-18- Propozycja nie do odrzucenia

159 28 30
                                    

[Perspektywa - Palette]

Korzystając z chwili spokoju, a konkretniej z okazji tego, że mój współlokator postanowił sobie pójść, zarządziłem chwilową drzemkę. Jak się okazało, ta chwila zajęła mi cały czas pobytu wampira w... gdziekolwiek on był. Po paru stęknięciach wywołanych nagłym wyrwaniem mnie ze snu poprzez dźwięk przekręcania klucza w zamku, postanowiłem podnieść się do siadu. Pierwszym co zobaczyłem był Pan Cruzar, który wnosił do celi rannego więźnia. W milczeniu przyglądałem się jak pomagał mu przedostać się na jego prycz. Wampir był w okropnym stanie. Stwierdzenie, że wyglądał jak ktoś, kto mógłby umrzeć w przeciągu paru następnych sekund nie jest w tym przypadku niczym przesadzonym. Nie był w stanie wykonać najmniejszego ruchu samodzielnie, w zasadzie całą swoją pozostałą siłę skupiał na opieraniu się na o ramię Pana Cruzar'a. Kolejnym co bardzo mnie zaniepokoiło, był wyraz jego twarzy, jego oczodoły były lekko przymknięte, a usta szeroko otwarte. Łapał nimi powietrze tak zachłannie, jakby miało za chwilę się skończyć. Jednakże najważniejszym elementem, który spowodował, że przez krótką chwilę zrobiło mi się go szkoda, był sam jego wygląd. W momencie w którym pierwszy raz mogłem mu się lepiej przyjrzeć, jego wszystkie kości były pokryte brudnymi, przesiąkniętymi szpikiem kostnym bandażami, jednak teraz udało mi się dostrzec jego rany. Wszystkie z nich wciąż były otwarte i brudziły jego kości oraz więzienne odzienie szpikiem kostnym, także na jego kościach w zasadzie w ogóle nie można było dostrzec bieli. W tamtej chwili wydawał się taki słaby. W ogóle nie przypominał obrazu okrutnego arystokraty z moich wspomnień.

—Za chwilę przyniosę miednicę z wodą. Dasz radę sam obmyć swoje rany?— w odpowiedzi na jego pytanie wampir zaczął się krztusić. Pan Cruzar pomógł mu przenieść się z pozycji leżącej do siadu— Palette, czy jesteś w stanie mu pomóc?— zwrócił się do mnie, nadal stojąc do mnie odwróconym plecami.

—Może byłbym.— przyłożyłem swoje kolana do klatki piersiowej i objąłem je ramionami— Ale nie chcę tego robić.

—Nie wierzę.— odwrócił się w moją stronę, a następnie spojrzał mi w oczodoły— Wiem, że jest na odwrót. Chciałbyś mu pomóc, ale nie jesteś w stanie, ponieważ się boisz. Znam cię wystarczająco długo, wiem, że nie potrafisz odmówić pomocy osobie, która tego potrzebuje.

—Dlaczego miałbym pomagać osobie, która zamordowała moją rodzinę?!— krzyknąłem—Niech zdycha.

—Palette!— dalszy krzyk przerwała mu ręka wampira, która pociągnęła go za rękaw od munduru. Przez chwilę wysyłali sobie jakieś porozumiewawcze spojrzenia, po czym Pan Cruzar westchnął i wyszedł z celi— Lust, Horror.— wskazał palcem na ich kraty, a następnie na nasze.

Przez chwilę siedziałem w milczeniu, bijąc się z własnym sumieniem. Możliwe, że trochę przesadziłem, a w zasadzie to bardzo. Nigdy nie życzyłem nikomu śmierci, czuję się z tym źle. Odruchowo miałem zamiar przeprosić go za swoje wcześniejsze zachowanie, jednak kiedy tylko spojrzałem w jego stronę, żadne słowa nie chciały opuścić moich ust. Czy powinienem go przepraszać? Przecież nic mu tak właściwie nie zrobiłem, a on mi za to tak. Nie wiem o czym myśleć! Tak bardzo go nienawidzę! Dlaczego nawet nie robiąc właściwie nic, potrafi sprawić, że czuje się źle?!

—Nie patrz na mnie!— krzyknąłem i schowałem twarz w kolanach.

—Przepraszam.— szepnął łamiącym się głosem i zaczął wpatrywać się w sufit.

—Przestań mnie przepraszać! Przestań udawać, że jest ci przykro!

—Przestanę jeśli chcesz. Jednak wiedz, że nie udaję. Naprawdę żałuję tego, co wam zrobiłem.— ucichł na chwilę, aby znowu nabrać powietrza— Nie jestem typem wampira, który morduje bez skrupułów. Byliście pierwszymi osobami, które zaatakowałem.

„Łowca" Undertale (Poth)Where stories live. Discover now