prolog

300 19 28
                                    

Zewnętrzny dziedziniec był opustoszały. Jaime ściągnął wodze i rozejrzał się wokół. Gdzieś zza wieży dobiegały głosy. Ludzie wrzeszczeli i śmiali się, ale dopiero słysząc odległy ryk – słaby, ale gwałtowny – Królobójca odwrócił głowę. Ryk odbił się echem od murów Harrenhal i nagle śmiech wezbrał niczym morskie fale, a Jaime natychmiast rzucił się biegiem przez dziedziniec w stronę, z której dochodził dźwięk. W jednej chwili zrozumiał, co się dzieje. Zrobiło mu się gorąco i dopadły go mdłości.

Wrzucili ją do dołu z niedźwiedziem.

W Harrenhal nawet szczucie niedźwiedzia odbywało się w wielkim stylu. Dół miał dziesięć jardów średnicy i pięć głębokości, był obmurowany kamieniami, wysypany piaskiem i otoczony sześcioma poziomami kamiennych ław. Jaime przepchnął się przez wrzeszczący tłum, okalający arenę i przechylił przez poręcz. Brienne miała na sobie tę samą niedopasowaną suknię, którą włożyła na kolację z Roose'em Boltonem. Nie osłaniała jej tarcza, napierśnik, kolczuga, ani nawet utwardzana skóra, a jedynie różowy atłas. Połowa sukni zwisała w strzępach, a po lewym, draśniętym pazurami ramieniu, ściekała krew. W obu dłoniach ściskała rękojeść miecza i poruszała się bokiem po kole, starając się trzymać dystans od zwierzęcia.

To nic jej nie da, krąg jest za mały. Jaime nerwowo przełknął ślinę. Powinna zaatakować, szybko skończyć walkę. Dobra stal powinna sobie poradzić z każdym niedźwiedziem. Wyglądało jednak na to, że kobieta boi się podejść bliżej. 

– To pieprzona komedia! Walcz z nim! – Mężczyzna spojrzał na stojącego kilka kroków od niego przywódcę Krwawych Komediantów, ale z powrotem odwrócił głowę, słysząc jak rozwścieczony niedźwiedź ryknął po raz kolejny, odsłaniając wypełniające paszczę żółte zęby. Potem opadł na cztery łapy i ruszył prosto na Brienne. Jaime zmrużył oczy, przypatrując się kobiecie, która tylko zamachnęła nieudolnie ostrzem.

– Drewnianym mieczem? – odezwał się kiedy po chwili go olśniło i przepchnął się do Hoata, lewą ręką chwytając za kołnierz. – Dałeś jej turniejowy miecz! – naskoczył na niego.

Brienne odskoczyła w lewo i cięła niedźwiedzia w pysk, i tym razem zwierz uniósł łapę, by odtrącić klingę na bok. Kobieta krążyła po dole, cały czas mając ścianę za plecami. Za blisko. Jeśli to bydlę przyprze ją do ściany...

– Zapłacę ci ten cholerny okup. Złoto, szafiry... co zechcesz. Tylko wyciągnij ją stamtąd.

– Wy, lordowie uważacie, że najważniejsze jest złoto. – Vargo Hoat uśmiechnął się drwiąco, chwytając Jaimego za prawe przedramię i spojrzał na obwiązany bandażem kikut. – To cieszy mnie bardziej, niż twoje złoto. A to bardziej niż jej szafiry. – Pokazał na arenę. – Chcesz ją ratować, to skacz.

Mężczyzna znów spojrzał w dół, akurat żeby zobaczyć jak niedźwiedź wspina się na tylne łapy i znów atakuje. Z gardła Brienne wyrwał się krzyk, gdy drewniana klinga poszła w drzazgi, a ją znowu dosięgły pazury zwierzęcia.

Jaime skoczył.

Brienne obejrzała się na niego kiedy z łoskotem wylądował na ziemi, a niedźwiedź powęszył, spoglądając nieufnie na nowego intruza. Mężczyzna nabrał garść piasku i sypnął nim w pysk zwierzęcia, a gdy niedźwiedź zamachał wściekle łapami, rycząc jak szalony, pociągnął kobietę za ramię, osłaniając ją własnym ciałem.

– Co ty tu robisz?! – wrzasnęła, wbrew sobie zaciskając palce na jego dłoni.

– Coś głupiego. Schowaj się za mną. – Cofnął się w stronę muru, popychając ją za sobą. Niedźwiedź był coraz bliżej, ale właśnie w momencie gdy miał zaatakować, w jego szyi utkwił bełt wystrzelony z kuszy. Drugi trafił w pysk.

– Co ty wyrabiasz?! – Dobiegł gdzieś z góry wrzask Hoata, ale ludzie, którzy mieli odeskortować Jaimego do domu natychmiast usadzili go w miejscu.

– Mam go odwieźć żywego i to właśnie zamierzam zrobić! – odpowiedział ten, który strzelał, raz jeszcze przeładowując kuszę.

