rozdział 26

71 6 0
                                    

To tylko zły sen – pomyślała. Jeśli jednak był to sen, dlaczego tak ją bolało?

Deszcz przestał padać, ale cały świat był mokry. Jej płaszcz wydawał się równie ciężki jak kolczuga. Sznury, którymi związano jej ręce, namiękły od wody, ale zacisnęły się od tego jeszcze mocniej. Brienne wykręcała ręce na wszystkie strony, lecz nie zdołała ich uwolnić. Nie wiedziała, kto i dlaczego ją związał. Próbowała pytać o to cienie – nie odpowiedziały. Być może nie słyszały jej słów. Być może nie istniały naprawdę. Ukryte pod warstwami mokrej wełny i rdzewiejącej kolczugi ciało Brienne płonęło w gorączce. Kobieta zastanawiała się, czy wszystko to nie jest jedynie majakiem.

Czuła pod sobą konia, choć nie pamiętała, jak się na nim znalazła. Leżała twarzą w dół na jego zadzie, jak worek owsa. Związano jej ręce w nadgarstkach i nogi w kostkach. Było wilgotno, a ziemię spowijała mgła. Każdy krok konia był dla Brienne niczym uderzenie w głowę. Słyszała głosy, ale widziała tylko ziemię pod kopytami konia. Miała połamane kości. Jej policzek spuchł, był lepki od krwi, a przy każdym kroku ramię przeszywał ból. Słyszała, jak z oddali, głos wołającego ją Podricka.

– Ser? – powtarzał chłopak. – Ser? Pani? Ser? Pani?

Jego głos był słaby i trudno było go usłyszeć. W końcu zapadła cisza.

Śniło jej się, że znowu znalazła się w dole z niedźwiedziem w Harrenhal, ale tym razem stał przed nią Kąsacz, potężny, łysy, o białym jak robak ciele. Jego policzki pokrywały ropiejące wrzody. Był nagi i zgrzytał spiłowanymi zębami. Brienne rzuciła się do ucieczki.

– Mój miecz – wołała. – Wierny Przysiędze. Proszę. – Ci, którzy ją obserwowali, nie odpowiedzieli. Był tam Renly, Zręczny Dick i Catelyn Stark. Przyszli również Shagwell, Pyg i Rorge oraz trupy wisielców z zapadniętymi policzkami, obrzękniętymi i pustymi oczodołami. Brienne zakwiliła z przerażenia na ich widok. Kąsacz złapał ją za ramię, przyciągnął do siebie i wygryzł kawałek twarzy.

– Jaime! – usłyszała własny krzyk, budząc się z drżeniem. – Jaime.

Nawet w głębinach snu ból jej nie opuszczał. Twarz ją piekła. Bark krwawił. Każdy oddech był cierpieniem. Wzdłuż ramienia przebiegały błyskawice agonii. Prosiła krzykiem o maestera.

– Nie mamy maestera – odpowiedział dziewczęcy głos. – Tylko mnie.

Szukam dziewczyny – przypomniała sobie Brienne. Szlachetnie urodzonej szesnastoletniej dziewczyny o niebieskich oczach i kasztanowatych włosach.

– Pani? – zapytała. – Lady Sanso?

Jakiś mężczyzna ryknął śmiechem.

– Bierze cię za Sansę Stark.

– Nie może tak jechać zbyt długo. Umrze.

– Jednego lwa mniej. Nie będę po niej płakał.

Jechali przez mroczny las, cichy i wilgotny. Drzewa rosły blisko siebie, trawa była miękka, a zostawiane przez konia ślady wypełniała krew Brienne. Czasem, kiedy zapadała w niespokojny letarg zdawało jej się, że ma tuż obok siebie lorda Renly'ego, Dicka Crabba i Vargo Hoata. Z gardła Renly'ego ciekła krew. Z odgryzionego przez nią ucha Kozła sączyła się ropa.

– Dokąd jedziemy? – pytała Brienne. – Dokąd mnie zabieracie?

Żaden z nich jej nie odpowiedział. Jak mogliby mi odpowiedzieć? Wszyscy nie żyją. Czy to znaczyło, że ona również umarła?

Lord Renly szedł przed nią, jej słodki, uśmiechnięty król. Prowadził konia kobiety między drzewami. Brienne próbowała go zawołać, powiedzieć, jak bardzo go kocha, ale gdy się obejrzał i skrzywił na nią, zorientowała się, że to wcale nie Renly. Renly nigdy się nie krzywił. Zawsze miał dla mnie uśmiech – pomyślała. Poza tą chwilą...

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now