Rozdział ~ 26 ~

686 38 0
                                    


Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Kolejny wleci w sobotę.

Mk.

*Lea*

- Jak się czujesz? – zapytał po chwili milczenia, gdy razem siedzieliśmy na szczycie Avengers Tower. Wczoraj Bruce pozwolił mi wyjść ze skrzydła szpitalnego, a Anthony od razu zapowiedział imprezę. Chciał ją zrobić od razu po moim wyjściu, ale przekonałam go, że muszę jeszcze dojść do siebie. Teraz ze Steve' m cieszyliśmy się sobą.

- Coraz lepiej – odpowiedziałam.

Siedzieliśmy w ciszy. Lekko położyłam głowę na jego ramieniu, a on od razu objął mnie w talii i mocno do siebie przytulił. Popatrzyłam w górę. Noc była dość ciepła, a na sklepieniu nieba nie było chmur, mogłam więc podziwiać gwiazdy. Od niedawna bardzo mnie fascynowały te zawsze świecące kule światła, a dokładnie od momentu, gdy zginęła Isabella. Lubiłam myśleć, że patrzy na mnie z góry. Długo obwiniałam się o jej śmierć, ale przecież nic nie mogłam zrobić. Nie mogłam być bardziej uważna, nie potrafiłam. Mam gdzieś głęboko nadzieję, że jest jej teraz lepiej, że jest w lepszym miejscu.

Przypomniałam sobie swoją przeprowadzkę do wieży. Czułam się bardzo osamotniona. Nikt, oprócz Steve' a ze mną nie rozmawiał, większość zerkała na mnie podejrzliwie. Towarzystwo Kapitana było w tedy dla mnie wybawieniem. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy, a moje uczucia do niego zaczęły się pogłębiać. Nie jestem jeszcze, co prawda powiedzieć mu „Kocham Cię", ale jest to na tyle mocne uczucie, że wiem, że możemy razem spróbować coś zbudować.

Zerknęłam na mojego towarzysza. Wpatrywał się w miasto ze spokojnym wyrazem twarzy, a po chwili zapytał:

- Jak sobie wyobrażałaś życie po ucieczce?

Zaskoczył mnie tym.

- Na pewno inaczej - powiedziałam. – Chciałam żyć jak normalna kobieta, zapomnieć, że cokolwiek takiego jak T.A.R.C.Z.A. istnieje, zapomnieć, że mam jakieś informacje. Łudziłam się, że jeśli odetnę się od przeszłości, to mnie nie dopadną. Głównie obawiałam się HYDRY, ale jak widać zagrożenie czyhało z innej strony.

Zamyśliłam się. Nigdy nie przypuszczałam, że mogę skończyć tu, gdzie jestem – mieszkać w Avengers Tower, siedzieć nocą na szczycie tej wieży z mężczyzną, którego darzę głębokim uczuciem, przeżyć porwanie, tortury i śmierć bliskich mi osób.

- Jak się ma mój ojciec? – zapytałam zatroskana.

- Całkiem dobrze. Lekarze powiedzieli, że będzie mógł chodzić tylko o lasce, w przeciwnym wypadku będzie czuć spory dyskomfort i ból w nodze.

- Powinnam temu zapobiec.

- To nie była twoja wina – od razu zaprzeczył. – Powiem ci coś, co ty powiedziałaś mi. Nie możesz się obwiniać o krzywdę innych. Nie zawsze mamy wpływ na to co się dzieje i nie zawsze możemy przewidzieć co się stanie.

- Cóż, chyba nam obojgu będzie ciężko wyzbyć się poczucia winy. Mimo wszystko to nie takie łatwe.

- Masz rację – powiedział, a po chwili dodał:

- Robi się zimno, wracajmy do środka.

Tak też zrobiliśmy.

Gdy zjeżdżaliśmy windą na piętro mieszkalne, postanowiłam przełamać kolejna barierę i zapytałam:

- Mogę dziś spać z tobą?

Otrzymałam zaskoczone spojrzenie Steve' a. Najwidoczniej nie spodziewał się takiej propozycji.

- Jeśli nie, to zrozumiem. Nie mam przecież pokoju na drugim krańcu wieży, żeby – przerwały mi jego usta, które złożyły na moich czuły pocałunek.

- Nie mam z tym żadnego problemu – powiedział. 

Walka o życie | Steve Rogers | w trakcie edycjiWhere stories live. Discover now