30. Dar od losu

386 28 4
                                    

wtorek, 21 grudnia

Stojąc w niemożliwie długim korku na Marszałkowskiej, Filip toczył nierówną walkę ze śniegiem, padającym gęsto na przednią szybę czarnego bentley'a. W końcu prawdziwa, zimowa pogoda, myślał, obserwując ruch wycieraczek. Szkoda tylko, że akurat dzisiaj, kiedy spieszę się do pracy.

Stojący na stojaku telefon zaczął dzwonić - na ekranie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej Julii. Zrobił jej je cztery lata temu w czasie wspólnego spaceru po Mediolanie. Cztery lata. Kiedy to minęło?

- No hej, słońce - powiedział do telefonu, uprzednio włączając tryb głośnomówiący. - Co tam?

- Filip, czy twoja mama lubi owoce morza? - zapytała lekko zdenerwowana Julia.

- Ona lubi wszystko to, co ja - odpowiedział.

- A tuńczyka?

- Jeśli chodzi o ryby, to w każdej postaci. No, może poza tymi akwariowymi - roześmiał się z własnego żartu.

- A nie ma alergii na orzechy? - kontynuowała Julia. - Pomyślałam, że zrobię panettone, kupiłam już drożdże, ale...

- Julka - przerwał jej. - Z tego, co wiem, zaprosiłem na święta ciebie i mamę, nie połowę miasta. A poza tym, jako gospodarz, to chyba ja powinienem szykować jedzenie?

- Po twoich ostatnich eksperymentach z tiramisu nie wiem, czy to dobry pomysł.

- Ej, to było niemiłe! Ja się starałem.

- Przepraszam... zaczęłam się stresować. Chciałam przyszykować coś dobrego, ale boję się, że twojej mamie może nie posmakować.

- Choćbyś przyniosła najtańsze chipsy z biedry, będzie zachwycona - zapewnił ją. Korek na drodze trochę się rozluźnił i wkrótce znalazł się na ulicy Jasnej, kilka metrów od wytwórni. - Julka, muszę kończyć. Zdzwonimy się wieczorem, dobrze? Kocham cię, pa.

Zatrzymał się na parkingu. Choć uważał obawy Julii przed spotkaniem z jego mamą za irracjonalne, to jednak trochę ją rozumiał - kto nie stresowałby się przed poznaniem rodziców swojej drugiej połówki? Wiedział, że wszystko będzie dobrze - może dlatego, że odkąd okazało się, że Julia spędzi z nimi święta, był jeszcze szczęśliwszy niż do tej pory.

Wysiadł z auta, odblokowując telefon - była trzynasta czterdzieści. Za dwadzieścia minut wspólnie z chłopakami z wytwórni byli umówieni na spotkanie z Laurą Chmielewską, z którą mieli nadzieję nawiązać współpracę. Filip sądził, że się spóźni, ale jakimś cudem dotarł na miejsce przed czasem.

W stronę budynku szybkim krokiem zmierzała Laura - poznał ją po białej kurtce i długich blond włosach. Rozmawiała przez telefon na tyle głośno, że dotarły do niego strzępki rozmowy:

- Mówiłam ci, żebyś dał mi spokój. Nigdzie nie pójdę, poradzę sobie. Tak jak zresztą przez całe życie. Nara.

Wrzuciła telefon do kieszeni kurtki i spojrzała w niebo, biorąc głęboki oddech. Wyglądała na zmartwioną. Czyżby miała jakieś problemy? Oczywiście, że miała jakieś problemy, pomyślał Filip. Cóż, to nie była jego sprawa. Sądził, że Laura wejdzie do środka, ale ona zaczęła nerwowo chodzić w tę i we w tę - prawdopodobnie próbowała się uspokoić.

- Cześć - podszedł do niej.

- O... h-hej - zatrzymała się nagle, patrząc na niego, jakby zobaczyła ducha.

- Wszystko okej?

- Mhm - odparła ze sztucznym uśmiechem. -Przepraszam, że tak wcześnie przyszłam, ale...

Twoja skóra || Taco HemingwayWhere stories live. Discover now