4.

498 24 1
                                    

Przygotowywałam się właśnie na spotkanie z Jake'm i Vittorią. Chciałam zrobić dobre pierwsze wrażenie, więc postawiłam na bardziej elegancki ubiór. Wybrałam luźne czarne spodnie, białą koszulkę i buty z kokardami. Do tego dobrałam czarną torebkę, do której włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy. Nigdzie nie ruszam się bez tamponu bądź podpaski, kosmetyków, chusteczek, gazu pieprzowego i telefonu. Jestem dziewczyną raczej słabą fizycznie z delikatną posturą, więc jeśli zaatakuje mnie jakiś czterdziestoletni pedofil raczej na pewno nie będę umiała się obronić, po to ten gaz. Moje długaśne włosy związałam w kucyka na czubku głowy i zrobiłam makijaż. Nie był on za mocny, ani za lekki. Taki w sam raz na wieczorne wyjście. 

Zobaczyłam, że jest już niemalże 18, a właśnie na tą godzinę umówiłam się z moimi znajomymi. Torebkę zarzuciłam na ramię i wyszłam z mieszkania. Szłam przez Rzym, słuchając mojej ulubionej muzyki i podziwiając piękno tego miasta. Przechodziłam właśnie obok ogromnego Koloseum, które aż przytłaczało mnie swoją wielkością. Czułam się jak malutka mrówka pośród ogromnych słoni. Nigdy nie byłam też za wysoka. Skręciłam w ciemną uliczkę, rodem z jakiegoś filmu. Choć w sumie zależy z jakiej sceny. Równie dobrze zakochana para mogłaby tutaj się całować, obściskiwać i robić bobo, ale również jakaś biedna kobieta mogłaby być tutaj gwałcona. Nie zważając na ciche obawy pojawiające się z tyłu mojej głowy ruszyłam hardo przed siebie, lekko przyspieszonym krokiem. Szłam tak do czasu, aż usłyszałam czyjeś krzyki. Poczułam, że serce zaczyna mocniej bić w mojej piersi i przypomniałam sobie, że przecież w torebce mam gaz, który natychmiast wyjęłam. Powoli zaczęłam zbliżać się do miejsca, z którego było słychać głosy rozmawiających, a może wrzeszczących mężczyzn. 

Wreszcie ich zobaczyłam. Stali w szczelinie między dwoma blokami, która była również połączeniem tej uliczki z inną. Jeden z nich był widocznie młodszy. Miał na moje oko dwadzieścia dwa, albo dwadzieścia trzy lata. Był naprawdę ładny i szczerze patrząc na jego przystojną twarz jakoś przestałam się obawiać. Miał jasnobrązowe włosy, które formowały się w piękne baranie loczki. Choć w sumie nie, bardziej wyglądały jak troszkę mocniejsze fale. Albo jednak loczki. Nie wiem. Wiem natomiast, że był ode mnie sporo wyższy, miał może około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu. Jego skóra pięknie mieniła się w blasku księżyca.

Drugi zaś był takim typowym gangsterem. Ubrany był w marynarkę i białą koszulę, co podkreślało jego cerę. Mężczyzna był mulatem z bardzo krótkimi włosami. Dostrzegłam na jego szyi tatuaż przedstawiający skorpiona. Tak, typowy patus z gangu. 

Mężczyźni zaciekle kłócili się o coś po włosku. Nie rozumiałam za dobrze o co, ale słowo 'pieniądze' przetaczało się przez ich usta non stop. Zrozumiałam jedynie, że jeden z nich jest inwestorem jakiegoś biznesu, a drugi nie wykonał tego, co ten pierwszy mu polecił. Nie wiem o co im chodziło, ale chciałam się jeszcze przysłuchać, więc przysunęłam się odrobinę bliżej, lecz wciąż chowałam się za ścianą, by mnie nie dostrzeli. Pech jednak chciał, żebym dziś umarła. Przybliżając się strąciłam stojącą na cegle puszkę po piwie, którą pewnie zostawił tam jakiś menel. 

-Kurwa...-przeklęłam pod nosem.

Co mnie podkusiło, żeby to robić? 

-l'hai sentito?- jeden zapytał drugiego, czy to słyszał. Nie wiem niestety, który. 

Teraz rzuciłam się ile sił w nogach do ucieczki. Niczym kot przed psem. Niczym stara baba po koszyk w supermarkecie. Niczym, kurwa nie wiem co, ale spierdalałam ile mogłam. Wybiegłam na drogę i miałam gdzieś, że kierowcy na mnie trąbią, czy, że mogą mnie potrącić. Miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz, że zaraz mogę zginąć. 

Już czułam jak biegną za mną, że są blisko i, że już wyciągają gnata. Jestem pewna, że mierzą teraz we mnie jakimś nieznanym mi rodzajem pistoletu, by pozbyć się świadków. Nie ważne, że nie wiem dokładnie o czym rozmawiali. W końcu jednak nie miałam sił już biegnąć. Byłam chyba dwie, trzy ulice dalej. Zatrzymałam się by złapać oddech. To również był czas, by stanąć twarzą w twarz z śmiercią. Obróciłam się na pięcie i poczułam coś w rodzaju ulgi, a raczej zażenowania. 

-Serio?- spytałam sama siebie- Tryb panikary chyba dostałam w genach od mamy!- za mną nikogo nie było.

I'm holding You.Where stories live. Discover now