-13- Bitwa na śnieżki

128 29 8
                                    

[Perspektywa - Palette]

Krążyłem dookoła budynku już dobre dziesięć minut. Przez cały ten czas przebierałem nogami tworząc ślady w nowo nasypanej warstwie śniegu. Nie byłem w stanie ustać w miejscu, nie po tej dość ostrej wymianie słów z Luxath'em. Nie mogłem znieść tego co mi powiedział, nie dlatego, że rzucał oszczerstwa w moją stronę. W ręcz przeciwnie. Z wyjątkiem tego miziania, wszystko co powiedział, było prawdą. Zdradziłem ich w chwili, w której nie strzeliłem do wampira. I nadal ich zdradzam zamiarem pogodzenia się z Gothy'm.

Główną motywacją do działania dla Luxath'a jest nienawiść do wampirów, którzy zabrali mu jego brata. Gdyby dowiedział się, że polubiłem jednego z nich, zapewne sam dokonałby mojej egzekucji. Ma do tego święte prawo. Wampiry to nasi wrogowie. Wampiry zabrały nam to co najcenniejsze. To bezwzględni mordercy. Jednak mimo to Goth wydaje się być inny. Nie jestem wściekły na Luxath'a. Jestem wściekły na siebie. Nie wiem co mam myśleć. Już dawno pogubiłem się z tym co jest dobre, a co złe. Z każdym dniem przepaść pomiędzy tymi dwoma pojęciami zaczyna się coraz bardziej zacierać. Naprawdę mam porzucić to, w co wierzyłem przez całe życie, dla jednego wampira?

—Pani Toriel pomagała mi, kiedy miałem wątpliwości.— odrzekłem, po czym spojrzałem w niebo— Błagam, jeśli gdzieś tam jesteś, pomóż mi ten ostatni raz. Daj mi jakiś znak.— oparłem się plecami o pień drzewa, po czym zacząłem zjeżdżać dopóki moja miednica spotkała się z miękkim puchem.

Siedziałem przez dłuższą chwilę całkowicie pochłonięty swoimi myślami. Moja twarz schowana była w kolanach, także gdyby nie charakterystyczny dźwięk skrzypienia śniegu, zapewne nawet nie zauważyłbym, że ktoś do mnie podszedł. W momencie, w którym postać uklęknęła koło mnie i położyła rękę na moim ramieniu, pomyślałem, że to Sprinkle, jednak aby się przekonać uniosłem wzrok ku górze. Można sobie jedynie wyobrazić moje wielkie zdziwienie, kiedy moje tęczówki w kształcie gwiazd skrzyżowały się z jedną białą. Z szeroko otwartą buzią wpatrywałem się w osobę, która klęczała przede mną. Prosiłem o jakiś znak, prawda?

—Palette ja...— Gothy zaczął zdanie, jednak pozwoliłem sobie przerwać mu w połowie. Złapałem go za rękę i zacząłem ciągnąć w stronę lasu. Na początku stawiał lekki opór, ale po kilkusekundowym przemyśleniu sytuacji postanowił dać mi się prowadzić.

—Tutaj jest niebezpiecznie.— odpowiedziałem po krótkiej chwili, aby chociaż trochę wytłumaczyć się ze swojego zachowania.

—Palette my musimy pogadać.— zaczął ponownie, kiedy zatrzymaliśmy się pod jednym z drzew— Mam mało czasu, a muszę jeszcze dobiec do zamku.

—Biegłeś tutaj?

—Tak, ale to nie istotne.— nabrał powietrze— Chciałbym cię przeprosić. Za to, że cię okłamałem. Jakoś zdażyło się tak, że nie rozpoznałeś mnie przy pierwszym spotkaniu, a ja cię naprawdę polubiłem, ale wiedziałem, że nie będziesz chciał mnie znać, kiedy dowiesz się prawdy. Nikt nigdy nie zaproponował mi, żebym został jego przyjacielem. Kiedy ty to powiedziałeś, zrobiło mi się strasznie miło. Tak właściwie to nikt jeszcze nie powodował u mnie tulu pozytywnych uczuć ile ty. Nie chciałem tego tracić. Nie chciałem tracić ciebie. Ale nie powinienem cię okłamywać. Prędzej czy później i tak wszystko by się wydało. Także przepraszam.— to co mówił było wypowiadane bardzo szybko i lekko chaotycznie. Tak właściwie mówił wszystko o czym pomyślał, co dało mi potwierdzenie tego, że był ze mną szczery.

—Też przepraszam. Za to, że tak pochopnie zareagowałem. Tak szczerze, to kierowałem się głównie strachem. Wszyscy łowcy przekonani są, że wampiry to bezwzględni mordercy, którzy mordują bez opamiętania.— przy wypowiadaniu ostatniego zdania lekko odwróciłem wzrok.

„Łowca" Undertale (Poth)Where stories live. Discover now