-8- Historia Suave

200 29 12
                                    

[Perspektywa - Suave]

Przeciągnąłem się leniwie na starym, podziurawionym materacu i podniosłem się do pozycji siedzącej. To była bardzo miła noc, a pobudka była jeszcze milsza. Przez długi okres czasu, rano budziły mnie krzyki, huczenie, bądź bliżej niezidentyfikowane hałasy, a tu proszę jaka miła niespodzianka. Los postanowił być życzliwy w moje urodziny.

Zsunąłem się delikatnie z mojego materaca, po czym podreptałem na sąsiedni, na którym leżał mój najbliższy i jedyny życiowy kompan - Street. Chociaż ja wolę nazywać go po prostu swoim przyjacielem. Kiedy już znalazłem się przy nim, wpełznąłem pod jego przykrycie. W momencie, w którym położyłem się koło niego, od razu wyczuł moją obecność. Stęknął parokrotnie, a następnie otworzył leniwie oczodoły.

—Dzień dobry.— odrzekłem z entuzjazmem, który ciężko było mi opanować.

—Suave, nie budź mnie.— położył dłoń na mojej twarzy i odepchnął mnie tak, że wypadłem poza obszar materaca.

—Ale ja mam dzisiaj urodziny.

—A ja mam spanko.— przewrócił się na drugi bok— Zaczniemy je świętować, kiedy kogut zapieje.—wymamrotał pod nosem— Jeśli nie możesz spać, znajdź sobie jakieś twórcze zajęcie.

Street obiecał mi, że spędzimy moje urodziny w wyjątkowy sposób, a on zawsze dotrzymuje słowa. Po prostu muszę poczekać. Opowiadał mi, że jego rodzice pozwalali mu na wszystko co chciał w jego urodziny. Nie wiem czy to prawda, bo mój przyjaciel czasami lubi naginać rzeczywistość na jego korzyść, a opowiadał mi to w momencie kiedy to on miał swoją rocznicę. Tak czy siak wtedy robiłem dla niego wszystko co chciał, więc zapewne on mi się odwdzięczy. Jest tyle rzeczy, które chciałbym dzisiaj zrobić! Może odwiedzimy ten śliczny potok w lesie, a może uda nam się dostać do koni i je pogłaskać. Może w końcu znajdziemy jakieś jedzenie. Nie trzymałem nic w ustach od trzech dni.

Swoją drogą moje myśli znowu powędrowały ku rodzicom Street'a. Mało mi o nich opowiada, możliwe, że nadal boli go to, że nie żyją. Ja straciłem swoich rodziców, kiedy byłem jeszcze zbyt mały, aby ich zapamiętać, także mnie nie ma co boleć. Niedługo po moich narodzinach mama i tata zostali zamordowani, Street widział to wszystko i mnie uratował. Od tego momentu postanowił się mną opiekować. Przygarnął mnie, chociaż nie miał takiego obowiązku i mimo, że przy każdej naszej kłótni mi to wypomina, naprawdę jestem mu wdzięczny. Jak będę miał szesnaście lat, tak jak on i będę dorosły, to ja będę go chronił i odwdzięczę mu się za wszystko co dla mnie zrobił. Jednak póki jestem dzieckiem, muszę być posłuszny i pomagać tak jak mogę, tak mówi mi Street.

Postanowiłem znaleźć sobie jakieś twórcze zajęcie. Tylko co to może być? Już wiem! Rozpalę ogień na dworze, żeby było ciepło, kiedy Street się obudzi. Na początek muszę wydostać się na zewnątrz. Budynek w którym postanowiliśmy przenocować jest strasznie dziwny. Został zawalony gruzem podczas ostatniej wojny i można dostać się do niego tylko przez dach. To może wyjaśniać dlaczego udało nam się ze Street'em znaleźć tak dobre miejsce na nocleg. Inni boją się, że ta rudera zawali się czy coś w tym stylu. My z początku również się tym martwiliśmy, ale początek mroźnej zimy i Wielki Łowca Gerson na ogonie, wpłynęli na podjęcie naszej decyzji. Dlaczego ściga nas Wielki Łowca Gerson? Ym... no cóż. Zdarzyło nam się pare razy złamać prawo, czyli między innymi wchodziliśmy do niedozwolonych miejsc i okradaliśmy innych. Wiem, że to trochę nie w porządku i trochę mi głupio, że zabieramy rzeczy, które nie należą do nas. Ich właściciele zapewne robią się smutni, kiedy zauważają ich brak. Jednak jak inaczej mielibyśmy przeżyć? Street pociesza mnie faktem, że okradamy bogate potwory, które i tak mają dużo rzeczy, jedzenia i złota. Nigdy nie zabralibyśmy ostatniego kawałka chleba osobie, która jest głodna. Tak czy siak takie argumenty nie trafią do Wielkiego Łowcy, dlatego musimy uciekać.

„Łowca" Undertale (Poth)Where stories live. Discover now