Rozdział 23.

5.1K 218 5
                                    

Wszedłem na halę, musiałem działać sprawnie i szybko, choć nie chciałem go niszczyć, czułem, że już go szukają jego niebiescy koledzy. Michał, bo tak miał na imię mój ulubiony pies siedział na ziemi. Podszedłem do niego i ukucnąłem, żeby spojrzeć mu w oczy.

-Przejebane mamy obaj. - zacząłem - Ja, bo nie chcę Cię zabijać i Ty, bo i tak zginiesz. - wzruszyłem ramionami - Na chuj się dałeś złapać?

-Moi już tu jadą. Dostaniesz dożywocie pierdolony morderco. - mówił ostro, a przynajmniej chciał taki być, roześmiałem się.

-Nikt z was nie ma na mnie nawet kawałka dowodów, że kogoś zabiłem, obaj o tym wiemy. - pokręciłem głową - Zastanawiam się tylko, który rodzaj zabicia wybrać dla Ciebie. - podniosłem się - Patrząc po tym, jakim chujem byłeś, ale to w sumie jak każdy pies powinienem zmusić Cię do cierpień. - kopnąłem go w brzuch.

-Będziesz gnił w pierdlu kurwo! - powiedział do mnie, mimo, że zwijał się z bólu, podszedł do mnie jeden z chłopaków i pokazał mi telefon, ludzie w Polsce mieli jego żonę, jeden właśnie wsuwał jej penisa w usta, zaśmiałem się i skierowałem do niego telefon - Słabo ciągnie. - powiedziałem z przekorą - Chcesz oglądać dalej? - patrzyłem na niego z kpiną.

Jego żona była nawet ładna, miała brązowe usta, była zadbana, ale miała męża chuja i to był jej problem. Cierpiała przez niego.

-Chłopaki ją dzisiaj tak zerżną, że nie będziesz miał do czego wracać. - roześmiałem się głośno.

-Nie, błagam! - krzyknął - Ona jest w ciąży! - na twarzy tego pierdolonego dupka pojawiły się łzy, no i jakby coś we mnie buchnęło. Niedawno moja żona też była w ciąży i straciła dziecko, ale takie było życie.

-Mam to w dupie! - rzuciłem się na niego, zacząłem go kopać po twarzy, po brzuchu, a później w amoku uderzałem na ślepo, wyciągnąłem broń, spojrzałem mu ostatni raz w oczy i strzeliłem w serce. Krew prysnęła na moje ubrania i na ciało. Kurwa, nienawidziłem tego momentu. Bardziej szkoda było mi ubrań niż tego palanta.

Rzuciłem bronią i wyszedłem, wiedziałem, że wszystko zostanie posprzątane przez chłopaków, umyłem twarz, ręce, wyrzuciłem koszulę i wsiadłem do auta. Wiadomość o tym, że jego żona jest w ciąży wywołała we mnie wściekłość. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że ja też miałem zostać ojcem, a nie mogłem.

Odpaliłem auto, ale zobaczyłem auto, jak jeden z chłopaków wyszedł, zawołałem go do auta.

-Zadzwońcie do naszych, niech ją wypuszczą. Jest w ciąży. - powiedziałem spokojnie.

-Ale szefie... - chciał zacząć się produkować.

-Powiedziałem kurwa! - uderzyłem ręką w kierownicę - Dziecko nie jest winne temu, że jego ojciec to kurwa! - krzyknąłem na niego wściekły i wywaliłem z samochodu, gotowało się we mnie do granic możliwości.

Siedziałem w samochodzie, nie wiem ile, ale chyba długo, nie mogłem po prostu kurwa ruszyć i jechać do domu. Tak bardzo chciałem być ojcem...

Widziałem jak chłopaki napełniali wielką metalową bekę płynami z butli. Doskonale wiedziałem co to za ciecz. Jak wrzucą ciało Piotra najpierw kwas zacznie wyżerać mu oczy i tkanki miękkie, później wnętrzności, a na sam koniec kości. Nie zostanie z niego nic, no chyba, że ma złotego zęba, ale wątpię. Nie mogłem po prostu odjechać, musiałem popatrzeć. Przynieśli jego ciało, mieli na sobie grube rękawicee i kombinezony. Sięgnąłem do schowka po maseczkę. Wsuwali go do góry nogami, a z beczki wydobywał się dym i za nim ogromny smród. Mimo, że miałem maseczkę dotarł do mnie, podbiło mnie, więc odpaliłem auto i szybko odjechałem.

Czasem współczułem chłopakom tej brudnej roboty, ale dostawali za to dobry hajs, więc nie mogli narzekać, no i mieli uczucie tego, że coś znaczą na tym świecie. Władza to zajebiste uczucie. Mogli kontrolować, mogli się znęcać, mogli robić wszystko, oczywiście w ramach rozsądku, ale ufałem im, wiedziałem, że nigdy mi nie nabrudzą.

Pojechałem do domu, do mojej cudownej żony. Siedziała w salonie, kiedy wszedłem.

-Wykąpię się i musimy porozmawiać. - popatrzyłem na nią od drzwi, nie chciałem do niej podchodzić, bo mogłem mieć gdzieś tą pierdoloną krew, pobiegłem prosto pod prysznic.

Chwilę później wszedłem już do sypialni po kąpieli, gdzie na mnie czekała.

-Chcę mieć dziecko. - popatrzyłem na nią poważnie, a ona aż drgnęła.

-Co? - patrzyła na mnie dużymi oczami - Nie jesteśmy na to gotowi. - jej mina zrobiła się smutna - Dopiero co straciliśmy... - mówiła ze strachem.

-Chcę mieć dziecko, rozumiesz? - podszedłem do niej i zacząłem ją całować po szyi - Nie odbieraj mi tego, proszę. - pierwszy raz chyba prosiłem kogoś o coś, zawsze brałem co chciałem, ale teraz zwyczajnie nie mogłem.

-Marcin... - mówiła do mnie, ale nie słuchałem jej, musiałem ją teraz mieć, a ona w końcu się poddała...

______________

Kochani, za dwa rozdziały nadejdzie koniec... :(

Moja na zawszeWhere stories live. Discover now