rozdział 47

44 6 0
                                    

Kilka kolejnych dni Brienne znowu spędziła w drodze tylko w towarzystwie Podricka, jeżdżąc od jednej posiadłości lordowskiej do drugiej z posłaniami od lady Sansy. Dziewczyna miała rację, mówiąc na naradzie, że wszystkie mniejsze rody Północy wciąż pozostają lojalne Starkom przez wzgląd na jej ojca, ale żaden nie miał armii na tyle silnej, by stanowić realne zagrożenie dla Boltonów, a i taka zbieranina nie była wystarczająco liczna, czego Brienne była boleśnie świadoma po spędzeniu prawie położy życia w obozach, wśród rycerzy. I mimo że większość ludzi Północy rzeczywiście ceniło honor, lojalność i posłuszeństwo, byli też i tacy, którzy zryw na Winterfell nazywali szaleństwem, głupotą lub po prostu kręcili głowami z politowaniem. I ci jednak w końcu dawali się przekonać.

Lord Robett Glover z Deepwood Motte przyjął ją za to zimno i otwarcie jej odmówił. Nie przyjął też listu od lady Stark. Brienne próbowała z nim rozmawiać, przekonywać, w końcu błagać, ale stary Glover pozostał nieugięty. Wypytał ją jedynie o armie Jona Snow, ich liczebność i uzbrojenie, sprawiając, że kobieta poczuła się znowu beznadziejnie głupia, zupełnie jak wtedy, gdy w dzieciństwie musiała w podobny sposób tłumaczyć się przed swoją starą septą ze wszystkiego, co w zachowaniu Brienne odbiegało od tego, jak powinna zachowywać się dorastająca panna, córka lorda. Z kolei, gdy usłyszał, że większość sił stanowią Dzicy, prychnął z pogardliwym uśmiechem i uciął negocjacje.

– Gloverowie nie porzucą domu przodków, by walczyć ramię w ramię z Dzikimi – powiedział na koniec. – Wysłuchałem cię. Tyle wystarczy. Z pomocą Boltonów obiliśmy ten zamek Żelaznym Ludziom. Mamy na nich uderzyć? Oskórują mnie za samą tę rozmowę.

– Boltonowie to zdrajcy – odparła Brienne, zanim zdążyła ugryźć się w język. – A wy jesteście chorążymi Starków. Przysięgaliście stanąć w potrzebie.

– Tak, wiele wieków mój ród służył rodowi Starków. Płakaliśmy, gdy doszła nas wieść o śmierci lorda Eddarda. Mój brat, lord tego zamku, odpowiedział na wezwanie Robba i obwołał go królem. A gdzie był król Robb, gdy zaatakowali nas Żelaźni Ludzie, gdy wtrącili do więzienia moją żonę i dzieci, gdy uciskali i mordowali naszych ludzi? Schodził się z zamorską kurwą, a potem zgubił siebie i tych, którzy za nim poszli. Służyłem Starkom, ale Starkowie są martwi.

Na to Brienne nie znalazła już odpowiedzi. Deepwood Motte opuściła, czując w gardle gorycz porażki.

Najtrudniejsze zadanie czekało ją jednak na Niedźwiedziej Wyspie, gdzie przyjęła ją dziesięcioletnia lady Lyanna Mormont. Brienne poznała jej matkę Maege, w obozie Robba Starka, gdy służyła tam pod rozkazami lady Catelyn. Kobieta walczyła u boku Króla Północy w Wojnie Pięciu Królów i Brienne skrycie darzyła ją podziwem. Znała oczywiście opowieści o władczyniach Niedźwiedziej Wyspy, o rodzie z silną tradycją szkolenia kobiet do walki, by w razie potrzeby umiały się obronić i odeprzeć niespodziewane ataki często nadchodzące od strony morza, gdzie wyspa była najsłabsza, ale pierwszy raz poznała osobiście kobietę podobną jej samej, która nie bała się miecza ani śmierci w walce. Zamieniła z nią jednak tylko kilka słów zanim lady Catelyn odesłała Brienne z Królobójcą do Królewskiej Przystani, a sama Maege została zamordowana podczas Krwawych Godów.

Teraz Brienne miała przed sobą jej córkę, chowaną w przekonaniu, że w przyszłości będzie władcą i dowódcą, w przeciwieństwie do wielu innych rodów, nawet z Północy, które z reguły nie pozwalały rządzić kobietom. Lyanna mierzyła ją stalowym spojrzeniem szarych oczu, gdy kobieta tłumaczyła jej z czym zjawiła się na Niedźwiedziej Wyspie, przekazywała jej prośbę lady Sansy o pomoc i wyjmowała spod płaszcza list opieczętowany lakiem z odciśniętym na nim herbem z wilkorem. Maege Mormont była silna i uparta i to samo Brienne widziała w dziewczynce.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now