28.

365 19 10
                                    

Pamiętam te niebieskie oczy i blond włosy z dzieciństwa. Anaya - moja siostra, zupełnie nic się nie zmieniła. Była nieco tęgawą dziewczyną z roześmianymi błękitnymi oczami i blond włosami do ramion. Tyle, że dziś w jej oczach wcale nie dostrzegałam radości z życia, czy szczęścia. Dzisiaj szkliły się smutkiem i zawodem. 

-Anaya?- od razu rzuciłam się jej na szyję- Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś w Chorwacji, na uczelni?

-Naprawdę musimy rozmawiać w drzwiach?- rzuciła oschle. Cała Anaya. 

-Oh, nie. Oczywiście, że nie. Wjedź...-odsunęłam się trochę od drzwi, by dać kobiecie przejść, co uczyniła. 

Blondynka usiadła na kanapie. Zrobiłam nam herbatkę z ziół, bo przy niej ponoć najlepiej się rozmawia. 

-Więc? Jaki jest cel twojej wizyty?- spytałam, siorbiąc napój. 

-Cóż...-spięła się- Byłam też w Stanach...

-U rodziców? Super! Co u Briana?

-U niego świetnie.- prychnęła- A starzy wyrzucili mnie z domu.

-C-co?- wyplułam ciecz, którą miałam u ustach, z powrotem do filiżanki- Dlaczego?

-Bo...-spuściła wzrok. Minęło chyba z pięć minut, zanim zdecydowała się kontynuować.-...zaszłam w nieplanowaną ciążę. 

-C-co?-zakrztusiłam się. Kasłałam i kasłałam, aż po kilku minutach doszłam w końcu do siebie. Kiedy tak mną wstrząsało, przetwarzałam w głowie tą informację- Jak to? Jesteś w ciąży? Anaya, kto jest ojcem?

-Danielle...-westchnęła-...gdybym ja to jeszcze wiedziała...

-Anaya?! Ty się słyszysz, babo? Nie wiesz, kto jest ojcem twojego nienarodzonego dziecka?

-No nie! Byłam na imprezie, schlałam się...

-Nie kończ!- przerwałam jej. Przez kilka minut milczałam, bo nie mieściło mi się to w głowie- Ale nie wierzę, że rodzice wyrzucili cię z domu! Nie oni!

-Nie wyrzucili mnie, bo zaszłam w ciążę...-znów spuściła głowę.

-Tylko dlaczego?

-Bo... Prosiłam ich o pieniądze na aborcję...

-Co?!- kiedy do moich uszu dotarły te okrutne słowa, mimowolnie wstałam z kanapy.- Jak na aborcję? Chcesz je zabić?

-No. Znaczy i tak tego nie zrobię, bo nie mam pieniędzy. Ale nie chcę mieć zmarnowanego życia. Jestem za młoda na bachora...- Nie wierzę! W dodatku te słowa z taką łatwością przechodzą jej przez gardło!

-Słuchaj, nie uważam, żebyś była stara, ale chyba w wieku dwudziestu trzech lat z dzieciakiem sobie poradzisz!

-A co jak nie? Danielle, nie czuję się matką! Poza tym, boję się porodu!

-Są okna życia, domy dziecka. Wiem, że to nienajlepsza opcja dla dziecka, ale przynajmniej będzie żywe! Słuchaj, nasza mama urodziła bliźniaki i żyje!

-Chciałabym ci przypomnieć, że ja nie mam jej genów! Poza tym, ona miała  przy sobie waszego ojca! 

-Po pierwsze, 'naszego', Anaya. Po drugie, masz mnie! Nie zostawię cię, siostrzyczko. 

-Jasne, a jak przyjdzie czas zmieniania pieluch, hasta la vista, Anaya! -machnęła ręką. 

-Nieprawda! Jeśli naszłaby cię ochota mogłabyś zostawić to dziecko mnie. Już wolę je wychować sama, niż miałoby zostać zabite. Ono niczemu nie jest winne, Anaya. W niczym nie zawiniło. Błagam cię, przemyśl tę decyzję. Siostrzyczko...-spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. 

-Dobra. Obiecuję, że przemyślę. A teraz muszę się już zbierać, bo do wieczora trzeba załatwić jakiś motel. Do zobaczenia, Danielle. 



I'm holding You.Where stories live. Discover now