Rozdział ~ 28 ~

443 25 1
                                    


Wybaczcie tak długą przerwę. Może w końcu się zbiorę i zacznę brnąć do celu w tej powieści. 


Po długich namowach Steve zgodził się pójść do kawiarni. Gdy poszedł nam zamówić po cieście i kawie, ja rozglądałam się za potencjalnym podejrzanym. Przyglądałam się ludziom przechodzącym obok. W pewnym momencie dostrzegłam mężczyznę siedzącego na ławce. Był ubrany w dobrze skrojony, czarny garnitur i czytał gazetę. Coś mi w nim nie pasowało, ale jeszcze nie wiedziałam co. Po chwili nieznajomy wstał ze swojego miejsca i poszedł do sklepu naprzeciwko.

Zmarszczyłam brwi. Co elegancki, dorosły mężczyzna robi w sklepie z ubraniami słabej jakości. Delikatnie przekręciłam głowę w stronę Steve'a, tak żeby wyglądało to, jakbym się zamyśliła. Chwilę później Kapitan był już obok mnie.

- Kiedy zamierzasz mi powiedzieć, co się dzieje? – zapytał.

Popatrzyłam na niego lekko zdezorientowana i po chwili uświadomiłam sobie, że też musiał odczuć, że ktoś za nami podąża.

- Nie chciałam cię martwić – odparłam. – Wydaje mi się, że śledzi nas mężczyzna w garniturze, ale nie jestem pewna. Z drugiej strony, co, wyglądający na szanującego się, mężczyzna robi w sklepie naprzeciwko?

- Może szuka tanich rzeczy po niskich cenach.

- Mało prawdopodobne. Ten sklep jest na skraju bankructwa przez jakość swoich produktów.

- Chce go wykupić?

- Właśnie powiedziałam, że ten sklep jest na skraju bankructwa i nie ma dobrych produktów. Steve, nie udawaj głupiego.

- Wybacz – powiedział ze skruchą. – Możesz mieć rację. Jak tylko zjemy i wypijemy kawę, wracamy do wieży.

Dalsza część rozmowy zleciała nam na opowieściach Steve'a o czasach wojny i przekomarzaniach na temat jego stylu ubierania się. Upierał się, że wygląda dobrze w swoich ubraniach, a ja próbowałam go przekonać, żeby poszedł ze mną chodź jeden raz na zakupy i w tedy pokażę mu, że są o wiele lepszy do ubioru niż skórzana kurtka i stare jeansy. On nawet nie zdaje sobie sprawy ile bym oddała, by zobaczyć go w koszulce z lekkim golfem, najlepiej białej lub czarnej.

Po zjedzeniu ciasta i wypiciu kawy ruszyliśmy w stronę domu. Podczas powrotu dyskretnie rozglądałam się za mężczyzną w garniturze, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec.

Kontynuowałam rozmowę ze Steve'em do momentu, gdy ktoś na mnie wpadł.

- Bardzo panią przepraszam, spieszę się – powiedział dziwnie znajomy mężczyzna, gdy mój towarzysz zbierał mnie z chodnika.

- Nic nie szkodzi – powiedziałam lekko zmieszana, gdy nieznajomy nas opuścił. – Nie wydawał ci się jakiś znajomy? – zapytałam.

- Też o tym myślałem – przytaknął Steve.

Zawładnęła mną niepochamowana obawa, że to nie było przypadkowe potrącenie. Musiałam sprawdzić, czy nie mam czegoś w kieszeniach płaszcza lub spodniach. Po przeszukaniu moich kieszeni, okazało się, że miałam włożone coś na wzór pendrive 'wu do płaszcza.

- Steve? Co robimy? Nie mam pojęcia co to jest, bo na pewno nie brałam niczego takiego ze sobą, a nie sądzę, że mam to w kieszeni przypadkowo.

- Idziemy do wieży, Tony się tym zajmie.

Gdy wróciliśmy do Stark Tower, Kapitan od razu skierował się do gabinetu Tony'ego, a mi kazał odpocząć.

Naprawdę chciałam wierzyć, że to tylko przypadek, że to nie ma nic wspólnego z Orłami, ale co ja mogłam wiedzieć. Nikt się ze mną niczym nie dzieli odkąd się obudziłam.

Podeszłam do swojej biblioteczki i wybrałam pierwszą lepszą książkę. Chciałam chodź na moment zapomnieć o bożym świecie, o problemach, o Orłach.

Walka o życie | Steve Rogers | w trakcie edycjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz