniej wtuliłam się w ściany. Chciałam ukryć się przed tymi osobami.

W drzwiach ujrzałam Jasona. Myślałam, że to moja wyobraźnia płata mi już figle. Chłopak zlekceważył mnie i już chciał zawracać w drzwiach, jednak się zatrzymał w półkroku. Przekrzywiłam głowę na bok, bo byłam ciekawa, co zrobi ta zjawa. Jason odwrócił się ponownie w moją stronę. Zacisnął mocno szczękę i pięści. Przestraszyłam się takiego Jego wydania. W oczach ponownie tego dnia stanęły mi łzy. Zaczął zbliżać się w moją stronę. Zaczęłam ze strachu wbijać sobie paznokcie w skórę. Chłopak zauważył to i się momentalnie zatrzymał.

- Lily już wszystko dobrze. - powiedział, a Jego głos wydawał się taki realistyczny. Pokiwałam głową na nie.

- Ty nie istniejesz. To tylko moja wyobraźnia. - chłopak zmarszczył brwi na wypowiedziane szeptem moje słowa. - Jason i reszta o mnie zapomniała.

- Co? - spytał. - Lily my tu jesteśmy. - zaczął podchodzić bliżej mnie. Ledwo podniosłam się na nogi.

- To nie prawda. Gdybyś wiedział, że tu jestem... Szybciej byś przyjechał. - zaczęłam mówić już normalnym głosem. Stanął naprzeciwko mnie. Zdjął z siebie bluzę i mi ją podał. Zawahałam się, ponieważ nie wierzyłam, że on stoi przede mną.

- Nie mogliśmy Cię namierzyć. - spuścił głowę. - Czy on Ci coś zrobił? - spytał. Wzięłam bluzę i zarzuciłam ją na siebie. Jason położył ręce na moich ramionach, a ja wzdrygnęłam się pod Jego dotykiem.

- Zgwałcił mnie. - wyszeptałam. Spuściłam wzrok na splecione moje ręce. W tym momencie wydawały się one bardziej ciekawe.

- Gdybym pojawił się wcześniej. - wyszeptał. - Przepraszam Cię. To wszystko moja wina. - Jego głos załamywał się. Pierwszy raz widziałam Jasona w takim wydaniu.

- To on. - wyszeptałam. - To on mnie przetrzymywał. To on mnie gwałcił. To on, nie Ty! - wykrzyczałam prosto w twarz, szatynowi. Chłopak zaciskał swoje dłonie coraz bardziej na moich ramionach. W moich oczach zebrały się ponownie łzy.

- Ale to przeze mnie znalazłaś się o niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. - wyszeptał. Jego wzrok tłumaczył sam za siebie, co zaraz się stanie. W pewnym momencie mignęło mi coś z tyłu Jasona. Spojrzałam w tamtą stronę. John stał w drzwiach i celował w nas z broni. Wszędzie miał krew, a Jego lewa ręka była postrzelona. Przeraziłam się, ponieważ nie chciałam, aby coś się stało Jasonowi.

- Uważaj. - krzyknęłam.

W momencie wystrzału zrobiłam najgłupszą rzecz, jaką mogłam zrobić. Jednak czego nie robi się w imię miłości. Mianowicie popchnęłam mocno nieświadomego chłopaka w bok. Przewrócił się, lecz od razu spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się do niego, bo wiedziałam, że nic mu nie jest. Jason miał wypisane na twarzy przerażenie. Zmarszczyłam brwi, ponieważ nie wiedziałam, o co mu chodzi. Popatrzyłam na Johna i ujrzałam go na ziemi. Postrzeliła go Olivia. Zaśmiałam się z niej, bo nigdy nie pomyślałabym, że ujrzę dziewczynę z bronią w ręku. Spojrzałam na swoje ciało i spostrzegłam strużkę krwi po prawej stronie. Złapałam się za ranę i spojrzałam na krew na dłoni. Zrobiło mi się słabo. Jason znalazł się od razu przy mnie. Położył mnie na ziemi, gdzie poczułam mocniejszy ból. Chłopak nachylał się nade mną, a po Jego policzkach spływały łzy. Wytarłam je dłonią, na której była krew.

- Nie płacz. - powiedziałam. Zaczęło kręcić mi się w głowie i naprzemiennie pojawiały mi się mroczki.

- Nie zasypiaj. - wyszeptał. - Co Ci strzeliło do głowy, aby mnie chronić? - z bezsilności zaczął krzyczeć. Złapałam go dłonią za policzek, aby się uspokoił.

- Dla miłości zrobi się wszystko. - poczułam się bardzo senna.

- Nie zasypiaj. - krzyczał. Olivia koło nas klęczała i głośno łkała.

- Kocham Was. - wyszeptałam i odpłynęłam...

Cześć kochani.

W sumie nie wiem, co ja mam Wam napisać. Trochę się porobiło.

Dajcie znać, czy Wam się podoba.

Tak sobie myślałam, czy nie macie do mnie jakiś pytań, aby lepiej się poznać? Dajcie znać to może pomyślę nad jakimś dniem na pytania i odpowiedzi.

Pozdrawiam.

Natuplocia <3

To jeszcze nie koniecWhere stories live. Discover now