Rozdział 16.

6.8K 251 10
                                    

         Nie zrozumie tego uczucia nikt, kto nie był w mojej sytuacji. Strach o najważniejszą osobę w swoim życiu nie jest porównywalny do niczego. To, że ktoś martwi się, że spóźni się na ważne przyjęcie, że boi się pająków jest niczym. Kiedy widzisz jak Twój ukochany mąż chce resztką sił powiedzieć, że Cię kocha, kiedy został zraniony przez ratowanie Ci życia jest nie do opisania.

Na początku nie wiedziałam co się wydarzyło, słyszałam strzał i poczułam silne uderzenie o ziemię i ciało Marcina na sobie.

-Kochanie? - powiedziałam raczej sama do siebie, byłam przestraszona i zdezorientowana.

Zerwałam się, kiedy mój mąż się nie poruszył. Nie wiem co krzyczałam, nie wiem co się działo, zbiegł się tłum ludzi, padłam przed nim na kolana.

-Skarbie... - dotknęłam jego policzka, byłam przerażona, nie znałam tutaj nikogo.

-Kocham... - chciał dokończyć, ale stracił przytomność i dopiero teraz zobaczyłam jak wykrwawia się.

Ktoś złapał mnie za ramiona i odciągnął, dwóch mężczyzn chyba go ratowało,  nie wiem co działo się dalej, bo straciłam przytomność.

Obudziłam się na jakiejś sali, podejrzewam, że to był SOR, a ja za cholerę nie znałam języka. Podszedł do mnie lekarz, coś gadał w tym okropnym brzmieniu. Nie miałam zielonego pojęcia co bredził, ale zaraz podeszła do mnie kobieta z klubu. Chyba była żoną jednego z Marcina wspólników. Odezwała się do mnie po polsku, więc od razu na myśl przyszło mi zapytanie o męża.

-Gdzie jest Marcin? - popatrzyłam na nią i podniosłam się, ale ona popchnęła mnie lekko ponownie na łóżko.

-Żyje, operują go. - powiedziała spokojnie -Leż nie możesz się denerwować, musisz o siebie dbać. - mówiła spokojnie, była opanowana podczas, gdy mi pękało serce.

Odepchnęłam ją. Wstałam z łóżka, zakręciło mi się w głowie, ale musiałam biec do mojego męża i być przy nim wreszcie.

Zatrzymali mnie przed wejściem na blok operacyjny. To były najdłuższe i najgorsze godziny mojego życia, tak strasznie się o niego bałam. Tak, jak wtedy, gdy został zraniony po raz pierwszy.

Byłam zmęczona i słaba, ciągle miałam przed oczami obraz tego jak stracił przytomność, bałam się, że mogę go już nigdy nie zobaczyć. Już nigdy mnie nie dotknie, nie pocałuje i nie opieprzy, kiedy będzie taka potrzeba. Mimo tego, że bardzo często się kłóciliśmy ja naprawdę go kochałam. Mimo tego, że czasem nie był idealnym mężem był mój i to jemu przysięgałam. Dopiero tera docierało do mnie ile razy ja go skrzywdziłam, nie byłam taką żoną jaką mogłam być. Jaką powinnam być.

Drzwi otworzyły się, wyszła z niego jakaś lekarka i powiedziała coś po niemiecku. Nie miałam zielonego pojęcia co, ale na szczęście była z nami ta kobieta, która rozmawiała ze mną już dzisiaj.

-Stan jest ciężki, ale operacja się udała, wraca do siebie, będziesz mogła go zobaczyć. - wyjaśniła mi.

Tak też było. Mogłam go zobaczyć, ale przez szybę. Mój twardy facet, który nie bał się niczego leżał na szpitalnym łóżku. Był podłączony do respiratora. Ten obraz... Jest nie do opisania. To było najgorsze co widziałam w życiu. Czułam pierdoloną bezradność, chciałam mu pomóc, ale nie mogłam. Miał zabandażowane ramię. Pewnie gdzieś tam dostał. Byłam kompletnie sama w nieznanym dla mnie miejscu. Tak bardzo chciałam, żeby to był tylko sen. Tak bardzo chciałam znowu się do niego przytulić i nie przerywać tego. Oddałabym wszystko, żeby być przy nim.

Podszedł do mnie lekarz, który przyjmował mnie i zajmował się mną wcześniej. Mówił coś po swojemu, ale nie słuchałam go. Dał mi moje dokumenty, wyniki i odszedł. Rzuciłam na nie okiem. Był jakiś wynik hCG, który był podniesiony. Były też jakieś recepty. Oparłam czoło o szybę, która dzieliła mnie z moim cudownym mężem. 

Mijały kolejne godziny, mijał czas, który nie zmieniał niczego...  Marcina stan się nie polepszał.

Spojrzałam na korytarz i zobaczyłam przyjaciela Marcina, polaka, z żoną, którzy szli w moją stronę. Nie wiem skąd się dowiedzieli co tu robili, ale to było dla mnie najmniej ważne. Wstałam i wtuliłam się w ich ramiona. Dopiero teraz rozpłakałam się w głos. Potrzebowałam wsparcia, a tutaj nie miałam nikogo, nie znałam języka.

-Co z nim? - odezwał się po długiej chwili, dali mi się po prostu wypłakać - Jak to się stało?

-Nie wiem. Chciałam wyjść na papierosa. Pierdolonego fajka. - płakałam - I wtedy ktoś go postrzelił. Przez to, że zachciało mi się palić. - byłam wściekła na siebie, czułam się winna, nie musiałam go wyciągać z tego klubu.

-Nie mów tak, to nie jest Twoja wina. Marcin Ci wyjaśni wszystko sam. - mówił spokojnie, pewnie wszystko wiedział, przyjaźnili się.

-Stan jest krytyczny. Oddycha za niego aparat. - płakałam, serce mi pękało na miliony kawałków.

-Jeszcze będziecie biegać za swoim dzieckiem. - odezwała się w końcu Ewa, która siedziała i studiowała moje dokumenty, spojrzałam na nią zdziwiona.

-Jakim znowu dzieckiem? Marcin nie planuje na razie dzieci, a ja muszę się do tego dostosować. - wyjaśniłam, zresztą to nie było teraz najważniejsze.

-Masz podniesione parametry wskazujące na to, że jesteś w ciąży. - podeszła do mnie i pokazała mi wyniki, zrobiło mi się słabo, jeszcze kurwa tego teraz brakowało.

Zawsze chciałam mieć dziecko z moim mężem, ale brałam tabletki antykoncepcyjne i w sumie pilnowała ich, a przynajmniej się starałam. Tylko to był słaby moment na ciąże, na dowiedzenie się o tym, że będziemy rodzicami. Tak bardzo się tego bałam. Choć cieszyłam się, że nasze marzenie o pełnej rodzinie miało się spełnić to tak strasznie się bałam co będzie dalej... 

Moja na zawszeWhere stories live. Discover now