Część 1: 0. Amber Scott

1.8K 100 227
                                    

– Wiesz co, Tim? Zachowujesz się jak niedojrzały gówniarz, to koniec – warknęła siedemnastolatka i oddała mi moją szarą bluzę z kapturem.
Chwyciłem ubranie i z kamienną twarzą odszedłem od dziewczyny w stronę przystanku autobusowego.

Szczerze mówiąc, spodziewałem się zakończenia tego związku i przyszedłem na spotkanie zupełnie przygotowany na taką ewentualność. Dobrze wiedziałem co znaczy "musimy porozmawiać" i nie zdziwiło mnie żadne ze słów Amber, które rzuciła w moją stronę. Każdy mój związek kończył się podobnie i prawie zawsze z tego samego powodu, więc scenariusz zerwania znałem już na pamięć.

Był sierpień, a ja wręcz rozpływałem się w tej czarnej koszulce, ale za cholerę nie chciałem ubrać czegoś w innym kolorze, bo nic z pozostałych rzeczy wtedy do mnie nie pasowało. Owa koszulka zawsze towarzyszyła przy moich zerwaniach i w sumie nawet zastanawiałem się raz, czy po prostu nie przynosi mi pecha jak jakiś czarny kot, ale szybko rozwiałem tę myśl. Czarne koty są przeurocze. Nagle z zamyślenia wyrwała mnie wibracja dochodząca z kieszeni. Ach tak, to Stan, mój najlepszy przyjaciel od... Podstawówki.

– Halo? – W moich słuchawkach rozległ się głos chłopaka.
– Hej – powiedziałem i nagle dotarłem do celu, jakim był przystanek. – Co tam?
– Zastanawiam się, czy chciałbyś przyjść dzisiaj do mnie. Będą Michael i Grizz, ciebie też bym chciał spotkać – rzekł Stan, a ja dostrzegłem nadjeżdżający autobus.
– Czemu nie... Mam coś przynieść? – zapytałem.
– Piżamę, bo nie chcę oglądać twoich bokserek w ananasy – roześmiał się, przez co ja zmarszczyłem brwi. – Żartuję, możesz spać jak zawsze.
– Spytałem, czy mam coś przynieść, a nie czy ocenisz moje gacie – Wszedłem do autobusu i usiadłem na pierwszym lepszym miejscu, wszystkie i tak były wolne. – Wezmę popcorn i coś jeszcze.
– Jasne, jasne. Bądź o szóstej, pa! – No i się rozłączył.

Siedziałem, patrząc przed siebie.
W lusterku dostrzegłem kierowcę w podeszłym wieku i uznałem, że dorabia sobie do emerytury, gdy nagle nasze spojrzenia się spotkały, a ja szybko odwróciłem wzrok. To było naprawdę niezręczne Tim, nie powinieneś tak patrzeć na ludzi.

– Dziewczyna? – Usłyszałem rozbawiony głos mężczyzny.
– Tak, dziewczyna – Przyznałem, sądząc, że mówi o moim przygnębieniu, spowodowanym dzisiejszym rozstaniem.
– Musi być szczęśliwa, że ma takiego chłopaka – Zaśmiał się.

I dopiero wtedy do mnie dotarło, że mówił o rozmowie telefonicznej, którą przed chwilą zakończyłem. Moje policzki pokryły się rumieńcem, a ja, aby się przed nim nie skompromitować, postanowiłem brnąć dalej w kłamstwo.

– Mam nadzieję, że jest szczęśliwa – Posłałem zmieszany uśmiech w stronę lusterka, a siwowłosy odwzajemnił tę mimikę i wrócił wzrokiem na jezdnię.
Parę przystanków później pojazd był nadal pusty, a ja jeszcze bardziej skrępowany niż wcześniej. Wysiadłem o jeden przystanek za szybko i pożegnałem starca, by zaraz, najszybciej jak tylko mogłem, wrócić do domu spacerem.

Gdy wszedłem do domu, od razu dałem znać wszystkim domownikom, że jestem wewnątrz. Mama odkrzyknęła mi "cześć" z salonu, a tata "hej" z kuchni. Nic innego nie usłyszałem.

– Gdzie Gwen? – Zdjąłem buty, odłożyłem bluzę na komodę i wszedłem do kuchni, patrząc na tatę.
– U Polly – odrzekł, nie unosząc wzroku znad tego, co gotował.
– Ja dzisiaj jadę do Stana – oznajmiłem i sięgnąłem po plasterek ogórka, leżący na desce do krojenia, ale ojciec szybko zabrał mi go z zasięgu wzroku.
– Robię hamburgery, będziesz jeszcze na obiedzie, prawda? – Położył cebulę oraz ogórki na serze. – Umyj łapy, brudasie.
– Mam tam być o szóstej, więc na spokojnie zjem w domu – Podszedłem do zlewu i dokładnie wymyłem dłonie. – Ale muszę podejść do sklepu po jakieś przekąski.
– Och, to świetnie się składa, wyprowadzisz przy okazji psa – Usłyszałem głos mamy dochodzący zza moich pleców.
A mogłem się nie przyznawać.

Never have I everWhere stories live. Discover now