Rozdział ~ 11 ~

1.2K 66 3
                                    

Dzisiaj dość długi rozdział. W tym tygodniu postaram się jeszcze o dwa krótsze, ale nic nie obiecuję. 

Mk

*Narrator*

Lea nie budzi się już od dwóch dni. Na zmianę przesiaduje z nią w sali Steve, Natasha i Clint. Nikt nie wie dlaczego dziewczyna tak zareagowała i czemu się nie budzi. Tony próbował w tym czasie namierzyć jej rodziców, którzy magicznym sposobem rozpłynęli się w powietrzu. Tak jakby nie istnieli. Tym czasem rzeczywistość była bardzo okrutna. Susan i George byli przetrzymywani przez tajemniczą organizację, co więcej nie mieli pojęcia gdzie się znajdowali i dlaczego. Mieli się niebawem tego dowiedzieć:

- Witam państwa, bardzo przepraszam za te niedogodności. Potrzebujemy tylko paru informacji i jeżeli będziecie współpracować nic się wam nie stanie - powiedział niskim, głębokim tonem mężczyzna odziany w czarny, elegancki garnitur. Wyglądał na nie więcej niż trzydzieści lat. Miał delikatny zarost na twarzy. Jego głowę zdobiły ciemne, krótkie loki. 

- Czego od nas oczekujecie? - zapytał George, siląc się na spokojny ton.

- Och! Podoba mi się to podejście - powiedział z uśmiechem na twarzy nieznajomy. - Chcę się dowiedzieć parę rzeczy o waszej córce - Lei. Mam nadzieję, że to nie będzie problem.

- Tylko ją tknij ty ... - ojcu dziewczyny głos utknął w gardle, gdy brunet przystawił mu pistolet do głowy. 

- Coś mówiłeś? Teraz jesteście na mojej łasce i oczekuję owocnej współpracy. Mogę dla zachęty zaproponować układ informacja za informację, gdyż tak się składa, że o waszej kochanej córeczce wiem bardzo sporo, w tym wiem też, gdzie się aktualnie znajduje.

- Gdzie ona teraz jest?! - wykrzyczała Susan.

-  Ojoj, spokojnie. Nie chcemy przecież, by ktoś nas usłyszał. Najpierw informacja dla mnie. Czy nasza kochana Lea miała kogoś bliskiego za czasów dzieciaka?

- Nic ci nie powiemy! - warknął George.

- Oj, nie dobrze... Nie dobrze... - powiedział porywacz i strzelił mężczyźnie w stopę. Już po chwili pomieszczenie wypełnił krzyk ojca, jak i matki. Ojciec krzyczał z bólu, w jego głosie było słychać ból i zacięcie aby mimo wszystko się nie złamać i nie wydać swojego jedynego dziecka. Matka zaś krzyczała z troski o swojego męża, z obawy, że mogła go stracić.

- Ktoś za chwilę przyjdzie ci to opatrzyć, nie licz jednak na luksusy. Nie doszłoby do tego, gdybyście współpracowali. Mimo wszystko podzielę się z wami pewną nowością. Wasza córka zasłabła i leży teraz sobie już od dwóch dni w Avengers Tower, ale spokojnie mam swoich ludzi, którzy ją obserwują.

***

W międzyczasie do siedziby Avengers dotarł Peter Parker, zwany też jako Spider-Man. Tylko jego tożsamość pozostawała tajemnicą dla mieszkańców miasta, co sprawiało, że dziennikarze nigdy nie przepuszczali okazji, by zamienić z młodym bohaterem choćby jedno słowo. Rzadko dochodziło do wywiadów z nim lub jakiś dłuższych konfrontacji z światem dziennikarskim. Chłopak mimo, że chciał prowadzić normalne życie i czasami żałował, że ugryzł go pająk, był zawsze pomocny i gdy tylko go potrzebowano zjawiał się na miejscu by ratować świat wspólnie z Avengers. Wielu z członków tej ekipy była bardzo zaskoczona jego zachowaniem. Każdy musiał przyznać, że chłopak miał duży potencjał, ale brakowało mu doświadczenia, przez co nie często go wzywano. Teraz był potrzebny. Ktoś musiał pilnować Lei, a inni mieli ważne rzeczy do zrobienia. Rozkazy z góry - nie mogli tego zignorować. Steve skrócił mu całą historię z życia dziewczyny i przybliżył mu ostatnie wydarzenia. 

- Nie ma się czym martwić Kapitanie, będę jej pilnować - rzekł Peter, by uspokoić Steve'a, który od dłuższego czasu zaczął się powtarzać.

- Jasne młody, tylko pamiętaj jeżeli coś się będzie działo ... 

- Mam zadzwonić do pana Starka, zrozumiałem - przerwał mężczyźnie chłopak, mając świadomość, że jak tego nie zrobi po raz kolejny zostanie uraczony ostrzeżeniem o odpowiedzialności.

- No dobrze, ja już idę  - powiedział lekko zmieszany Steve.

Gdy tylko wyszedł, Spider-Man zaczął przyglądać się kobiecie. Mimo, że Kapitan powiedział mu o niej praktycznie wszystko (omijając parę istotnych szczegółów, ale do tego dojdziemy później) to chęć poznania jej osobowości i wyglądu samemu była silniejsza niż rozsądek. Po kolei analizował każdą część jej twarzy. Dziewczyna wyglądała na zmęczoną życiem, tak jakby nie chciała się obudzić. Peter wpadł na pomysł, by jej o sobie trochę opowiedzieć. Co prawda wiedział, że nie jest w śpiączce i prawdopodobnie go nie słyszy, ale zawsze warto było spróbować.

- Cześć Lea, nie mieliśmy okazji się poznać przed tym jak zemdlałaś, czego bardzo żałuję, więc postanowiłem ci coś o sobie powiedzieć. Wiem, że to mało prawdopodobne, że mnie słyszysz, ale zawsze warto spróbować. Jestem Peter, jak chcesz możesz do mnie mówić Pete, Ned  - mój przyjaciel często tak do mnie mówi, więc się przyzwyczaiłem. Tylko błagam bez Spider - Boy'a bo nie zdzierżę, jak ktoś poza panem Starkiem będzie jeszcze tak mówił. To denerwujące. Mieszkam z ciocią. Ma na imię May. Z opowieści Kapitana wnioskuję, że byś ją polubiła. Jest na prawdę kochaną i ciepłą osobą. Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać jak w międzyczasie będę robił projekt do szkoły.

Lea uśmiechnęła się w duchu. Nie mogła nic odpowiedzieć, ani się poruszyć, ale wszystko słyszała. Nie potrafiła wytłumaczyć w jakim stanie się teraz znajduje. To było zupełnie tak, jakby przez tę jedną wiadomość zawalił jej się świat i nie chciała próbować go odbudować. W tym momencie nastąpił przełom. Słysząc głos chłopaka, poczuła spokój. Spokój, który był tak bardzo potrzebny teraz w jej życiu. Czuła, że polubi tego młodego mężczyznę. Była wręcz przekonana, że to właśnie dzięki niemu uda jej się pozbierać kawałki swojego serca na miejsce. W żadnym wypadku nie darzyła go jakimkolwiek romantycznym uczuciem, po prostu poczuła, że może on zapełnić stratę jej przyjaciółki, jako przyjaciel.

***

Walka o życie | Steve Rogers | w trakcie edycjiWhere stories live. Discover now