Rozdział 4.

10K 304 21
                                    

            Od naszego powrotu z Francji minęło kilka dni. Oboje zajęliśmy się normalnym życiem, jak wcześniej. Nie wiem w sumie czy to dobre określenie na zajęcia mojego męża, ale oboje do tego przywykliśmy i było to dla nas codziennością. Ja ciągle miałam na głowie nasze kasyno, poszerzaliśmy kadrę i chcieliśmy to wszystko jeszcze bardziej rozbudować, więc na tym byłam skupiona.

-Może pójdziemy dziś do Merkurego? - wszedł do pokoju i popatrzył na mnie, Merkury, tak właśnie nazywało się nasze miejsce.

-Spędzamy tam każdy weekend, więc to chyba pytanie retoryczne. - roześmiałam się, odkąd było otwarcie każdy piątek i sobotę spędzaliśmy tam, niekoniecznie na imprezach, ale po prostu musieliśmy i chcieliśmy tam być.

-Chodzi mi o klub. - jęknął - Mam ochotę się zabawić. - popatrzył na mnie srogo - W sumie nie pytam, tylko Ci oznajmiam. Ubierz na siebie coś super, chcę rozbierać Cię wzrokiem cały wieczór. - puścił mi oczko i po prostu wyszedł.

Apodyktyczny dupek. Kiedy coś chciał, albo miał jakiś pomysł ja nie miałam nic do powiedzenia i dzisiaj właśnie to pokazał.

O 19 byłam ubrana w czarną, obcisłą sukienkę z rękawami i dużym dekoltem i czarne klasyczne szpilki. Wyglądałam lepiej niż mi się wydawało, włosy wyprostowałam, a oczy mocno umalowałam, usta też. 

W końcu do pokoju wszedł mój ukochany mąż. Miał na sobie klasyczny ciemny garnitur i ciemną koszulę. Jęknął na mój widok, wskazując mi tym samym, że wyglądam tak, jak chciał. 

-Chyba nie doczekamy imprezy. - powiedział zbliżając się do mnie - I nie rozbiorę Cię wzrokiem, a zębami. - przycisnął mnie tak mocno do ściany, że przestałam na chwilę oddychać.

-Weź, zachowuj się. - powiedziałam odpychając się od niego, napaliłam się na tą imprezę, malowałam się ponad godzinę, a wiem, że to by nie przetrwało naszego seksu.

-Ale będziesz tego żałowała później! - powiedział przez zaciśnięte zęby i strzelił mi tak mocno w pupę, że aż przeszedł mnie dreszcz.

Puścił mnie, a chwilę później siedzieliśmy już w aucie i zmierzaliśmy do naszego klubu. Miałam dzisiaj wypić kilka drinków, wiedziałam, że skoro jedziemy autem Marcin nie będzie pił i mnie przypilnuje. 

Zaparkowaliśmy na naszym miejscu. Do klubu była nawet spora kolejka, ale szybko się rozeszła, kiedy chcieliśmy wejść. Do naszego klubu nie każdy miał wstęp. Była ścisła selekcja. 

Skierowaliśmy się od razu do naszej loży, w której był już Paweł ze swoją żoną. Ucieszyłam się, bo uwielbiałam imprezować z tą kobietą. Czułam, że alkohol zaraz się poleje i miałam rację. Po kilku drinkach poszłam z mężem na parkiet. Przecież po to tutaj byliśmy.

Marcin tańczył lepiej niż dobrze, na parkiecie czuł się wolny jak ptak, a mnie prowadził jak profesjonalista. Poruszał się tak dobrze, że nie jedno okno na nim zawisło podczas jego wyczynów na parkiecie. Obrócił mnie wokół własnej osi i przyciągnął do siebie, przytulając.

-Wiesz o czym teraz myślę? - zapytał, a gdy pokręciłam przecząco głową, dodał - O tym jak będziesz wypowiadała moje imię, gdy będziesz dochodziła, a ja będę cały w Tobie. - powiedział mi do ucha, a ja na jego słowa jęknęłam.

Nie wiem dlaczego ten wieczór tak szybko zleciał, chciałam jeszcze się bawić, a ludzi było coraz mniej i Marcin też nie był zadowolony, że chcę zostać. Usiadł jeszcze z naszymi znajomymi na loży, a ja stałam przy stoliku i sączyłam drinka, muzyka ciągle grała. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam rurę. Wiedziałam, że to mój najlepszy pomysł na ten wieczór.

