rozdział 27

58 7 0
                                    

Brienne nie próbowała się opierać. Było ich czterech. Czterech silnych mężczyzn w kolczugach i skórzanych kurtach, którzy chwycili ją w żelazny uścisk dłoni poznaczonych bliznami i stwardnieniami, a ona była ranna i osłabiona, miała gorączkę, a do tego miała na sobie tylko wełniane giezło. Brienne zalewał pot. Paliło ją gorąco, lecz z jakiegoś powodu jednocześnie drżała z zimna. Gdy szli krętym korytarzem, musiała pochylać głowę, żeby się w nią nie uderzyć. Droga wiodła stromo pod górę i zakręcała dwukrotnie, nim wreszcie weszli do większej komory. Było tam pełno banitów.

Pośrodku wykopano dół na ogień. W powietrzu unosił się siny dym. Mężczyźni tłoczyli się wokół ogniska, by się ogrzać. Inni stali pod ścianami albo siedzieli ze skrzyżowanymi nogami na siennikach. Były tu również kobiety, a nawet kilkoro dzieci wyglądających zza matczynych spódnic. Jedyna znana Brienne twarz należała do Jeyne.

W przecinającej jaskinię szczelinie ustawiono na kozłach stół. Siedziała za nim spowita w szary płaszcz z kapturem kobieta. W rękach trzymała koronę, diadem z brązu i żelaza otoczony pierścieniem żelaznych mieczy. Brienne widziała już tę koronę, dawno temu, w obozie Robba Starka pod Fairmarket, gdzie uciekła z lady Catelyn po śmierci Renly'ego. Kobieta wpatrywała się w nią, gładząc palcami klingi, jakby chciała sprawdzić ich ostrość. Pod kapturem błyszczały oczy.

Szary był kolorem milczących sióstr, służebnic Nieznajomego. Milczące siostry nie mówią z żywymi – pomyślała otępiała. Niektórzy jednak twierdzą, że potrafią one rozmawiać z umarłymi. Brienne poczuła przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz. Pani Kamienne Serce.

– Pani – oznajmił potężnie zbudowany mężczyzna. – To ona.

– Kurwa Królobójcy – dodał Jednooki.

Wzdrygnęła się.

– Dlaczego tak mnie nazywasz?

– Gdybym dostawał srebrnego jelenia za każdym razem, gdy wymieniałaś jego imię, byłym bogaty jak twoi przyjaciele Lannisterowie.

– To tylko... nie rozumiecie...

– Nie rozumiemy, tak? – Wielki mężczyzna ryknął śmiechem. – Coś mi się zdaje, że jednak rozumiemy. Cuchniesz lwem, pani.

– Nieprawda.

Z grupy wystąpił inny banita, młodszy mężczyzna w brudnej przeszywanicy. Trzymał w ręce Wiernego Przysiędze.

– To nam mówi, że prawda. – W jego głosie pobrzmiał zimny akcent z północy. Wysunął miecz z pochwy i położył go przed Kamiennym Sercem. W blasku ogniska wydawało się niemal, że czerwone i czarne zmarszczki w metalu się poruszają, ale kobieta w szarej szacie patrzyła tylko na rękojeść: złotą głowę lwa z rubinowymi oczami, które lśniły niczym dwie czerwone gwiazdy.

– Jest jeszcze to. – Thoros z Myr wydobył z rękawa pergamin i położył go obok miecza. – Dokument opatrzony pieczęcią młodocianego króla. Stwierdza, że jego okaziciel wykonuje misję zleconą przez niego.

Pani Kamienne Serce odłożyła miecz, żeby przeczytać list.

– Dał mi ten miecz w dobrym celu – zapewniła Brienne. – Ser Jaime przysiągł Catelyn Stark...

– A potem jego przyjaciele poderżnęli jej gardło – przerwał mężczyzna w żółtym płaszczu. – Wiemy wszystko o Królobójcy i jego przysięgach.

– To nieprawda.

To nic nie da – uświadomiła sobie Brienne. Moje słowa ich nie przekonają. Nie dała jednak za wygraną.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now