Rozdział 39

218 19 29
                                    

Pov. George

W pewnej chwili głowa zaczęła mi pulsować. Czułem jakbym miał zaraz zemdleć. Ale czemu? Przecież dobrze się ostatnio czułem. Ujrzałem czarne mroczki przed oczyma. Coraz większe. Aż w końcu było widać tylko ciemność...

Obudziłem się w... w moim łóżku? Byłem cały zalany zimnym potem oraz łzami. Przetarłem twarz. Wstałem i podszedłem do okna. Podniosłem rolety. Niebo było normalne. Typowe, zwykłe.

- To był tylko sen... - złapałem się za głowę i odetchnąłem z wielką ulgą

Zdziwiła mnie tylko jedna rzecz. Ten sen był taki rzeczywisty, jakby to się działo naprawdę... 

Zazwyczaj, a właściwie zawsze, zapominam swoje sny od razu po przebudzeniu, które tak prawdę mówiąc, rzadko miewam.

Czułem się dziwnie. Nie zważając na to zszedłem na dół i zrobiłem sobie jakieś ubogie śniadanie.

Podczas spożywania posiłku myślałem o tym nietypowym śnie. Po zjedzeniu wróciłem na górę. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale... wyciągnąłem z jeszcze nierozpakowanej walizki bluzę Dream'a, która dalej tam sobie leżała. Rozłożyłem ją w rękach i spojrzałem na nią. Przyciągnąłem ją w swoje ramiona i przytuliłem z całej siły po czym rozpłakałem się.

Miejąc nadzieję, że wydarzy się coś, gdy położę bluzę na ziemi tak jak w tym śnie, zrobiłem to. Podniosłem się z podłogi i patrzyłem na jaskrawo-zielone ubranie odpoczywające na niej.

Nic się nie stało. Może to i lepiej? Co jeśli zrobiłby to samo co wtedy?

Nie chciałem myśleć o tym dłużej. Ani o tym dziwnym śnie, ani o Clay'u.

Ubrałem się w coś ładniejszego, żeby nie wyglądać jak menel i wyszedłem z domu.

Postanowiłem się przejść po parku, bo co innego miałem zrobić. Będąc już tam, zauważyłem na drzewach piękne, złoto-pomarańczowe, jesienne liście. Lekki wiatr dodawał uroku.

Było cudownie dopóki czegoś, a raczej kogoś  nie dostrzegłem. To była ostatnia osoba, którą chciałbym teraz spotkać.

Nigdy nie wspominałem o tym człowieku. Miałem zamiar o nim zapomnieć co właściwie mi się udało, ale najwyraźniej zaczyna się od nowa.

Louis.

Mój były przyjaciel z liceum. Blondyn, jasna karnacja, brązowe oczy. Wyższy ode mnie. Z tego co pamiętam około 180cm. Pewny siebie, wyluzowany, imprezowicz, ćpun.

Idąc dalej, pomyślicie, że czemu boję się swojego byłego przyjaciela? Otóż już mówię. Za czasów nastolatka poznałem go, gdy siedziałem samemu w stołówce, dołączył do mnie. Początek naszej relacji był idealny. Byliśmy jak najlepsi kumple. Różniło nas jednak dosyć wiele, on był szkolnym królem, a ja wolałem się nie mieszać i stałem na uboczu, ale nie przeszkadzał nam ten fakt w naszej znajomości. Do czasu.

Louis ćpał, palił, pił. Powoli mnie w to wciągał. Do teraz przez niego czasem palę i strasznie mi z tym źle...

Wracając, Louis wciągał mnie nie tylko w narkotyki itp., ale także w złe towarzystwo. Zacząłem chodzić na imprezy i zdarzało mi się wracać po kilku dniach do domu. Teraz jak o tym myślę, współczuję moim rodzicom co musieli przeżywać. Szczególnie moja mama, która zawsze pokazywała mi jak mnie kocha i dbała o mnie, a ja zachowywałem się jak zwykły kretyn.

Wracając do tego pytania czemu się go boję. Louis przy swoich znajomych zachowywał się jakby mnie nie znał. Śmiał się ze mnie. Pewnego razu mu powiedziałem, że mi to nie odpowiada. Wyśmiał mnie. Postanowiłem zakończyć wtedy moją jedyną przyjaźń.

Wkurzył się. Bardzo się wkurzył...

Potem dręczył mnie do końca szkoły, a nawet jak mnie gdziekolwiek spotkał. I właśnie tego się obawiam. Że dalej tak będzie.

- Kurwa, czemu on?! - pomyślałem patrząc z przeraźliwym spojrzeniem

Musiał zauważyć, że ktoś się na niego gapi, bo odwrócił wzrok w moją stronę. Szybko popatrzyłem w inne miejsce i zacząłem zwykłym krokiem się oddalać. Tak myślałem, że zwykłym. Prawie biegłem. Louis najwidoczniej nie wiedział o co chodzi i chciał sprawdzić kto to...

Po chwili poczułem dotyk na ramieniu i pociągnięcie za nie, abym się odwrócił.

- O! Kogo my tu mamy! Georgie! - zaśmiał się

- Odpierdol się. - odparłem chamsko

- Co tak niemiło? Przecież byliśmy przyjaciółmi.

- No właśnie, byliśmy. Dasz mi teraz spokój? - powiedziałem

- A jak myślisz? Oczywiście, że nie. - odpowiedział i zaczął... zaczął macać mnie niewidocznie po tyłku

- Nie dotykaj mnie. - odskoczyłem

- Podoba ci się to. No chodź. A pamiętasz jak kiedyś krzyczałeś i jęczałeś tak głośno! Ohh!- zaśmiał się

Nic nie odpowiedziałem tylko zacząłem iść.

- Nie tak prędko. - zatrzymał mnie

- Muszę wracać. - powiedziałem

- Dobra, ale wiedz, że skoro znów się spotykamy to to jeszcze nie koniec. - zaśmiał się szyderczo i poklepał mnie znowu po sami wiecie czym...

Nienawidzę go.
____________________________________

(705 słów)

Myśleliście, że już niedługo koniec książki?

Tak szybko się mnie nie pozbędziecie B)

KC PAPA<3

Kocham Cię skarbie //DreamNotFound//Where stories live. Discover now