rozdział 46

54 6 2
                                    

Życie na Północy nie należało do łatwych, o czym Brienne zdążyła przekonać się wielokrotnie podczas dni spędzonych w Czarnym Zamku. Pod samym Murem rzadko kiedy było widać słońce, a kiedy już wyłaniało się zza szarych ciężkich chmur, stale wiszących nad tą częścią świata, było blade i prawie w ogóle nie dawało ciepła. To za dotykiem gorących promieni słonecznych kobieta tęskniła najbardziej za każdym razem, kiedy wychodziła na dziedziniec. Częściej niż kiedykolwiek myślała teraz o Tarthcie, z jego błękitnymi wodami, bardziej niebieskimi niż najczystszy szafir, jasnym piaskiem plaż, bujnymi łąkami i cienistymi lasami, za upalnym latem.

W Czarnym Zamku tak naprawdę nigdy nie było jej ciepło. W murach twierdzy było wilgotno i zimno, po korytarzach hulał lodowaty wiatr i Brienne całe dnie spędzała okutana w płaszcz, a mimo to szczękała zębami. Błogosławieństwem była dla niej każda chwila, kiedy mogła usiąść w swoim pokoju przy kominku. Samo podtrzymywanie ognia też było niezwykle trudne. Dorzucania do kominka, ilekroć wychodziła z komnaty, kobieta nauczyła się w pierwszej kolejności, ale o wiele więcej kłopotów było z tym w nocy. Chociaż co wieczór Brienne zasypiała w cieple, rano pokój był już zupełnie wyziębiony, a ona kuliła się pod dwiema warstwami okrycia, drżąc z zimna. Do ognia musiała wstawać w nocy co kilka godzin, często zupełnie zaspana, mechanicznie wykonując konieczne czynności.

O wiele lepiej od niej na Północy czuła się Sansa, od dziecka przyzwyczajona do chłodów i dość surowych warunków, w jakich się wychowywała. Czarny Zamek był dla niej prawie jak dom i chociaż Brienne wciąż martwiła się o dziewczynę, praktycznie pozostawioną samą sobie po wszystkim, co ją spotkało, nie mogła nie dostrzec, że młoda lady Stark szybko zaadaptowała się do nowych warunków. Dnie spędzała we własnej komnacie albo we wspólnej sali, na rozmowach z bratem i szyciu. W magazynach Czarnego Zamku było więcej spodni, kurtek i bluz, niż bracia z Nocnej Straży mogli potrzebować, znalazły się też zwoje surowego materiału i Jon chętnie oddał je Sansie do wykorzystania. W chwili przyjazdu na Północ nie miała przecież do ubrania nic poza tym co nosiła na sobie.

Wystarczyło jednak kilka dni, by spod igły Sansy wyszły dwie nowe sukienki na zmianę i lekka opończa. Na jednej z nich przy dekolcie dziewczyna wyhaftowała srebrną nicią wilkora w otoczeniu krwistoczerwonych liści czardrzewa. Jeden z płaszczy, który znalazła nieużywany, wkrótce skróciła i przerobiła tak, by na nią pasował, a kołnierz obszyła miękkim króliczym futerkiem, zdjętym ze sztuk, które bracia przynieśli z polowania. A widząc, że płaszcz Jona Snow jest już wyblakły i w kilku miejscach przetarty, również bratu sprawiła nowe okrycie. Wkrótce potem Brienne dostała od niej szal barwy ciemnego granatu, obszyty w południowe wzory z Krain Burzy. Po drodze do Czarnego Zamku nie rozmawiały zbyt wiele, ale kobieta opowiadała Sansie o Tarthcie i dziewczyna celowo wybrała taki haft, który miał przypominać Brienne morze.

Mimo zimna i większej niż zwykle ilości ludzi do wykarmienia, przynajmniej o jedzenie nie należało się na razie martwić. Zapasy zostały poważnie uszczuplone gdy na Murze stacjonowały armie Stannisa Baratheona, ale lato było długie, żniwa udane, a lordowie hojni. Zapasów wciąż mogło wystarczyć na półtora roku zimy, a nawet dwa lata przy odrobinie ostrożności.

W spichrzach Nocna Straż miała owies, pszenicę i jęczmień, a także beczki grubo mielonej mąki. W spiżarniach przeznaczonych do przechowywania jarzyn z krokwi zwisały sznury cebuli i czosnku, a na półkach leżały worki marchewki, pasternaku, rzodkiewki, rzepy i brukwi. W jednym magazynie mieli kręgi sera tak wielkie, że potrzeba było dwóch mężczyzn, by je przesunąć. W następnym beczułki z soloną wołowiną, wieprzowiną, baraniną i dorszem ustawiono w stosach wysokich na dziesięć stóp. Na belkach sufitowych pod wędzarnią zawieszono trzysta szynek oraz trzy tysiące długich czarnych kiełbas. W schowku z przyprawami znaleźli pieprz, goździki, cynamon, ziarna gorczycy, kolendrę, szałwię lekarską i muszkatołową, pietruszkę oraz bloki soli. W innym pomieszczeniu były beczki z jabłkami i gruszkami, suszonym grochem i suszonymi figami, worki orzechów i migdałów, płaty wędzonego łososia oraz gliniane dzbany wypełnione oliwkami w oliwie i zalakowane. W innym magazynie można było znaleźć słoje z mięsem zająca, udźce jelenie w miodzie, kiszoną kapustę i buraki, a do tego cebulę, jaja albo śledzie w occie.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now