29.

357 18 5
                                    

Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że moja własna siostra mogłaby chociaż pomyśleć, o usunięciu ciąży. Nie ważne, że niechcianej, ale przecież w jej ciele rozwija się drugi człowiek. To dziecko, które Anaya nosi pod sercem nie jest niczemu winne, ono nic nie zrobiło. Ba, nawet nie wie, że nie powstało z miłości dwojga ludzi, pragnących poszerzyć rodzinę. I chuj z tym, że to jej ciało i może robić z nim co chce. Właściwie to nie. Jej ciało kończy się tam, gdzie kończy się pępowina. Dalej, to już jest mały człowiek, żyjący sobie spokojnie własnym życiem. To jego ciało i nawet Anaya, będąca jego matką nie ma prawa decydować co się z nim stanie. 

Przerwałam moje smutne lamenty, bo nadjechał bus. Chciałam przedostać się do banku, by wypłacić pieniądze, które rodzice mi przesłali. Niestety, mimo, że miałam prawo jazdy, nie było mnie stać na samochód. Poza tym nawet nie znam obowiązujących tutaj przepisów. 

Kiedy wszystko było gotowe schowałam dość dużą ilość gotówki do torebki i wyszłam z banku. Chciałam kupić coś dla dziecka i dla Anayi, bo uważałam, że jeśli zobaczy maleńkie śpioszki, czy buciki serce jej zmięknie i zaniecha tego okropnego pomysłu. Ruszyłam w stronę sklepu dla dzieci. 

Pov. Niccolo

Kurwa, jaka ona jest cholernie pociągająca. W sumie cieszę się, że już nie mieszkam z Danielle, bo ciągle musiałem się powstrzymywać, żeby jej nie przygwoździć do ściany i porządnie nie wypieprzyć. Ale, nie. Nie jestem taki, nie myślę jedynie o seksie. 

Myślę również o jej niesamowicie hipnotyzujących, błękitnych tęczówkach, o jej pełnym uśmiechu i jej idealnym ciele. Poza tym Danielle jest cholernie inteligentna. Nie jest typowym pustakiem, któremu tylko jebanie w głowie. Jest ambitna, miła i piękna. 

Przed dostaniem wzwodu powstrzymało mnie wibrowanie w kieszeni. Wyjąłem telefon drżącymi rękami. Bałem się, że to znowu on, ale kiedy tylko mój wzrok powędrował na wyświetlacz, odetchnąłem z ulgą. To tylko moja matka, przypominająca, bym wracając kupił jej leki. Jest to starsza już kobieta z siwymi włosami i zmęczonymi brązowymi oczami.

-Halo?- powiedziałem, przeklinając w duszy, gdy zobaczyłem numer, który nagle się wyświetlił na ekranie.

-Słuchaj no, mały gnojku. Masz piętnaście minut na dowiezienie mi tego pierdolonego hajsu. Jak nie, moi ludzie już czekają pod twoim milusim domkiem. Myślisz, że twoja matka uraczy nas herbatką?- usłyszałem tak bardzo znienawidzony głos. Poczułem pieczenie pod powiekami. 

Nie rycz, słaby chuju.

Mężczyzna się rozłączył, a ja czym prędzej wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stałe miejsce spotkań. Kurwa, w duszy modliłem się, bym nie spotkał policji, bo jechałem jak wariat. Nie wiem ile czasu minęło, ale po chwili byłem już na miejscu. Zarzuciłem torbę na ramię i czym prędzej ruszyłem do starego budynku. 

Na miejscu przywitało mnie z tuzin pistoletów, mierzących w moją stronę. Wypuściłem powietrze z płuc, a po chwili zobaczyłem ten znienawidzony, szpetny ryj.

-Oddawaj to co moje, skurwysynu.-powiedział oschle w moją stronę. Rzuciłem torbę w jego stronę.- Grzeczniej, psie! Podnoś to!

Robiłem to co mi kazał, bo najbardziej zależało mi na mojej mamie. Nie na moim życiu, ale na jej. Mnie mogą zabić, ale jeśli tkną ją, będę się mścił zza światów. 

I'm holding You.Where stories live. Discover now