rozdział 30

115 5 0
                                    

Jaime zajrzał do swojego namiotu, gotów natychmiast się wycofać, jeśli będzie przeszkadzał, ale z ulgą stwierdził, że Brienne spała spokojnie, skulona w łóżku, tak jak ją zostawił. Leżała na boku, przytulając zdrowy policzek do poduszki, okryta dwiema warstwami koców. Mężczyzna wszedł głębiej, cicho i ostrożnie, żeby jej nie obudzić i odstawił na stół miskę gorącej zupy i chleb, które dla niej przyniósł. Potem, upewniwszy się, że kobieta śpi głęboko, ukląkł na podłodze przy niej, bacznie przyglądając się postaci skulonej na posłaniu. Już nie trzęsła się przez sen, ale policzki wciąż pokrywał gorączkowy rumieniec, a na twarzy Brienne lśnił pot.

Jaime podniósł dłoń, sięgając delikatnie do opatrunku na policzku kobiety. Chciał sprawdzić, czy rana nie ropiała, czy wszystko było z nią dobrze, ale pod tym nawet ledwie wyczuwalnym gestem Brienne poruszyła się, przekręcając na plecy, jej rzęsy zatrzepotały. Mężczyzna od razu cofnął rękę, ale to nie pomogło; kobieta powoli otworzyła oczy i rozejrzała niespokojnie wokół, zanim skupiła na nim wzrok.

– Ser Jaime, co się dzieje? – Uniosła się na łokciu i spróbowała usiąść, ale Jaime delikatnie przytrzymał ją w miejscu.

– Ćśś, nic się nie dzieje, wszystko w porządku. Przepraszam, że cię obudziłem. – Uśmiechnął się uspokajająco, ale Brienne wciąż wpatrywała się w niego z widocznym w spojrzeniu niepokojem. Mężczyzna westchnął. – Przyszedłem zobaczyć, czy wszystko z tobą dobrze, czy może gorączka ustępuje. Boję się o tę ranę. – Jaime spojrzał na jej obandażowany policzek. – Nic więcej.

Brienne skinęła głową w odpowiedzi, bezsilnie opadając plecami z powrotem na poduszkę. Jej ciało płonęło z gorączki. Czuła się zbyt słabo, nawet na to, żeby usiąść. Poczuła dłoń Jaime'a na czole i spojrzała na niego zaszklonym wzrokiem.

– Spróbujesz coś zjeść? – Jego głos, zaniepokojony, może nawet wystraszony, słyszała jak przez mgłę, gdzieś z daleka. Powiodła za nim wzrokiem i spróbowała usiąść, kiedy Jaime podsunął jej zupę. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy tylko objęła dłońmi gorącą miskę. Żołądek skręcił jej się boleśnie z głodu. Zmusiła się do jedzenia. Wkrótce musiała znowu wsiąść na konia i wrócić na trakt, z nim, jeśli chciała żyć, dotrzymać raz danego słowa. Cokolwiek miało się wydarzyć, musiała przez to przejść. A do tego musiała mieć siłę.

Cebulowa – przemknęło jej przez głowę, gdy podsuwała sobie łyżkę do ust. Zjadła, powoli, małymi kęsami, tyle ile zdołała, aż wreszcie zakrztusiła się kawałkiem marchewki. Kaszel sprawiał jej straszliwy ból. Bez słowa oddała Jaime'owi miskę z resztką zupy, palce prawej ręki dociskając delikatnie do klatki piersiowej. Zupełnie nie mogła się uspokoić, zaskoczona nagłym bólem złamanych żeber. Po policzku spłynęła jej stróżka łez, znowu się rozkaszlała.

– Spokojnie – powiedział łagodnie Jaime. Poczuła jego dłoń na ramieniu.

– Wody – wydyszała. – Proszę.

Mężczyzna podsunął jej kubek, ale nawet picie sprawiało Brienne ból. Chłodna woda spłynęła jej po podbródku, skapując na pierś. Przełknęła chciwie, wreszcie powoli przestając kaszleć.

Jaime delikatnie odgarnął jej z twarzy posklejane od potu kosmyki włosów. Koszulę miała zupełnie mokrą, przepoconą.

– Musimy cię wykąpać.

– Wykąpać? – Spojrzała na niego zdezorientowana, z nagłym lękiem.

– W chłodnej wodzie. Zrobili tak z Tommenem, gdy chorował, żeby go ochłodzić. To pomoże zbić temperaturę.

– Nie potrzebuję kąpieli – odpowiedziała słabo, z powrotem zamykając oczy. – Nie jestem dzieckiem.

– Albo to, albo maester. Wybieraj.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz