-3- Adopcja

188 28 21
                                    

[Perspektywa - Palette]

Mój błogi sen przerwały dziwne hałasy dobiegające zza drzwi. Rozumiem, że w takim miejscu jak te, o ciszy można jedynie pomarzyć, ale w środku nocy zazwyczaj było w miarę cicho. A sądząc po widokach za oknem, mamy właśnie taką porę. Trochę zdenerwowało mnie to, że zostałem bezczelnie obudzony, jednak nie przestraszyłem się tymi dziwnymi dźwiękami, na tyle aby chcieć sprawdzić co je wywołało i czy nie jest to niebezpieczne, jak mam w zwyczaju robić od około dziewięciu lat. Nie przypominało to krzyku, lecz dość nieporadne szepty i chichoty. Najpewniej Amethyst i Lucie znowu się bawią.

Miałem zamiar pójść tam do nich i zwrócić im uwagę, ale zapomniałem o dość znaczącym szczególe. Nie mogę. Choćbym nawet chciał. Po odejściu Pana Rêver, Eterna wróciła do mojego pokoju i wytłumaczyła mi dlaczego nie mam czucia w dolnych kończynach. Jeden z wilków przegryzł mi dolny odcinek kręgosłupa i jeśli mój organizm sam z tym sobie nie poradzi, zostanę częściowo sparaliżowany już na zawsze. Ale jestem dobrej myśli! Jeśli będę przekonany, że odzyskam władzę w nogach, na pewno tak się stanie.

Nie mam co ze sobą teraz zrobić. Po tak intensywnym rozmyślaniu nad swoim losem, całkowicie się rozbudziłem i najpewniej już nie uda mi się zasnąć. W sumie jedyne co ostatnio robię to leżenie w łóżku, więc to chyba nie ma znaczenia, o której znowu się położę. Myślę, że jeśli zapalę świeczkę w pokoju, nie obudzi to Sprinkle. Ogień jednej świeczki nie jest taki mocny, a przynajmniej poczuję się trochę raźniej.

Wyciągnąłem dłoń w kierunku szafki, na której leżały zapałki. Jednak nie było to tak proste jak mi się wydawało. Okazało się, że leżą za daleko, albo ja mam za krótką rękę. Jedno z dwóch. Postanowiłem przesunąć się na skraj łóżka, jednak szybko tego pożałowałem, bo kiedy tylko znowu wyciągnąłem rękę przed siebie, upadłem i z hukiem poleciałem na podłogę. Ugh... jak dobrze, że moja miednica już się zrosła.

—Sprinkle, pomożesz mi wstać?— zapytałem, będąc pewny, że hałas, który narobiłem, obudził mojego przyjaciela— Sprinkle?— powtórzyłem, kiedy nie otrzymałem odpowiedzi— Czy ciebie tutaj nie ma?

Naprawdę go tutaj nie ma? W takim razie gdzie on jest? Odkąd straciłem pełną sprawność przesiaduje ze mną cały czas. Pomijam już fakt, że od dziewięciu lat mieszkamy w tym samym pokoju.

—Palette!— po jakiś pięciu minutach zawitał do naszego pokoju. Możliwe, że usłyszał ten dźwięk jeśli był blisko, albo był na parterze—Upadłeś? Oczywiście że upadłeś. Przecież byś tu nie leżał jakby było inaczej. Złamałeś sobie coś? W sumie to nogi masz już połamane.— zaczął panikować. To nawet zabawne.

—Może po prostu pomóż mi wstać.— powiedziałem lekko się śmiejąc.

—Tak! To dobry pomysł!— na początku nie wiedział jak ma się do tego zabrać, ale po zapewnieniu, że nie rozpadnę się, kiedy mnie dotknie, wziął mnie na ręce i bez większego wysiłku odstawił na łóżko.

—Hej, co robisz?— zapytałem, kiedy wszedł mi do łóżka.

—Pilnuję, abyś nie spadł już więcej. Nie przesadzaj, nie pierwszy raz śpimy w jednym łóżku.

—Ale wtedy byliśmy mniejsi i to jednoosobowe łóżko było w sam raz, teraz jest trochę ciasno i boję się, że spadnę przez ciebie.—złapał mnie w talii i przycisnął do siebie— Lepiej?

—Teraz będzie mi trochę gorąco.

—O nie! Panie Marudo, co zrobiłeś z Palette?

—Może faktycznie ostatnio mam nienajlepszy humor.— wtuliłem się w jego żebra. W zasadzie takie przytulanie jest naprawdę miłe. Jak byliśmy młodsi Sprinkle cały czas się do mnie tulił. W zasadzie to nie tylko do mnie.

„Łowca" Undertale (Poth)Where stories live. Discover now