Podeszłam, dotknęłam ją jedną ręką i zawinęłam na niej nogę. Umiałam tańczyć i lubiłam to robić, powoli zaczynałam się rozkręcać i tańczyć coraz odważniej, widziałam jak mój mąż wstał i szedł w moją stronę. Złapał mnie w połowie i przerzucił sobie przez cholernie niewygodne, wbijające się w mój brzuch ramię. Chwilę później siedziałam już w aucie.

-Zachowujesz się jak gówniara, a nie właścicielka Merkurego! - krzyknął na mnie tak głośno, że przez chwilę myślałam, ze bębenki w moich uszach szlag trafi.

-Zamknij się. - powiedziałam zakrywając uszy - Dobrze się bawiłam. - wzruszyłam ramionami.

-Kurwa, jesteś moją żoną, wszyscy na mieście wiedzą kim jesteśmy! - uderzył ręką w kierownicę.

Bla, bla, bla... Krzyczał, rzucał się, ale nie słuchałam go, było mi obojętne co tam sobie brzdąka, byłam taka pijana, a wiedziałam, że w domu i tak mu przejdzie.

Zatrzymał auto w garażu. Spojrzał na mnie, był zły jakby go osa w pupę ugryzła, albo co gorsza w przyrodzenie. Wysiadłam śmiejąc się w duchu i skierowałam na górę, czułam jego oddech na plecach, szedł tak blisko mnie, a kiedy zamknął za nami drzwi popchnął mnie na ścianę i łapczywie pocałował. Wdarł się językiem w moje usta, dłonie zacisnął na moich pośladkach tak mocno, że miałam wrażenie, że robi mi siniaki.

-Pieprz mnie. - powiedziałam prosto z jego usta i ugryzłam je, po czym znowu go pocałowałam.

-Kocham, gdy taka jesteś! - docenił mnie uśmiechając się jak wariat.

-No, no... Tyle miłości... - usłyszeliśmy jakiś głos, oboje spojrzeliśmy w kierunku postaci, która wychodziła z kuchni - Jednak żyję, niespodzianka! - trzymał w dłoni broń, a na ostatnie słowo zrobił gest, jakby wyskakiwał z pudła.

Marcin odruchowo wyjął broń, nie wiedziałam co się dzieje. Moje serce waliło jak w galopie, jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Miałam ochotę się rozpłakać, uciec, przytulić się do męża i obudzić ze snu. Tego wieczoru pierwszy raz poczułam tak ogromny strach.

-Jeśli ją tkniesz nogi Ci z dupy powyrywam. - usłyszałam głos Marcina, w moich oczach pojawiły się łzy.

-Ona? - mężczyzna spojrzał na mnie - Może spadać, my mamy chyba do porozmawiania? - roześmiał się.

-Na górę! - mąż warknął do mnie, spojrzałam na niego, był jeszcze bardziej zły, ale wiedziałam, że nie na mnie, bez zastanowienia się i odwracania pobiegłam na górę.

Pierwszym pomysłem było zadzwonienie do szefa ochrony, ale zanim by narobił rabanu oni by się tu pozabijali. Te wariat wiedział, że dzisiaj nikogo nie będzie, Marcin dał im wolne, tylko skąd. Kim on był. Stałam w sypialni i bałam się, że za chwilę usłyszę strzał, a kiedy zejdę mojego ukochanego Marcina już nie będzie. Popłynęły mi łzy, tak bardzo chciałam obudzić się z tego pieprzonego snu, tak bardzo chciałam, żeby nie był rzeczywistością.

Stałam oparta o drzwi sypialni i słyszałam, jak ten facet krzyczał. Spojrzałam na szafkę nocną Marcina, zawsze trzymał w niej broń. Właściwie nie wiem czy jest w tym domu pomieszczenie bez niej. Podeszłam, wysunęła szufladę i ujrzałam broń. Wyjęłam ją, ręce mi drżały, jeszcze nigdy w życiu nie trzymałam tego w dłoniach, a tym bardziej miałam strzelać do człowieka? Ale tam była najważniejsza dla mnie osoba, chodziło o jego życie. 

Nie wiedziałam czy mi się uda, wyszłam z pokoju, podeszłam do schodów, oni nadal w siebie mierzyli. Wycelowałam z tego faceta, mąż spojrzał na mnie, jedyne czego chciałam to znowu się do niego przytulić i poczuć się bezpieczna i kochana. Kiedy Marcin patrzył na mnie, ten mężczyzna też spojrzał, wycelował we mnie. Jeszcze nigdy, nikt nie mierzył do mnie z broni, czułam, że za chwilę upadnę postrzelona, a może nawet zastrzelona. Widziałam to w jego oczach. Padł strzał... 

Moja na zawszeWo Geschichten leben. Entdecke jetzt