rozdział 6

139 11 27
                                    

Komnata lorda dowódcy Gwardii Królewskiej mieściła się w okrągłym pokoju o bielonych ścianach obwieszonych gobelinami. Naprzeciw drzwi umieszczono kominek, a nad nim białą tarczę i dwa skrzyżowane miecze. Pomieszczenie tworzyło parter Wieży Białego Miecza, smukłej, trzypiętrowej budowli wpasowanej w załamanie zamkowych murów nad brzegiem zatoki. W piwnicy zgromadzono broń i zbroje, a na pierwszym i drugim piętrze znajdowały się sypialnie sześciu braci z Gwardii Królewskiej.

Do Jaime'a należało najwyższe piętro, które w całości zajmowały apartamenty lorda dowódcy. Te pokoje również były skromnie urządzone, choć przestronne, ale nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatnio ich używał. O wiele bardziej odpowiadała mu jego stara komnata, która górowała nad zewnętrznym murem, co oznaczało, że miał widok na morze. To mu odpowiadało.

Jaime, odziany w biały strój Gwardii Królewskiej, odsunął stare krzesło z czarnej dębiny, wyścielane mocno wytartą białą poduszką i zasiadł za stołem wykonanym ze starego czardrewna, białego jak kość, i ukształtowanego na podobieństwo wielkiej tarczy podtrzymywanej przez trzy białe ogiery. Zgodnie z tradycją, w rzadkich przypadkach, gdy spotykało się wszystkich siedmiu braci, lord dowódca zasiadał u szczytu tarczy, a pozostali bracia po trzech po obu jej bokach.

U biodra Jaime'a wisiał miecz. U niewłaściwego biodra. Do tej pory zawsze nosił oręż z lewej strony i wyciągał go z pochwy prawą ręką. Dziś rano przeniósł miecz na prawą stronę, by wydobywać go lewą ręką w taki sam sposób. Przeszkadzał mu jednak ciężar broni u prawego boku, a gdy spróbował ją wyciągnąć, cały ruch wydał się niezgrabny i nienaturalny.

Jaime był zmęczony. I obolały. Bolał go każdy mięsień, a żebra i barki pokrywały mu siniaki pozostałe po ciosach Brienne. Skrzywił się na samą myśl o tym. Mógł tylko mieć nadzieję, że dziewka rzeczywiście będzie milczeć. Sam przed sobą musiał przyznać, że ufał jej jak nikomu innemu tutaj, w Przystani. Wystarczająco, by poprosić ją o wspólne ćwiczenia z mieczem. Chciał się przekonać, czy potrafi walczyć lewą ręką.

I przekonałem się. Ta wiedza była boleśniejsza niż ciosy Brienne, choć były one tak silne, że rankiem ledwie zdołał się ubrać. Gdyby była to prawdziwa walka, Jaime zginąłby ze dwadzieścia razy. Zamiana rąk wydawała się bardzo prostą sprawą, było to jednak tylko złudzenie. Wszystkie jego instynkty były błędne. Musiał zastanawiać się nad każdym ruchem, podczas gdy uprzednio po prostu je wykonywał. A kiedy on myślał, Brienne go obijała. Lewą ręką nie umiał nawet trzymać miecza jak należy. Kobieta trzykrotnie go rozbroiła, wyrzucając jego oręż w powietrze.

Z zamyślenia wkrótce wyrwał Jaime'a odgłos otwieranych drzwi i do środka wszedł Joffrey w towarzystwie dwóch jego zaprzysiężonych braci, ser Meryna Tranta i ser Borosa Blounta. Jaime wstał z krzesła. Zbliżał się ślub młodocianego króla z córką Wysogrodu, lady Margery, i jego siostra oczekiwała, że wszystko będzie jak należy. Pomyślał o wszystkich lordach, którzy aspirowali do miejsca w królewskiej małej radzie. Mogą sobie wziąć moje, niech to szlag.

– Obecni będą wszyscy gwardziści. Ser Boros tutaj... Ser Preston stanie tutaj, za stołem pary królewskiej... – Jaime podniósł wzrok na Joffreya, który bez cienia zainteresowania wodził wzrokiem po pomieszczeniu i wyglądał przy tym na jeszcze bardziej znudzonego niż zwykle. – Wasza Miłość?

– Słyszę. Jeden za... czymś tam... Dalej. – Król machnął ręką niecierpliwie, nawet nie zwracając ku niemu wzroku. Jaimemu wiele rzeczy cisnęło się na usta w tej chwili, pochylił się jednak z powrotem nad planami twierdzy.

– Ser Meryn będzie strzegł lady Margery i Tommena.

– Odkąd cię zabrakło, panie, to ja strzegłem króla – odpowiedział Trant. Jaime wyczuł w tonie jego głosu coś, co w żadnym razie nie powinno się tam znaleźć, nie skomentował tego jednak w żaden sposób. Posłał mu tylko uśmiech, w którym nie było ani krzty życzliwości.

Oathkeeper || Game of Thrones | BraimeWhere stories live. Discover now