rozdział 57

48 3 0
                                    

Droga do Królewskiej Przystani nie była tak trudna jak ostrzegała ją lady Sansa, nie fizycznie, a mimo to Brienne dotarła na miejsce zupełnie wykończona. Kiedy opuszczała stolicę po ślubie Joffreya i Margaery, na którym młody władca został zabity, miała nadzieję, że nigdy więcej już tu nie wróci. Teraz, spoglądając z daleka na Czerwoną Twierdzę była pełna obaw i cała wręcz drżała z niepokoju. Cersei Lannister nigdy nie darzyła jej sympatią, a teraz Brienne wracała pod jej dach, żeby reprezentować Północ w imieniu Sansy Stark, której królowa również nienawidziła.

A jeśli Cersei nie była wystarczającym powodem do zmartwień, na radzie u jej boku na pewno będzie obecny również Jaime. Kobieta nie widziała go od czasu Pani Kamienne Serce i ich pobytu na Cichej Wyspie i nie potrafiłaby powiedzieć jak zareaguje, gdy znowu go zobaczy. Ostatecznie nie miała pojęcia jaka relacja właściwie ich łączy. Byli przyjaciółmi, ale czy po tym co wspólnie przeszli nie łączyło ich już coś więcej? Brienne nie wiedziała. Nawet gdyby była pewna własnych uczuć wobec mężczyzny, nie mogła przecież mówić za Jaimego. Minęło w końcu tyle czasu...

Brienne westchnęła, zsiadając z konia u stop wzgórza Rhaenys i szczelniej otuliła się płaszczem. Mimo iż zima zaczęła się już kilka miesięcy temu, w Królewskiej Przystani wciąż nie było widać śniegu. Zmiana pory roku była jednak widoczna. Podczas jej ostatniej wizyty w stolicy miasto rozświetlało słońce, było w nim ciepło, między budynkami panował niemal zaduch, dzieci mieszkańców biegały wokół boso i nawet te z dzielnic biedoty cieszyły się latem, a górujący nad miastem zamek w pełni zasługiwał na swoją nazwę niemal oślepiając czerwienią cegieł.

Teraz miasto było szare, ponure i pełne cieni, a blade słońce ledwie przedzierało się przez gęste chmury. Ulice opustoszały prawie zupełnie, nieliczni, których Brienne widywała po drodze otulali się kilkoma warstwami ubrań, a ich zgarbione sylwetki mówiły i tak, że nigdy nie było im naprawdę ciepło. Z każdego kąta wycierał chłód. Kobieta bardzo im współczuła, to była w końcu pierwsza prawdziwa zima w życiu tych ludzi, w jej także, oni jednak nie dostali od nikogo ciepłych ubrań i butów, ani opału.

Brienne zadarła głowę, spoglądając na Smoczą Jamę naszczycie wzgórza Rhaenys opuszczoną już od półtora stulecia. Dumni przodkowie Targaryenów zbudowali w Królewskiej Przystani olbrzymi, przykryty kopułą zamek dla swoich smoków z rozkazu Maegora Okrutnego. Tam właśnie w dawnych dniach mieszkały królewskie smoki. Było to olbrzymie domostwo, tak wielkie, że przez otwór jego żelaznych wrót mogło przejechać obok siebie trzydziestu rycerzy. Mimo to dało się zauważyć, że smoki mieszkające w jamie nie osiągają rozmiarów swych przodków. Maesterzy twierdzili, że to przez otaczające je ściany i wielką kopułę nad głowami.

Z pokolenia na pokolenie był coraz słabsze i mniejsze, a żaden ze smoków hodowanych w Smoczej Jamie w Królewskiej Przystani nawet się nie zbliżył do rozmiarów, jakie osiągnęły Vhagar czy Meraxes, nie wspominając już o Czarnym Strachu, potworze króla Aegona.

Smocza Jama przetrwała do Tańca Smoków, kiedy to królowa Rhaenyra Targaryen zdobyła Królewską Przystań, a budowla została zniszczona podczas szturmu. Dziesiątki tysięcy głodujących chłopów, prowadzonych przez samozwańczego proroka zwanego Pasterzem, wyruszyło na Wzgórze Rhaenys, żeby zabić smoki, które według nich były źródłem wszystkich ich problemów. Podczas szturmu zginęły tysiące ludzi, cztery smoki uwięzione pod kopułą oraz jeden, który przyleciał na wzgórze zwabiony odgłosami walki. Z Jamy pozostały tylko płonące ruiny, po dziś dzień stojące na szczycie wzgórza Rhaenys, które później stały się symbolem powolnego upadku smoczej dynastii.

– Dlaczego w ogóle ją zbudowano? – zapytał Podrick, wyrywając kobietę z zamyślenia. – Pani? – Brienne spojrzała na niego.

– Smoki nie wiedzą, co należy do nich, a co nie. Zabijały i niszczyły, a więc nie mogły latać wolno – wytłumaczyła. – Z początku dom Baleriona Czarnego Strachu, najniebezpieczniejsze miejsce na świecie, ale później to była kpina. Arena dla kilku chorych stworzeń, nie większych od chartów.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now