-20- Las miejscem spotkań

167 31 39
                                    

[Perspektywa Macabre/Cauchemar]

Teleportacja trzech osób na raz była dla mnie dość sporym wyzwaniem. Chociaż stwierdzenie „dość sporym" jest w tym przypadku mało adekwatne. Był to wysiłek, który prawie mnie zabił. Kiedy tylko znaleźliśmy się w umówionym miejscu na zewnątrz, podszedłem do najbliższego drzewa, aby czymś się podeprzeć. Zaciskałem palce na pniu, z każdą chwilą coraz bardziej zarysowując korę. Moment w którym maź ze mnie spływa jest o wiele mniej bolesny, niż ten w którym mnie pokrywa, jednak skoro wcześniejszy ból był nie do zniesienia, wcale nie stawia mnie to w lepszej sytuacji. Nie powinienem tyle męczyć się z Eterną i Cruzar'em. Trzeba było raz a porządnie im przypieprzyć i wynosić się jak najszybciej. Chociaż nie. Jak teraz tak na to patrzę, walenie tamtym sukinsynem o ścianę, było nawet satysfakcjonujące. Gdyby nie spore konsekwencje, które mnie teraz czekają, z chęcią bym to powtórzył.

Korzystając z chwilowego przypływu sił postanowiłem odwrócić się w stronę moich pozostałych towarzyszy. Widok prze mną był, z wiadomych powodów, dosyć rozmazany, jednak udało mi się dostrzec Palette przyglądającego się drzewom z wielkim uśmiechem na ustach. Po chwili emocjonowania się przyrodą, której nie widział przez zaledwie pare dni, zwrócił uwagę na Sueño. Niestety nie było mi dane zobaczyć tego co stało się następnie, ponieważ moje oczodoły postanowiły kompletnie odmówić mi posłuszeństwa. Prawdopodobnie w tamtej chwili straciłem przytomność, bo następnym co zobaczyłem była niewyraźna twarz mojego brata.

—Nie mamy na to czasu. Zapewne już wszczęli alarm. Musimy uciekać.— pomiędzy szumami udało mi się usłyszeć podirytowany głos Street'a.

—Jest strasznie osłabiony.— Sueño przesunął swoją dłoń z mojego mostka, na kość czołową— Przeniosę go do wioski, aby mógł odpocząć.

—Wcześniej wyglądało to o wiele bardziej spektakularnie.— Street prychnął pod nosem. Patrzył na nas z góry, więc prawdopodobnie razem z bratem znaleźliśmy się na ziemi. W tamtym stanie ciężko było mi dostrzec, co dzieje się wokół mnie, więc trochę wolno łączyłem ze sobą wszystkie fakty.

—Wcześniej na codzień posługiwał się czarną magią.— Sueño postanowił stanąć w mojej obronie, na ten gest zaśmiałem się w duchu—Nie robił tego od parunastu lat, to oczywiste, że wyszedł wprawy.

—Fakty są takie, że po prostu się starzeję.—postanowiłem wciąć się w rozmowę.

Prawdą jest, że moje ciało i dusza nie są już aż tak mocne, aby poradzić sobie z „infekcją" czarnej magii. Działa podobnie do narkotyku. Wzmacnia cię, aby chwilę później całkowicie cię osłabić. Jeszcze dwadzieścia lat temu nie robiło to na mnie większego wrażenia, potrafiłem używać jej właściwie przez cały czas, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji, które nękają mnie do dziś i zapewne jeszcze będą nękać. Właściwie w dużej mierze mój aktualny stan spowodowany jest tym, że wcześniej nie potrafiłem pohamować się z używaniem zakazanych zaklęć. Nie byłem świadomy tego, że zepsucie przesiąknęło całą moją duszę. Bądź po prostu nie chciałem być tego świadomy. Załatwianie spraw przemocą i oszustwem, już od dziecka wydawało się dla mnie o wiele łatwiejsze. W momencie w którym zacząłem normalne życie, całkowicie odrzuciłem te poprzednie, a co za tym idzie i moją księgę zaklęć. Leżała w starej szafie i zbierała kurz aż do dzisiaj. Jednak czego nie robi się dla rodziny. Chciałem pomóc Palette, ale wychodzi na to, że to ostatni raz, kiedy mogłem to zrobić.

— Myślałem, że zdołam pomóc, ale nie możesz więcej na mnie liczyć.— wypowiedziałem na głos swoje myśli, zwracając się do bratanka—Nie wyciągnę cię już z kłopotów, więc uważaj na siebie.— przytaknął skinieniem głowy— Musimy się rozdzielić.

„Łowca" Undertale (Poth)Where stories live. Discover now