Rozdział ~ 3 ~

1.8K 83 9
                                    

Jak wam mija dzień? Mi zaskakująco miło. :))

***

Wróciłam do domu i zabrałam się za robienie obiadu. Cały czas moje myśli wędrowały do spotkania ze Steve'em {poprawcie mnie jak źle odmieniłam}. Nie mogłam pozbyć się obawy, że mnie podejrzewa. Co gdybym została znaleziona? Co gdy będę musiała spojrzeć rodzicom prosto w oczy. Mimo tego wszystkiego dalej ich kocham, ale nie chcę znowu się zawieść. Wróciłam wspomnieniami do mojego dzieciństwa, gdy miałam jakieś pięć lat. Rodzice zawsze śpiewali mi wtedy piosenki. Graliśmy w różne gry planszowe i układaliśmy puzzle. Pamiętam jedną sytuację, jak bawiłam się na placu zabaw i podeszła do mnie jakaś dziewczynka i zaczęła mnie obrażać. Mój tata widząc to od razu do mnie podbiegł i zaczął tłumaczyć jej tłumaczyć, że nie można po prostu obrażać ludzi. To był okres, gdy moi rodzice bardzo mi imponowali, chciałam być taka jak oni gdy dorosnę. Wszystko zaczęło się sypać, gdy byłam w szóstej klasie. Z dnia na dzień przestani się mną interesować. Te wspomnienia wywołały u mnie łzy. Ten okres był bardzo ciężki w moim życiu. Po skończonym obiedzie postanowiłam odpocząć. Wzięłam do ręki książkę i zaczęłam czytać. Powieść opowiadała o dziewczynie, która straciła swoją siostrę bliźniaczkę i musi się borykać z wieloma problemami. Dwie godziny później, gdy byłam już bliska środka książki, usłyszałam dzwonek do drzwi. Spięłam się lekko. Mój oddech przyspieszył. Wstałam od razu z kanapy i podeszłam do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam stojącego tam Steve'a. Trzymał w dłoni mój portfel. Zamarłam. Zawsze trzymałam tam mój prawdziwy dowód osobisty. Musiał go widzieć. Potem jednak przeszło mi przez głowę, że skoro przyszedł nieuzbrojony to nic nie wie. Postanowiłam otworzyć drzwi.

- Och, Steve co ty tu robisz?

- Zgubiłaś portfel, wypadł ci jak przechodziłaś obok kwiaciarni. Podpytałem sprzedawców i zdobyłem twój adres – powiedział oddając mi zgubę.

- Dziękuję ci, napra...

- Nie uważasz, że powinnaś mi coś powiedzieć? – przerwał mi. Moje serce biło w tym momencie sto razy na sekundę, a dłonie zaczęły mi się pocić. – Lea, dlaczego się ukrywasz?

- J- ja... - głos ugrzązł mi w gardle i nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Miałam wrażenie, że zapomniałam jak się oddycha. Teraz, gdy wszystko zaczęło mi się układać, jak zaczęłam normalnie żyć bez rodziny, musieli wszcząć poszukiwania!? Mój cały świat się zawalił. Obiecałam sobie, że do nich nie wrócę, że zacznę życie bez nich i osiągnę sukces. Teraz, gdy stoję tu przed Kapitanem Ameryką, muszę w końcu stawić czoła przeszłości. – M-może wejdziesz?

Kapitan niepewnie skinął głową i ruszył za mną w głąb mojego mieszkania. Doszliśmy do salonu. Steve rozejrzał się trochę. Na pewno zauważył dość nowoczesny styl. Na środku salonu stała czarna, masywna kanapa, zwrócona w stronę telewizora. Przed sofą stoi szklany stolik kawowy. W salonie oprócz bieli dominowała również zieleń, ze względu na moją pasję do kwiatów.

- Chcesz coś do picia? – zapytałam odruchowo.

- Poproszę wodę.

- Rozgość się, ja zaraz przyniosę.

Udałam się do kuchni. Uznałam, że wpierw muszę wziąć coś na uspokojenie. Sięgnęłam do półki z lekami i wyciągnęłam odpowiednie tabletki, które natychmiast popiłam wodą. Wyciągnęłam szklany dzbanek i dwie szklaki. Do dzbanka nalałam wody. Wszystko położyłam na drewnianej tacy i wzięłam ze sobą do salonu. Steve siedział już na kanapie. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę kanapy. Podchodząc do niego odezwałam się:

- Już jestem – powiedziałam odkładając na stolik tacę i nalewając wody do obu szklanek.

-Domyślam się, że masz do mnie parę pytań.

Steve popatrzył na mnie i przytaknął:

- Tak, może zacznę od początku. Czemu uciekłaś z domu?

- Ehm.. opowiedziałabym ci całą historię, ale prawdopodobnie nie masz czasu, więc ją skrócę. Ominę dzieciństwo, chociaż też miało wpływ na moją decyzję. Jak byłam w szóstej klasie, rodzice kazali mi się włamać do jakiejś bazy, cholera wie co to było. Całe oklaski zebrali dla siebie, potem w wieku 17 lat kazali mi się włamać do HYDRY. Nie patrz tak na mnie. W tedy nie wiedziałam co to za organizacja. Teraz już wiem i nie żałuję, że przed tym uciekłam. Miałabym więcej problemów niż teraz. Sam widzisz miałam powody. Mimo, że wiem, że rodzice prawdopodobnie chcieli zapewnić mi bezpieczeństwo, to nie jestem w stanie do nich wrócić. Ucieczkę zaplanowałam perfekcyjnie, znalazłam sobie pracę, lokal i ogarnęłam fałszywkę dowodu.

Steve przez całą moją wypowiedź przyglądał mi się. Jestem prawie pewna, że chciał wychwycić czy kłamię. Chwilę później z jego ust wypłynęło drugie pytanie:

- Wiesz, że pójdziesz siedzieć za używanie fałszywego dowodu?

- Ja... Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Jestem pełnoletnia, więc pewnie pójdę siedzieć na jakieś pięć lat {od aut. - nie mam pojęcia, na ile idzie się siedzieć za takie coś, możecie napisać jak wiecie}. Byleby nie spotkać rodziców – spojrzałam na niego. Musiałam wiedzieć, czy mnie wyda – Zabierasz mnie ze sobą?

Kapitan popatrzył mi prosto w oczy. Nie chciałam unikać jego wzroku. Zdziwiłam się, gdy w jego oczach zobaczyłam zrozumienie. Coś czego w życiu bym się nie spodziewała. Uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi. Siedziałam na fotelu i nie wiedziałam co mam robić. Patrzyłam się na niego w osłupieniu. Po prostu wychodzi? Zostawia mnie? Miałam tysiąc myśli na sekundę. Mam iść za nim? Powinnam spodziewać się wizyty policji lub Avengersów?

862 słowa

Walka o życie | Steve Rogers | w trakcie edycjiKde žijí příběhy. Začni objevovat