Jaime nie czekał już na nic i natychmiast podbiegł pod ścianę, schylając się, żeby Brienne mogła wleźć mu na plecy. Spojrzał na nią ponaglająco. Zrozumiała od razu i chwilę potem podciągnęła się wyżej, dalej już pomogli jej jego ludzie. Mężczyzna obejrzał się jeszcze na niedźwiedzia, który dokładnie w tym momencie zaszarżował wprost na niego i ponaglany krzykami dochodzącymi z góry, podskoczył, chwytając się wystającej belki. W ostatniej chwili, zanim zwierz dosięgnął go łapą, podciągnął kolana do piersi, zapierając się nogą o sąsiednią belkę i spojrzał w górę.

Brienne wyciągnęła do niego ręce, przechylając się przez krawędź dołu, ale nie miał szans jej dosięgnąć. Nie z jedną ręką. Niedźwiedź zaryczał, jakimś cudem sięgając łapą jeszcze wyżej i dopiero wtedy pod wpływem adrenaliny oderwał lewą dłoń od drewna. Prawe ramię natychmiast ogarnął ból, o którym, jak mu się wydawało, zdążył zapomnieć, ale Brienne już zdążyła go chwycić za rękę i podciągnąć do góry. Z trudem wyczołgał się z dołu i usiadł na deskach, usiłując zapanować nad zawrotami głowy. Wciąż oszołomiony bólem spojrzał na stojącego nad nim Vargo Hoata.

– Kurwa zostaje – rzucił krótko tamten, niczym nie poruszony. Jaime nieporadnie pozbierał się z desek, spoglądając na niego odważnie, niemal wyzywająco.

– Ma na imię Brienne – odpowiedział spokojnie, odruchowo sięgając ręką do tyłu, żeby chwilę potem ująć drżącą lekko dłoń kobiety w swoją i ścisnąć kojąco. – I jedzie ze mną, chyba, że mnie zabijesz. Co wolałby twój lord? – podjął Jaime po chwili milczenia, dokładnie w momencie gdy Hoat już otwierał usta, żeby mu odpowiedzieć. – Nagrodzić sługusa? Czy zwrócić lordowi Tywinowi syna?

Przez kilka uderzeń serca tylko mierzyli się wzrokiem, zanim tamten wsunął miecz z powrotem do pochwy i odstąpił o krok przepuszczając ich oboje.

– Szkoda tych szafirów – Jaime uśmiechnął się wymuszenie, poklepując najemnika z Qohoru o ramieniu, jak starego przyjaciela i już bez słowa więcej skierował się ku schodom w dół i do bramy, gdzie zostawili konie, obejmując Brienne w talii i lekko popychając ją do przodu. Czuł jak wciąż drży pod wpływem strachu i adrenaliny, oddychała też jeszcze szybko i nierówno, ale nie odezwał się ani słowem. – Mam nadzieję, że wciąż jesteś dziewicą? – zagadnął tylko w pewnym momencie. Brienne natychmiast spłonęła rumieńcem, tym bardziej odwracając wzrok.

– Tak – wykrztusiła z siebie dopiero po chwili.

– Świetnie. – Mężczyzna westchnął cicho, spoglądając na nią czujnie. – Wszystko w porządku? – spytał już łagodniej.

Idiota. Jakby miało być w porządku po tym, jak omal nie zabił jej niedźwiedź.

Kobieta tylko pokiwała głową w odpowiedzi, biorąc głębszy oddech, żeby się uspokoić, ale wzroku wciąż nie podniosła.

– Brienne, na pewno? – ponowił, żeby spróbować zmusić ją, by na niego spojrzała, ale ona znów odpowiedziała ruchem głowy. – Masz coś, w co mogłabyś się przebrać? – Tym razem odpowiedziała przecząco. Jaime westchnął. – Spróbujemy ci coś znaleźć na postoju – stwierdził i pierwszy nieporadnie wdrapał się na grzbiet swojego konia. – Wsiadaj. – Wyciągnął do niej dłoń. Zawahała się przez chwilę, ale bez słowa przyjęła jego pomoc i usadowiła się w siodle za nim, obejmując go w pasie.

Mężczyzna ścisnął piętami boki zwierzęcia i powoli ruszył przed siebie za pierwszymi ludźmi z eskorty. Dopiero po dłuższej chwili poczuł, że Brienne przysunęła się do niego bliżej i oparła mu głowę o ramię, kryjąc twarz w jego płaszczu. Jaime lekko przekręcił głowę, chcąc na nią zerknąć. Czuł jak drży i przez chwilę zastanawiał się nawet czy aby nie płacze, ale kobieta tylko odetchnęła głęboko i zamknęła oczy, nieświadomie przytulając się do niego mocniej. Mężczyzna wbrew sobie uśmiechnął się lekko, gdy chwilę potem z cichym westchnieniem zasnęła, zupełnie wykończona i fizycznie, i psychicznie.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now