dodatek: święta w domu

45 3 0
                                    

One-shot kompletnie olewa serialową chronologię i nie wiąże się w żaden sposób z główną fabułą "Oathkeeper".

~ • ~

Obudziło ją pierwsze światło poranka i zimno, wciskające się uparcie wszędzie, nawet pod dwie warstwy okrycia. Jeszcze zdezorientowana, zaspana, zamrugała powiekami i podciągnęła kołdrę wyżej, kuląc się w pościeli, by jak najdłużej zatrzymać to błogie uczucie, które zawsze towarzyszy człowiekowi tuż po przebudzeniu. Jaime, pogrążony w głębokim śnie tuż przy jej boku, poruszył się i coś mruknął. Jego ruch sprawił, że Brienne poczuła kolejne muśnięcie chłodu, ale wzbudził też falę świeżego zapachu dopiero co wypranej i wywietrzonej pościeli i kobieta uśmiechnęła się lekko, wtulając twarz w zagłębienie szyi mężczyzny.

Na zewnątrz było jeszcze ciemno, ale mgła, która uniosła się znad zmarzniętej ziemi, nabrała już koloru perlistej szarości, zwiastując nieodległe nadejście świtu. Od zalegającego na dziedzińcach, murach i basztach śniegu, odbijały się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Wszędzie panował kompletny bezruch, a w kobiecie zrodziło się paradoksalne uczucie radości, która umiejscowiła się tuż na powierzchni jej skóry jak najlżejszy dotyk. Brienne uwielbiała tę porę dnia, kiedy przez jedną krótką chwilę, zanim jeszcze w Winterfell zapanował zwykły, codzienny gwar, mogła być sama ze światem.

Sięgnęła pod kołdrą, żeby wygładzić zwinięty perkal koszuli, która nieprzyjemnie zwinęła jej się wokół talii. Nie pamiętała niczego konkretnego z sennych marzeń, które ją zbudziły, tylko bezładną mieszankę wyobrażeń i odczuć. Pomyślała, że może to i dobrze.

Przekręciła się leniwie i przysunęła jeszcze bliżej do Jaimego. Emanowało z niego ciepło i przyjemna woń dymu z paleniska, zmieszana z delikatnym zapachem grzanego wina z korzeniami, a gdzieś pod powierzchnią snu wyczuła także niewyraźną nutę najzwyklejszej męskości, skóry i cedru. Brienne wyprostowała się powoli i przytuliła delikatnie, tak że biodrami trąciła jego pośladki. Ten gest był tak nieznaczny, że gdyby Jamie spał, wcale by go nie zauważył; lecz jeśli nie spał...

Nie spał. Nie otwierając oczu, uśmiechnął się lekko, a jego dłoń przesunęła się powoli w dół jej pleców, wsuwając pod dopiero co poprawioną koszulę, gdzie spoczęła w czułym geście tuż nad pośladkami. Wydał z siebie ciche westchnienie i znowu odpłynął w sen. Brienne, pełna otuchy, z uśmiechem przytuliła się do niego mocniej. Zdążyła się już całkiem rozbudzić, ale było jej zbyt wygodnie, żeby teraz choćby myśleć o wstawaniu.

Na zewnątrz prószył śnieg; lekkie płatki wirowały długo zanim leniwie opadły na ziemię, a w powietrzu wisiały chłód i wilgoć, przez co przytulne gniazdko posłania wydawało się o wiele bardziej nęcące niż odległa perspektywa śniadania. Drżąc na samą myśl o tym, że miałaby teraz wyjść na zewnątrz, albo choćby na chłodny korytarz, Brienne podciągnęła przykrycie wyżej i z powrotem przymknęła oczy. Jamie zmarszczył brwi i przygarnął ją bliżej do siebie, mocniej otaczając ramionami, poruszyła się więc z cichym pomrukiem i oparła głowę na ramieniu mężczyzny, kryjąc twarz w miękkim, pogniecionym płótnie jego koszuli.

– Okropnie się wiercisz, dziewko – odezwał się sennie. – Nie potrzebujesz przypadkiem do wychodka?

– Trochę – przyznała zawstydzona, rumieniąc się, kiedy odsuwała się odrobinę, żeby na niego spojrzeć. Ręka mężczyzny opadła gdzieś niżej, a Jaime przeciągnął się, ziewając szeroko. – Przepraszam, nie miałam zamiaru cię budzić.

– Nie rób sobie wyrzutów. – Mężczyzna uśmiechnął się. – Lubię patrzeć na ciebie rano. Zwłaszcza, kiedy nigdzie nie musimy się spieszyć.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now