27. Zakochani ludzie

524 32 5
                                    

poniedziałek, 13 grudnia

- O wow - Jacek, współpracownik Julii, przytrzymał drzwi windy, by ta mogła wejść do środka. Zlustrował wzrokiem jej dopasowaną, bladoróżową koszulę w kropki, czarną, ołówkową spódnicę, zatrzymując wzrok na wysokich szpilkach. - Ledwo cię poznałem. Wyglądasz super.

- A dziękuję - Julia posłała mu uśmiech.

- Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś wygrała dwa miliony na loterii.

- Nawet lepiej, mój drogi - rozmarzona spojrzała w sufit. - Nawet lepiej.

Wysiadła z windy, dumnie krocząc korytarzem w stronę swojego biura. Skoro nawet ktoś taki jak Jacek, który średnio ogarniał to, co się wokół niego dzieje, zauważył, że Julia wygląda znacznie lepiej, to znaczy, że coś było na rzeczy. Ale nie potrafiła i nawet nie chciała ukrywać tego, że od piątkowej nocy znów znała się najszczęśliwszą kobietą na świecie.

- Co jest? - powiedziała, wchodząc do swojego biura. Na stole stała kawa w papierowym kubku. Uśmiech, z którym Julia przyszła do pracy, nagle zniknął jej z twarzy - do tej pory jedyną osobą, która przynosiła jej kawę do biura, był Adam. Julia dotknęła kubka - kawa zdążyła już wystygnąć.

- No dzień dobry! - za chwilę w środku pojawiła się Kamila. - Nie zostawiłaś może głowy w domu?

- Czemu?

- Po pierwsze, nie zamknęłaś w piątek drzwi na klucz - Kamila wskazała na zamek w drzwiach. - Po drugie, miałaś być dzisiaj na ósmą, a dochodzi jedenasta.

- Serio miałam być na ósmą? - Julia uniosła brwi, wieszając granatowy płaszcz na wieszaku.

- Serio, serio. Kupiłam ci nawet kawę w coffeshopie, bo były dwie w cenie jednej, ale pewnie jest już zimna.

Julia odetchnęła z ulgą. A więc to nie prezent od Adama.

- Dzięki. Wybacz, trochę wczoraj poszalałam - zachichotała.

- O, a co się działo? - Kamila uśmiechnęła się.

- Był u mnie Filip, to się działo - wyjaśniła tajemniczo Julia, zajmując miejsce w fotelu.

- To dlatego dzisiaj jesteś taka zadowolona - stwierdziła Kamila. - I założyłaś spódnicę!

- A to takie dziwne?

- Zważywszy na to, że w ciągu ostatniego miesiąca wyglądałaś jak bezdomna udająca business woman, to tak, to jest dziwne.

Julia zgromiła ją wzrokiem. Otworzyła swoją skrzynkę mailową i zamurowało ją na widok ilości nieprzeczytanych maili.

- Co do... - urwała.

- No właśnie ja w tej sprawie - Kamila westchnęła. - Dostaliśmy chyba z tysiąc faktur od Oregonu, a drugie tyle szykuje nam Teksas.

- Cazzo - mruknęła poirytowana Julia. - Dobra, ja mam calla o wpół do dwunastej, do tej pory pilnuj, żeby to schodziło, a później ustalimy jakiś konkretny plan, dobra?

- Tak jest, szefowo! - powiedziała i wyszła z gabinetu. Julia natomiast zajęła się swoimi obowiązkami, choć myślami wciąż krążyła wokół wczorajszego dnia.

Filip został u niej aż do wieczora, choć niewiele brakowało, by został na kolejną noc. Była tak szczęśliwa, że cieszyły ją najdrobniejsze rzeczy - znaleziony w głębi lodówki ulubiony jogurt, włosy, które całkiem ładnie się jej ułożyły rano, pies w tramwaju, który polizał ją po dłoni i jego opiekunka, która stwierdziła, że pierwszy raz widzi, żeby jej pupil nie warczał na obcą osobę. Nawet zimna kawa od Kamili smakowała jak poezja. Julia widziała wszystko przez różowe okulary - nawet dzisiejszą, paskudną pogodę i ogrom pracy, jaki na nią czekał.

Twoja skóra || Taco HemingwayKde žijí příběhy. Začni objevovat