-26- Kill or be killed

184 29 34
                                    

[Perspektywa - Luxath]

Śledziliśmy tamtą dwójkę szkieletów już dobrą godzinę, jak nie więcej. Obydwoje ze Sprinkle stwierdziliśmy, że lepszym pomysłem jest przemierzanie tej drogi w pewnej odległości od siebie. Sprinkle szedł przodem, ponieważ on bardziej zna się na skradaniu, zabijaniu z zaskoczenia i takich typu rzeczach. Nie mam pojęcia jak on to robi, że nawet w krzewach potrafi poruszać się bezszelestnie, ale jestem pełen podziwu oraz obaw o własne życie. Czasami zapominam, że jest idealną maszyną do zabijania i denerwowanie go nie jest najlepszym pomysłem. Chociaż w odróżnieniu ode mnie, jego naprawdę ciężko wyprowadzić z równowagi.

Straciłem go z oczodołów, więc postanowiłem przyśpieszyć kroku. Na szczęście po chwili udało mi się go dostrzec. Stał oparty plecami o głaz dość pokaźnych rozmiarów i czyścił lufę od pistoletu. Na początku trochę mnie to zdziwiło, w końcu nie zarządziliśmy żadnej przerwy, ani nic w tym stylu.

—Zgubiłeś ich?— zapytałem lekko skołowany tym, że on sobie stoi i nic nie robi.

—Są za kamieniem. Jest tam jakieś pomieszczenie ze schodami w dół.— odrzekł znudzonym tonem, cały czas trzymając wzrok na broni.

—Brzmi jak pułapka.

—Mamy jakieś inne wyjście?— zwrócił wzrok na mnie.

—Nie po to chodziłem godzinę po tym lesie, aby teraz zawrócić.

Wyciągnąłem z kieszeni wybuchowe kulki, które ostatnio sprezentowała nam Doktor Lofy. Przez przypadek zmieszała jakieś składniki i rozwaliły jej połowę laboratorium. Tym oto sposobem posiadamy nową broń, którą możemy walczyć na odległość. Powtykałem pare kulek pod głaz, odsunąłem się na bezpieczną odległość, a następnie rzuciłem ostatnią przed siebie tak, aby zetknęła się z jedną z tych wystających spod głazu. Efekt okazał się lepszy niż myślałem. Dosłownie w parę sekund z wielkiego kamulca pozostały jedynie małe kamyczki, które oczywiście wyleciały w powietrze, trafiając wszystko naokoło. Ym... przepraszam ptaszki i wszystkie inne zwierzątka leśne.

—Cholera, Luxath mogliśmy go przesunąć.— Sprinkle warknął w moją stronę.

—To część planu, spokojnie.

—Tak, przecież w ogóle nie korciło cię, aby wysadzić coś w powietrze.— odrzekł sarkastycznie.

Zaledwie parę chwil po naszej wymianie zdań, na zewnątrz wybiegła dwójka strażników. Dokładnie tak, jak się spodziewałem. Rzuciłem Sprinkle porozumiewawcze spojrzenie, a następnie obaj wychyliliśmy się zza drzewa, które wcześniej służyło nam za tarczę i strzeliliśmy w dwójkę potworów. On z pistoletu, a ja z łuku, jednak obydwa strzały zakończyły się tym samym, a mianowicie pyłem poniesionym przez wiatr i elementami zbroi na ziemi.

Bez większego zastanowienia rzuciliśmy się do biegu. Mój plan obejmował jedynie utorowanie nam ścieżki na dół, chciałem pozbyć się wszystkich strażników przy schodach, jednak zapewne conajmniej jeden oddzielił się od grupy aby zawiadomić wampiry. Dlatego też musimy się streszczać, równocześnie zachowując ostrożność, w razie jakby ktoś jeszcze został.

—Lux, czy naprawdę myślisz, że zamknięcie Palette z powrotem w więzieniu to dobry pomysł?— Sprinkle postanowił mnie rozproszyć.

—Zdrajcy lądują w więzieniu.— rzuciłem od niechcenia, dalej skupiając się na patrzeniu pod nogi i wypatrywaniu potencjalnego wroga.

—Ale Palette nie jest zdrajcą. Palette jest naszym starszym bratem.— po tych słowach zatrzymałem się gwałtownie na jednym ze stopni i złapałem Sprinkle za kaptur, aby zrobił to samo.

„Łowca" Undertale (Poth)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz