Rozdział 30.

3.7K 151 4
                                    

          Minęły trzy miesiące od tamtych ciężkich dla mnie dni. Wróciłam do pracy, bo wiedziałam, że tylko to pomoże mi się ogarnąć. Kiedy patrzyłam na kobiety w ciąży robiłam się wściekła. Nie mogłam zrozumieć dlaczego inne osoby mogą urodzić zdrowe dzieci. Owszem, mogłam zajść kolejny raz w ciążę, ale nie chciałam. Bałam się ryzyka, bałam się, że będę musiała kolejny raz przez to przechodzić. Podjęłam decyzję o tym, że nie będziemy mieć dzieci świadomie.

Siedziałam na tarasie po pracy,  miałam dzisiaj ciężki dzień w Sądzie, byłam lekko wkurzona tym, ale starałam się w domu nie myśleć o robocie. Zajmowałam się moimi ukochanymi kwiatami, a teraz odpoczywałam. Piłam właśnie popołudniowe latte i łapałam promienie słońca, kiedy do domu wrócił mój mąż. 

Patrzyłam na mężczyznę, za którego oddałabym życie, kochałam go najbardziej na świecie, ale od tamtych wydarzeń coś się między nami zmieniło. Marcin naprawdę się starał, a mnie wydawało się, że to ja jestem winna. Nie patrzyłam na niego już tak, jak wcześniej. Nie sypialiśmy ze sobą prawie wcale, a jeśli już to było to raczej mechaniczne. 

-Cześć, mała. - wszedł na taras, nachylił się i dał mi buziaka - Jak dzień minął? - usiadł na przeciwko mnie.

-Chujowo. - odpowiedziałam krótko - Jesteś głodny? - powiedziałam z troską, zawsze o niego dbałam, był przecież moim mężem.

-Nie. - urwał - Napijemy się dziś wina? - zaproponował - Chodź, pojedziemy nad wodę, weźmiemy wino i będziemy pieprzyć się przy zachodzie słońca. - cieszył się od ucha do ucha.

-Oszalałeś? - popatrzyłam na niego zza moich ciemnych okularów - A jak wrócimy, jak oboje będziemy pić? - zdziwiłam się.

-Gadasz jak dziecko. - wzruszył ramionami - Nie chciałabyś być zerżnięta przy zachodzie słońca? - popatrzył mi w oczy, a mnie przeszedł dreszcz, nie robiłam z nim tego dawno.

-Dziś przyszły wyniki DNA tego faceta, którego znaleźli tam nad rzeką. - zaczęłam spokojnie, bałam się mu to powiedzieć, nie miałam pojęcia jak do kurwy zrobili to, bo to przecież tyle kilometrów - To Piotr. - zagryzłam usta, żeby się nie rozpłakać, był chujem, ale żaden człowiek nie zasługiwał na taką śmierć, a później, żeby jego twarz wyjadały robaki - Specjalnie podłożyliście go, żeby mi pokazać? - patrzyłam mu w oczy, znałam tego palanta już tyle lat, żeby wiedzieć jakie ma zagrywki.

Nachylił się nade mną. Oparł się na moim krześle z wyprostowanymi łokciami i popatrzył mi w oczy.

-Każdy kutas, który Cię dotknie skończy tak samo, a Ty będziesz patrzyła na jego cierpienia. - dotknął dłonią mojego policzka, uśmiechał się.

-Ty pierdolony psychopato! - chciałam się podnieść, ale nie pozwolił mi na to.

-Zamknij się. - powiedział ostro - Wsadzisz teraz dupę w moje auto i pojedziemy spędzić miło wieczór, czy Ci się to kurwa podoba, czy nie! - podniósł na mnie głos - Chciałem być miły, ale Tobie nikt nie dogodzi.

-Pierdolony morderca. - mówiłam takim samym tonem głosu jak on do mnie.

-Nigdy Cię nie dotknąłem, ale za chwilę pożałujesz każdego swojego słowa! - patrzył na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. 

Milczałam. Patrzyłam na tego człowieka i widziałam jak w tej cholernie przystojnej twarzy budzi się potwór. Kochałam go, w końcu byłam z nim od lat i wiedziałam jaki jest. To nie był pierwszy raz, po prostu było mi z tym ciężko. Nie chciałam wiedzieć, myśleć i widzieć o tym co on robił. To było jego sumienie, a ja do cholery jasnej brałam w tym udział.

-Nie mam ochoty na spędzanie z Tobą czasu. - zaciskałam wszystkie swoje siły, żeby tylko się nie rozpłakać, nie wiem co mi odbiło, że tak bardzo zabolało mnie to, że to Piotr - W poniedziałek złożę na Ciebie zawiadomienie. - wypaliłam bez namysłu, a on zaczął śmiać się w głos.

-Kto uwierzy pani prokurator, która donosi na męża, którego bronią wszyscy? Nie zapominaj kim jestem! - uderzył ręką w stół - To dzięki mnie masz tą posadkę. Poza tym nikt nie uwierzy kobiecie, która bierze tyle leków na uspokojenie. - śmiał się perfidnie, palant.

-Jakich leków? - popatrzyłam na niego, przecież ja do cholery nie biorę żadnych leków.

-Zrób mi loda. - powiedział ostro i pociągnął mnie za rękę z krzesła.

-Jakich leków?! - ponowiłam zdenerwowana pytanie, miałam ochotę urwać mu łeb, nie mogłam na niego patrzeć, choć z drugiej strony mimo wszystko kochałam go nad życie. To było chore.

Złapał mnie za włosy i pociągnął do siebie, pocałował mnie namiętnie, wepchnął mi swój język głęboko do ust. Czułam, że drugą ręką rozpina swój rozporek.

-Zerżnę Twoje usta. - szepnął odrywając się od moich warg na milimetr, żeby to powiedzieć, a później znowu namiętnie mnie pocałował, nie zdążyłam dobrze wpić się w te usta, kiedy zmusił mnie do klęknięcia swoją siłą.

Klęknęłam i popatrzyłam na niego z dołu. Trzymał go w dłoni, a po chwili głęboko wsunął mi go do ust. Poczułam jak brakuje mi tchu, do oczu w jednej chwili napłynęły mi łzy i zaczęłam się krztusić, na co Marcin nie zareagował. Bałam się, że za chwilę zwyczajnie się uduszę, ale on doskonale wiedział na ile może sobie pozwolić. Wyjął go w mojego gardła i pozwolił na złapanie oddechu. Popatrzyłam na męża. Złapał mnie za twarz i zaczął wkładać go szybko i głęboko w moje usta. Wydawało mi się, że to trwa wieki. Rżnął moje usta mocno i szybko, a ja nie mogłam nic zrobić. Poczułam w końcu, że dochodzi. Z jego ust wydobył się głęboki jęk i puścił mnie, dochodząc w mojej buzi.

-Połknij to. - złapał mnie za ramię, widząc, że chciałam wstać. Czułam, że jestem rozmazana, nie chciało mi się z nim dalej walczyć, więc zrobiłam to o co prosił - Grzeczna dziewczynka. - dotknął mojego policzka - Byłaś niezła. - zaśmiał się i podciągnął spodnie do góry. Wspominałam już, że nasz seks jest mechaniczny? O ile w ogóle można to tak nazwać. 

Moja na zawszeWhere stories live. Discover now