rozdział 66

59 1 0
                                    

Brienne budziła się powoli, niespiesznie, niechętnie wyrywając się z głębokiego snu. Na zewnątrz nie było już ciemno, ale nie był to też poranek, przez okno komnaty widać było lekko szarzejące niebo i kobieta pozwoliła, by w tym jednym magicznym momencie, na granicy snu i jawy, u kresu nocy, kiedy świat był wyjątkowo cichy i śpiący, powoli powracała do niej świadomość wszystkich wydarzeń poprzedniej nocy.

Świadomość bólu głowy, lekkiego pulsowania w skroni po ekscesach uczty upamiętniającej zwycięstwo nad Nocnym Królem i tego co wydarzyło się później, już w czterech ścianach jej pokoju. Bogowie, ile właściwie wypiła poprzedniego dnia?

Była też świadomość lekkiego bólu pomiędzy udami, uczucia delikatnego dyskomfortu, o którym wiedziała jednak, że nie będzie towarzyszyć jej długo, a które wcale nie było nieprzyjemne. Świadomość ciepła ciała Jaimego, który pochrapywał cicho przez sen, zwinięty tuż za jej plecami.

Świadomość tego, że nie była już dziewicą.

Brienne od dawna wyobrażała sobie, że może się to wydarzyć na jeden z dwóch sposobów. Pierwszy zakładał niechętne przyzwolenie, udzielone zarówno przez nią samą, jak i obcego mężczyznę, kogoś, kto miałby wziąć ją za żonę, kto byłby nią zniesmaczony jednakowo mocno, jak ona nim. Zbliżenie wynikające z konieczności, niemal bez jej udziału, kiedy mężczyzna zrobiłby co trzeba, w ciemnym pokoju, prawie na nią nie zerkając, tak szybko jak to możliwe i wyłącznie w celu skonsumowania małżeństwa i spłodzenia potomka, nie troszcząc się o zaspokojenie jej własnych potrzeb i pragnień. Drugim sposobem był gwałt, wzięcie jej siłą, nieszczęście, które spotykało zdecydowanie zbyt wiele kobiet, a na które ona sama narażała się tym bardziej na polu bitwy, podczas samotnej podróży, czy nawet jako jedyna kobieta w obozie rycerskim.

Wiedziała, że wobec pierwszego powinna reagować z poczuciem obowiązku, a przed drugim bronić się tak długo, dopóki napastnik nie padłby martwy, albo ona sama nie zginęła.

Teraz sama nie wiedziała co powinna czuć, jak zareagować na co, co wydarzyło się w nocy. Nie była mężatką, przynajmniej nie w świetle prawa. Nie było stosownej ceremonii, ani ona, ani Jaime nie wypowiedzieli odpowiednich słów przed bogami, jedynym co zrobili, była przysięga, którą złożyli sobie nawzajem tuż przed bitwą.

Ale czy to wystarczało?

Co ona właściwie najlepszego zrobiła?

W oczach innych ludzi byłaby zhańbiona, o ile już wcześniej istniały bardzo niewielkie szanse na to, że kiedyś wyjdzie za mąż, tak teraz, gdyby tylko ktoś się o tym dowiedział, już absolutnie żaden mężczyzna nie zgodziłby się jej poślubić.

Ale Jaime nie przypominał żadnego z mężczyzn, których znała wcześniej. To był mężczyzna, który patrzył na nią nie przez pryzmat jej wyglądu, ale widział w niej to kim była naprawdę, któremu pozwoliła na to, by zobaczył ją całą, wszystko to, co kryło się za grubym murem, którym otaczała się przez lata i wpatrywał się w to wszystko niemal z uwielbieniem. To był mężczyzna, który nigdy nie odwracał wzroku od jej twarzy, chyba że akurat odrzucał głowę w tył w uniesieniu, który zdawał się czerpać przyjemność z tego jak na niego reagowała, z westchnień i jęków, które wydawała z siebie, kiedy się z nią kochał. Brienne rumieniła się mocno na samo wspomnienie.

Zamiast odczuwać wobec niej obrzydzenie, albo przynajmniej zakłopotanie, Jaime dotykał jej ciała i wodził po nim wzrokiem w taki sposób, jakby nigdy w całym swoim życiu nie widział nic piękniejszego. To był mężczyzna, który z uczuciem całował wewnętrzną stronę jej ud, bliznę po niedźwiedzich pazurach w zgięciu szyi, niewielkie ale ładnie zaokrąglone piersi, upstrzony piegami, pokiereszowany policzek. Który drżał na całym ciele, poruszając się w niej, wzdychał i jęczał, w ekstazie wymawiając jej imię i patrzył jej prosto w oczy, kiedy ona wstydliwie, ale robiła to samo.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now