63.

361 18 4
                                    

~12  miesiąc, 1 rok od wyroku~

Rozpłynęłam się. Zniknęłam wraz z łzami, które opuściły moje powieki. Byłam wrakiem człowieka, który żył, bo musiał.

Ale dziś zrozpaczone cząstki mojej duszy i ciała znów zbierają się w całość, by żyć i być podporą dla kogoś, kto nie potrafi się tak pozbierać. Właśnie dziś mija rok od tej pieprzonej rozprawy, od cholernego wyroku sędziego, którego miałam ochotę zabić, gdy usłyszałam jego słowa. 

Gdy dojechałam do budynku, którego korytarze znałam już na pamięć, przywitał mnie ochroniarz, który chyba cieszył się, że już nigdy mnie nie ujrzy. Z wzajemnością. Podałam mu małą torbę z rzeczami chłopaka, a on mu ją zaniósł. Na samą myśl, że w końcu go zobaczę zaczynały mi się trząść ręce. W końcu, po roku rozłąki będę mogła bezkarnie go dotknąć czy nawet przytulić, nie martwiąc się groźnym spojrzeniem stróżujących tu policjantów. 

Wzięłam głęboki wdech, by się nie poryczeć gdy zobaczyłam w końcu chłopaka. Na sam jego widok kamień spadł mi z serca. Ulżyło mi, bo widziałam go stojącego przed policjantem i żywego. Co prawda był blady jak ściana i chudy, ale żył. Nie miałam z nim żadnego kontaktu przez kilka miesięcy, więc mój głupi, przewrażliwiony mózg zaczął snuć różne teorie. Podeszłam do niego i zaczekałam aż policjant rozepnie kajdany. Gdy tak się stało pociągnęłam chłopaka w dół i przytuliłam mocno do siebie.

-Nick...-szepnęłam. Chciałam głośniej, ale gula w gardle mi nie pozwalała- Nick, skarbie... nareszcie...

-Danie...-Niccolo też szeptał. Słyszałam, że łamał mu się głos- Tak bardzo za tobą tęskniłem...

-Ja też złotko, ja też. -westchnęłam głęboko i ucałowałam go w policzek. 

Nie chciałam tutaj siedzieć ani sekundy dłużej. Dlatego wzięłam jego wszystkie rzeczy i ciągnąc go za rękę, wyszłam z tego cholernego budynku. A niech szlag wszystkich jego pracowników trafi. Chłopak przez całą drogę do samochodu się nie odzywał. Rozumiałam go, więc i nie ciągnęłam za język. Z parkingu wyjechaliśmy również  w ciszy. 

-Danielle?-odezwał się dopiero, gdy zbliżaliśmy się do mojego, teraz naszego mieszkania- Możesz...  jechać na cmentarz?

-Na cmentarz?-zerknęłam na niego kątem oka, ale gdy lekko skinął głową miałam pewność, że się nie przesłyszałam- Jeśli chcesz, to tak, możemy. Ale jesteś pewien...?

-Tak...-znów skinął głową i westchnął- Chcę tam chwilę posiedzieć...

Tak więc zamiast skręcać w stronę ciasnej uliczki, gdzie znajdował się nasz blok, pojechałam w kierunku kościoła, za którym znajdował się cmentarz. Poprowadziłam go w stronę grobu jego matki, który jak obiecałam, utrzymywałam w czystości. Kupowałam też znicze i kwiaty. Posadziłam go na ławeczce naprzeciw grobu, bo widziałam że nogi mu zmiękły na sam widok. Usiadłam bok niego i złapałam za rękę.

-Była tak zajebiście dobrą kobietą...-powiedział półgłosem po dłuższej chwili. Spojrzałam na niego. Poczułam, że żal ściska mi serce, gdy dostrzegłam w jego oczach łzy- Nigdy nie krzyczała... nie była zaborcza... nawet nie dopytywała, gdy nie chciałem czegoś powiedzieć. Była tak zajebiście dobrą matką...

I'm holding You.Where stories live. Discover now