Rozdział 2.

14.6K 363 12
                                    

           Obudziłem się wypoczęty, jakby ta noc trwała wieki, choć na sen miałem naprawdę mało czasu. Spojrzałem na zegarek, była 7. Poszedłem pod prysznic i zaczęło docierać do mnie co mnie dzisiaj czeka i co spotkało mnie wczoraj. Ubrałem czarną koszulę i czarny garnitur, a na ręku zapiąłem swój ulubiony zegarek. Wyszedłem z garderoby. Mój promyczek jeszcze smacznie spał. Nie musiała wstawać rano. Jej wykształcenie pomagało nam czasem w robocie.

Nachyliłem się, żeby dać jej buziaka, jeszcze nigdy nie wyszedłem bez tego. Nigdy nie wiem czy ten całus nie jest ostatnim jaki jej dałem. Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie zaspana. 

-Będę wieczorem. - pocałowałem ją w usta i wyszedłem, a ona tylko jęknęła zaspana.

O 8 byłem umówiony z Markiem. Miał mi przedstawić swojego nowego przydupasa, wspominał mi o nim jak był ostatnio u mnie, ale nie zwróciłem na to jakoś większej uwagi. Był to był, nie było to też dobrze. Marek za wszelką cenę chciałby kimś rządzić, więc niech weźmie sobie tego pionka i nim dyryguje, w końcu i tak coś rozwali i poleci stąd.

Wsiadłem do mojego nowego Lexusa RX i pojechałem do naszej siedziby. Na podjeździe stało stare BMW, jeszcze na moim miejscu. Roześmiałem się tylko, szybciej będzie zabierał to auto niż je tutaj postawił.

-Daję 3 minuty na zabranie auta z mojego miejsca... - wszedłem i zamarłem, nie wierzyłem w to co widzę, obok Marka stał chłopak, miał na oko 21 lat. Był ubrany w biały garnitur, czarną koszulę, a na głowie miał kapelusz.

-Baranie mówiłem, że to miejsce Marcina! - Marek od razu podniósł na niego głos - Marcin... To jest Dzejk. - przedstawił mi chłopaka.

-Kto to jest? - roześmiałem się - Słuchaj, gangster. - nazwałem go tak, bo od razu tak mi się skojarzył - Za dużo filmów się naoglądałeś już teraz się tak nie nosi. - pokręciłem głową i wyjąłem broń, złapałem go za tą jego marynarkę i przystawiłem spluwę do głowy - Od kogo jesteś lamusie?! - krzyknąłem, a w jego oczach pojawił się strach.

-Ja... Ja... Ja.... Przysięgam, że od nikogo. - mówił przerażony, idiota bał się, że go zabiję na dzień dobry.

-Muchy bym nie skrzywdził, luzik gangster. - puściłem go, bawił mnie, jak cholera mnie bawił - Ubierz się jutro normalnie, bo patrzeć na Ciebie nie mogę i zabieraj ten złom z mojego miejsca, dzisiaj będziesz miał misję. - popatrzyłem z kpiną, gdy wyciągnął do mnie rękę - Dużo nauki przed Tobą, nie wiem czy do końca edukacji dożyjesz. - wyszedłem z budynku i wsiadłem do auta.

Zajechałem do sklepu, sam nie wiedziałem czemu to robię i po co. Zrobiłem zakupy dla tego małego brzdąca i pojechaliśmy do miejsca, gdzie go trzymaliśmy. Chłopiec siedział z jednym z chłopaków i bawił się, w ręku trzymał parówkę. Rozczulił mnie ten widok. 

-Ja na weekend wyjeżdżam, masz się nim opiekować jak własnym dzieckiem. - powiedziałem do nowego - Masz dbać i kupować wszystko. - mówiłem ostro, trochę się obawiałem, że może nie podołać, ale musiałem go sprawdzić, podszedłem do dzieciaka i wyjąłem z torby wielki wóz strażacki, dziecko popatrzyło z zachwytem w oczach na zabawkę - Wujek pomoże Ci rozpakować. - spojrzałem na nowego, musiałem wyjść, szlag mnie trafiał jak patrzyłem na to niewinne dziecko. Nie robiliśmy mu krzywdy, każdy z nas dbał o nie ze swojej strony, ale było tu i to mnie wkurwiało.

Musiałem załatwić jeszcze kilka spraw i po południu pojechałem na siłownie. Potrzebowałem się wyżyć, nie mogłem wyrzucić z myśli tego małego brzdąca. Najchętniej podniósłbym go na ręce, mocno przytulił i wyniósł daleko, żeby nie stała mu się żadna krzywda.

Nie wiem dlaczego reaguję tak emocjonalnie, może dlatego, że wyobrażam sobie, że gdyby ktoś kiedyś porwał mojego syna zabiłbym tego kogoś. Tylko, że za tym małym ojciec nie obstanie. Uderzyłem z całej siły w worek treningowy. Nie zabandażowałem dłoni i tłukłem w niego tak mocno, że zaczęła lecieć mi krew, ale nie czułem bólu. Chciałem ochłonąć od tego wszystkiego. Wziąłem prysznic i pojechałem do mojej cudownej żony.

Moja na zawszeWhere stories live. Discover now