Rozdział ~ 21 ~

795 41 3
                                    

Co tam u was?

*teraźniejszość*

Lea nie budziła się już od trzech dni. Steve siedział przy niej od spotkania z Furym. Nie spał, jadł tylko to co mu przynieśli przyjaciele. Matka dziewczyny nie do końca wiedziała co o tym myśleć, więc postanowiła z nim porozmawiać.

- Witaj, Steve, prawda? – zaczęła kobieta, stając w drzwiach i lekko się uśmiechając. Słyszała wiele o słynnym Kapitanie Ameryce. Gdy go odmrożono wszędzie o nim pisano, więc co nieco wiedziała. Zastanawiała się jednak co łączy go z jej córką.

- Tak. Dzień dobry pani Greenwood. Coś się stało? – odpowiedział, również lekko się uśmiechając. Nie wyglądał najlepiej – miał podkrążone oczy i wydawał się bardzo zmęczony.

- Nie, spokojnie – uspokoiła go. – Chciałam porozmawiać z tobą o mojej córce – podeszła do krzesła stojącego po drugiej stronie łóżka Lei i na nim usiadła.

- Oczywiście - odparł, śledząc jej ruchy.

- Gdy Lea uciekła z domu robiłam sobie okropne wyrzuty sumienia. Obwiniałam się o to, że tak mało czasu z nią spędzałam, ale z drugiej strony próbowałam się pocieszyć myślą, że kiedyś na pewno się znajdzie - powiedziała ze smutkiem w oczach, patrząc na spokojnie wyglądającą twarz córki

- To nie była pani wina. Lea miała zadanie i chciała zapewnić państwu, jako jej rodzicom bezpieczeństwo – pocieszył ją Steve. Zdawał sobie sprawę jak ciężka dla rodziny może być strata jedynego dziecka.

- Nie zauważyłam nawet, że coś się dzieje. Nie zauważyłam, że znika popołudniami, późno wraca do domu – w jej oczach pojawiły się łzy. – Byłam okropną matką.

- Lea wcale tak nie uważała. Gdy pierwszy raz opowiedziała mi swoją historię byłem zszokowany. Jej ucieczka i świadomość zagrożenia były niewyobrażalne. Na samym początku miałem ją za zwykłą, nieodpowiedzialną dziewczynę, ale okazało się, że taka nie jest. Lea jest odważna, mądra, szybko się uczy i mimo, że jej mięśnie spinały się przy każdym wspomnieniu o rodzicach, wyrażała się o państwu w samych superlatywach i ani razu nie powiedziała na państwa złego słowa. To państwo ją tak wychowali – na odważną, silną kobietę, która potrafi poradzić sobie z problemami i dotrzymuje obietnic – powiedział Kapitan uśmiechając się do Susan.

- Zależy ci na niej, prawda? – zapytała kobieta. Widząc jak jej rozmówca lekko odwraca wzrok, dodała: - To nic złego, zasługuje na kogoś kto będzie potrafił ją pokochać taką jaką jest, mimo niektórych kłamstw i błędów jakie popełniła. Zwłaszcza teraz, gdy walczy o życie.

- Dziękuję pani.

- Och! Nie dziękuj -popatrzyła na Leę. – Myślę, że nie chciałaby zobaczyć cię w takim stanie jak się obudzi. Powinieneś się położyć i w końcu zjeść coś porządnego – dodała po czym wstała i wyszła z pomieszczenia.

Steve się zamyślił. Przypomniał sobie jej drugi wieczór w wieży. Zapukał do jej pokoju, a ona otworzyła mu w obciągniętym, wełnianym swetrze z książką w ręku, pytając czy coś się stało. Tamten wieczór spędzili na oglądaniu filmów i długich rozmowach. Na samą myśl uśmiechną się pod nosem. Chciał by się już obudziła i nie chciał jej zostawiać, ale jej mama miała rację, gdyby ona zobaczyła go w takim stanie, gdy się wybudzi – dostałby niezły ochrzan. Wstał więc i ruszył w stronę swojego pokoju, by w końcu się przespać.

***

- Czy ktoś widział Steve'a? – zapytała poddenerwowana Natasha, wchodząc do salonu, czym zwróciła na siebie uwagę przebywających w salonie członków drużyny oraz Susan.

- Nie ma go przy Lei? - zapytał łucznik, patrząc zaskoczony na przyjaciółkę.

- Nie pytałabym, gdyby tam był – odparła Wdowa.

- Prawdopodobnie poszedł się położyć – wypowiedziała się matka Lei. – Rozmawiałam z nim dzisiaj i najwidoczniej posłuchał się mojej rady i w końcu postanowił odpocząć – dodała z uśmiechem.

Wszyscy na nią spojrzeli. Już kilku krotnie rozmawiali ze Steve'em o tym, by odpuścił i odpoczął, ale to nie działało. Jak to możliwe żeby rozmowa z panią Greenwood dała jakiś efekt?

- Nie patrzcie tak na mnie kochani. Chłopakowi na niej zależy, więc się martwi. Wystarczyło po prostu użyć jej prawdopodobnej reakcji na jego stan, gdyby go zobaczyła i podziałało – lekko się zaśmiała.

- Momencik. Sugeruje pani, że nasz staruszek zakochał się w Lei? – zapytał Tony. – Ha! Wiedziałem! Clint wisisz mi pięćdziesiąt dolców! – wykrzyczał po chwili z przesadnym uśmiechem na ustach.

- Jesteś miliarderem – zbuntował się Barton. – Co ci zrobi pięćdziesiąt dolców w jedną czy drugą?

Wszyscy buchnęli śmiechem. 

Walka o życie | Steve Rogers | w trakcie edycjiWhere stories live. Discover now