5. Twoje hamulce

485 26 8
                                    

piątek, 8 października

Podczas gdy w życiu prywatnym Julii ostatnimi czasy było mnóstwo zawirowań, dni w pracy mijały jej dość spokojnie i cieszyła się, że chociaż w tej kwestii sytuacja jest stabilna. Z tyłu głowy miała jednak przeczucie, że to tylko cisza przed burzą i nie myliła się - w piątek miała tyle pracy, że nie miała czasu nawet mrugnąć, a co dopiero zjeść porządny obiad czy pójść na kawę. Po wielu dniach sielanki wszyscy byli zaskoczeni ilością obowiązków i atmosfera w firmie zrobiła się mocno nerwowa.

- Nigdy nie wyjdę z tej roboty - Kamila przestępowała z nogi na nogę, ze zniecierpliwieniem spoglądając na drukarkę. - Czy ten rzęch może szybciej drukować te jebane faktury?

- Po co ty je właściwie drukujesz? - Julia chwyciła jedną z kartek, które wyrzuciła drukarka.

- Szybciej mi się nanosi poprawki na papierze niż na ekranie - wyjaśniła Kamila. Złapała ostatnią kartkę, upewniła się, że wszystko jest okej i powiedziała: - Czy ja naprawdę muszę być dzisiaj na tym callu z Oregonem?

- Zważywszy na to, że byłaś autorką dwóch projektów, które im dostarczyliśmy... tak, musisz - Julia uśmiechnęła się do niej ze współczuciem. Kamila westchnęła i bez słowa wróciła do pracy. Julia wydrukowała kilka potrzebnych jej dokumentów i również poszła do swojego gabinetu. W skupieniu wykonywała swoje obowiązki, gdy na jej biurku rozdzwonił się służbowy telefon - dzwoniła dziewczyna z recepcji.

- Tak? - Julia odebrała. - Hm... okej, już schodzę.

Zdziwiona zabrała telefon, klucz do biura i wstała z miejsca. Recepcjonistka poinformowała ją, że na dole czeka na nią kurier. Julia nie przypominała sobie, żeby zamawiała coś do pracy - nie lubiła korzystać z usług kuriera, więc jeśli już kupowała coś online, wybierała paczkomat, by odebrać przesyłkę w drodze do domu.

Gdy znalazła się w recepcji i zauważyła kuriera, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Mężczyzna nie trzymał w ręku żadnej paczki, a duży bukiet różowych goździków.

- Pani Julia... Accardi? - kurier zwrócił się w jej stronę, spoglądając w kartkę, którą trzymał w drugiej dłoni. Skinęła niepewnie głową. - Ktoś musi panią bardzo kochać!

- Mhm... - mruknęła. Nawet nie była w stanie zmusić się do uśmiechu. Nie pytała kuriera, kto wysłał bukiet, bo było to oczywiste. Potwierdziła podpisem odbiór kwiatów i wzięła je do ręki. Bez słowa ruszyła w stronę windy, gdzie, na szczęście, była sama. Oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech, niechętnie szukając liściku pośród łodyg. Doskonale wiedziała, co za chwilę tam znajdzie.

Na pierwszą randkę też kupiłem ci goździki, pamiętasz? F.

Rzeczywiście. Julia przymknęła oczy, wciągając zapach kwiatów. Spotkanie w Caffee Napoli pewnego gorącego, marcowego popołudnia w Mediolanie pamiętała doskonale. Znali się z Filipem wtedy tylko dwa dni i już zdążyła stracić dla niego głowę. Zuza ostrzegała ją, że to, co zaczyna się zbyt szybko, zazwyczaj nie ma szans przetrwać. Julia nie posłuchała - i teraz chyba nawet tego żałuje.

W momencie, gdy czytała liścik zostawiony w bukiecie kwiatów, wiedziała, że Filip nie da jej spokoju. Zdążyła poznać go na tyle dobrze, by wiedzieć, że ten człowiek jest uparty jak osioł. Dwa lata temu też wysyłał jej kwiaty na przeprosiny i pamiętała, że wtedy ten gest bardzo pozytywnie ją zaskoczył. A teraz? Sama nie wiedziała, co o tym myśleć.

Chyba po raz pierwszy tego dnia ucieszyła się, że wszyscy w biurze byli zapracowani - dzięki temu mogła niepostrzeżenie przemknąć przez open space do swojego gabinetu. Jak się później okazało, prawie niepostrzeżenie.

Twoja skóra || Taco HemingwayWhere stories live. Discover now