Rozdział 7.

7.8K 283 9
                                    

         Nawet przez jeden moment nie żałowałem tego co zrobiłem mojej żonie. Stojąc ze mną przed ołtarzem wiedziała jaki jestem, wiedziała, że nie będzie ze mną kolorowo i zawsze łatwo. Poza tym nie zrobiłem niczego złego, nie raz dogadzała mi ustami, więc teraz też mogła to zrobić. Najbardziej wściekły na nią byłem za to, że za moimi plecami spotykała się z jakimś frajerem. Dawałem jej wszystko, nie musiała nawet pracować, spełniałem każdą jej zachciankę, obdarowywałem prezentami. 

Nie spałem tej nocy, wypiłem kilka drinków, a o 6 już wstałem. Wziąłem prysznic i ubrałem się. Wszedłem do sypialni. Mój Aniołek spał, oddychała spokojnie. Kochałem ją jak nigdy nikogo wcześniej, nie przeżyłbym, gdyby odeszła do innego. Usiadłem na łóżku i palcem dotknąłem jej policzka. Otworzyła swoje piękne oczka. Nachyliłem się, pocałowałem ją w czoło i musiałem jechać. Czułem, że jakiekolwiek rozpoczęcie dzisiaj rozmowy równa się z porażką.

Musiałem załatwić parę spraw, musiałem też namierzyć tego gościa, nie mogłem pozwolić, żeby zniszczył moje małżeństwo. Wystarczył jeden telefon, a miałem jego dane i adres jego pracy. Nie dzwoniłem, nie umawiałem się też. Pojechałem do centrum, żeby spotkać się z uwodzicielem cudzych żon. Kiedy przeczytałem jego nazwisko coś, gdzieś mi dzwoniło, ale nie wiedziałem gdzie.

Wszedłem do windy i pojechałem na piętro. Na recepcji siedziała jakaś młoda, mało rozgarnięta dziewczyna, więc wiedziałem, że jestem uratowany. Uśmiechnąłem się do niej z daleka, aż wstała.

-Ja do pana... - musiałem sobie przypomnieć - Do pana Piotra. - powiedziałem z pewnością.

-Był pan umówiony? - zerknęła do laptopa.

-Nie byłem, ale wierzę, że użyje pani swojego wrodzonego intelektu i da się coś zrobić. - uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko.

-Proszę zaczekać. - wyszła zza biurka i poszła do pokoju tego dupka, a ja zaraz za nią, kiedy chwyciła za klamkę odepchnąłem ją i sam wszedłem.

Kiedy go zobaczyłem już wiedziałem skąd go kojarzę. Siedział za biurkiem z nosem w komputerze, wyglądał dobrze, w końcu moja żona na byle co nie poleciała. Usiadłem bez słowa na przeciwko niego.

-Sprowadza coś pana? - spojrzał na mnie wreszcie.

-Mam taki problem. Żona robi mnie w balona i spotyka się z innym. Co mogę zrobić? - zakpiłem z tego dupka, choć w duchu miałem ochotę powyrywać mu włosy, a później rozpuścić w kwasie.

-Złożyć pozew rozwodowy, jeśli ma pan wystarczająco dużo dowodów rozpad małżeństwa z wyłącznej winy jednej ze stron. - mówił do mnie prawniczymi regułkami i wtedy zrozumiałem.

Ten pieprzony dupek był kiedyś prokuratorem, próbował oskarżyć mnie za jakieś kradzieże.

-Pan prokurator widzę wyszkolony z robienia z siebie idioty. - poderwałem się, chciałem załatwić to w miarę polubownie, ale jak skojarzyłem sobie wszystko, to już nie było odwrotu. 

Złapałem go za tą tanią marynarkę i wcisnąłem w krzesło.

-Nie będę się powtarzał. Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mojej żony, urwę Ci jaja i posypię solą, wypalę Ci na czole żelazem, że podrywasz cudze żony, poobcinam palce, a na sam koniec zleje mordę kwasem. - mówiłem z zaciśniętymi zębami, nie chciałem go zabijać, oszpecenie było o wiele bardziej przyjemne.

-Groźby są karalne. - wydukał, no kurwa nie wytrzymałem, przywaliłem mu w gębę tak mocno, że polała się krew.

Wyszedłem, bo może faktycznie bym go tam zabił, a później musiał po sobie posprzątać, do tego byłem za leniwy.

-Pani zaniesie szefowi chusteczki. - uśmiechnąłem się do laski i wyszedłem, miałem nadzieję, że więcej go nie zobaczę.

Pojechałem jeszcze do pracy, ale nie mogłem się na niczym skupić. Załatwiłem jeden transport, choć kwoty jakie miał przynieść były lepsze niż za kilka normalnych. 

Po drodze do domu zajechałem do kwiaciarni, wykupiłem wszystkie róże, żeby później móc wkupić się w łaski mojej kochanej żony.

Wszedłem do domu, kwiaty ograniczały mi widoczność. W kuchni siedziała moja kobieta. Wszedłem bez słowa i klęknąłem przed nią. Byłem dupkiem, to prawda, ale umiałem też wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i przeprosić. Ja też miałem uczucia, ja też kochałem. Było mi cholernie głupio za to jak ją potraktowałem, wiedziałem, że sobie przejebałem.

-Przepraszam, myszko. - powiedziałem spokojnie, położyłem bukiet na stole, był nawet trochę większy niż mebel, starałem się, spojrzałem na nią a ona wskazała mi wzrokiem schody, spojrzałem w ich kierunku, stała tam wielka walizka. Nie mogła się wyprowadzić i zostawić mnie samego - Nie przeżyję bez Ciebie... - powiedziałem patrząc na nią.

-Bo nie będzie komu robić Ci laski? - zapyskowała, zacisnąłem zęby, nie mogłem dać wciągnąć się w tą słowną przepychankę, bo wiedziałem, że polegnę na starcie.

-Odchodzisz do niego? - wziąłem jej dłoń, na moje słowa parsknęła śmiechem - Co mam zrobić, żebyś ze mną została? - czułem jak mój głos się łamie.

-Trzeba było myśleć wczoraj, jak pieprzyłeś moje usta jak zwykłą dziurę. - powiedziała z żalem.

-Kochanie, przecież tyle razy tak robiliśmy, nigdy Ci nie przeszkadzało. - wyjaśniłem jej, ona nie miała ograniczeń w seksie, mogłem robić z nią wszystko, nigdy nie powiedziała, że coś jest źle - Chcesz mnie ukarać? 

-Tak jak Ty ukarałeś mnie za głupią kawę. - westchnęła, wstała, minęła mnie i podeszła do walizki.

-Chyba jesteś szalona, jeśli myślisz, że pozwolę Ci odejść! - krzyknąłem na nią i w jednym momencie zablokowałem jej drogę.

Trzymała się dotychczas, ale wtedy się rozpłakała. Złapałem ją w swoje ramiona i mocno przytuliłem. Trochę na początku się rzucała, ale w końcu odpuściła i sama się wtuliła. Czułem wtedy wściekłość na siebie, ale i ulgę, że ją mam, że nie wyszła i nie trzasnęła drzwiami za sobą. Zrobiłbym dla niej wszystko.

-Kocham Cię. Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie wiedziałem, że tak Cię tym skrzywdzę, wybacz mi. - mówiłem w jej szyję.

Nie odpowiedziała, ale objęła mnie i to mi wystarczyło. Wiedziałem, że zostanie. Była moja i nikt nie miał prawa do tej kobiety. Wiedziała w co się pakuje biorąc ze mną ślub.

Moja na zawszeWhere stories live. Discover now