Rozdział 47

155 12 8
                                    

Pov. Dream

Myśleliście, że coś poprzedniej nocy się później wydarzyło? Niestety nie. George, gdy chciałem powoli przejść o krok dalej, ponownie przerwał. Podniecił mnie... tak cholernie podniecił...

Byłem na niego trochę wkurzony, bo znowu nie chciał mi powiedzieć co się stało i unikał tematu. Po tym wszystkim, gdy George poszedł spać na górę ja postanowiłem przespać się na kanapie.

Gdy spałem, znowu miałem przerażający sen...

Leżałem na trawie wpatrując się w piękne, błękitne i bezchmurne niebo. Obok mnie było jakieś drzewo. Całkiem spore. Byłem tam całkiem sam, żadnej żywej duszy. Nawet nie było jakichś krzaków czy czegokolwiek. Dosłownie nic tam nie było. Tylko to drzewo i ja.

Zamknąłem na chwilę oczy. Gdy je z powrotem otworzyłem, niebo, które wcześniej było błękitne, zmieniło barwę z jaskrawego koloru na jakiś wyblakły. Szarość i w niektórych miejscach czerń. Chmury, których niedawno jeszcze nie było, były szare. Po chwili poczułem silny wiatr. Na niebie zawidniało wiele piorunów, błysków i zaczęło grzmieć. Deszcz także zaczął padać.

Przeraziłem się. W końcu będąc pod drzewem w czasie burzy może być niebiezpiecznie...

Wstałem szybko i odbiegłem kawałek od wielkiego bodajże dęba i rozglądnąłem się wokół siebie. Na moje szczęście za mną stał dom. Ogromny dom. Chata wyglądała jak z horrorów. Ciemne, stare cegły dodawały strasznego uroku temu domu. Stwierdziłem, że lepsze to niż nic.

Zacząłem biec. Po całym moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Z włosów ściekała woda, a z twarzy spływały pojedyńcze krople deszczu. Zresztą, jak i z całego ciała. Ubrania miałem całe przemoczone i było mi cholernie zimno.

Im dalej biegłem, tym droga do tego domu wydawała się nie mieć końca. Jakby nie dało się tam dobiec. Nie poddawałem się. Biegłem wciąż wśród kropli deszczu ociekających po każdym skrawku mojego zimnego i wyczerpanego ciała.

Usłyszałem w pewnej chwili krzyki. Prawdopodobnie dobiegające właśnie z tego domu. Z początku nie rozumiałem ani słowa, ale...

- Pomocy! Clay! Zostawcie mnie! Ja nie chcę! Proszę! CLAY!!!

Spanikowalem. To był George! Mój... mój George...!

- Jestem tu George! Zostawcie go! - krzyczałem nie bedąc świadomy co tam się w ogóle dzieje

Biegłem jeszcze szybciej niż wcześniej. Tyle ile miałem sił w nogach. Dom się oddalał. Straciłem wszelkie nadzieje. Uklęknąłem na mokrej trawie i uderzyłem pięściami o podłoże. Zamknąłem oczy i zacząłem donośnie płakać.

Po tym się obudziłem... zalany zimnym potem. O tyle dobrze, że George spał na górze i raczej nie słyszał mojego krzyku po przebudzeniu. Tak myślę.

Wciąż byłem na niego obrażony, ale jednak to moja miłość życia. Nie chciałem się na niego dłużej gniewać. To tylko seks. Ważniejszy jest on.

Jednak stwierdziłem, że pogniewam się na niego jeszcze jakiś czas. Przeciągnąłem się i wstałem na z kanapy. Skierowałem się do kuchni. Wyciągnąłem z lodówki jakiś pitny, truskawkowy jogurt. Odkręciłem nakrętke i wziąłem dużego łyka opierając się tyłem o blat.

Wówczas usłyszałem kroki ze schodów. Schodził George. Obróciłem się i tym razem oparłem się o blat wyspy kuchennej, aby być tyłem do chłopaka.

- Dreamyyy~ - przeciągnął ostatnią literę - Przepraszam... - podszedł do mnie i wtulił swoją głowę w mój tors, a rękami objął mnie wokół brzucha. Natomiast chwilę póżniej zaczął robić ślaczki na mojej nagiej klatce piersiowej.

Popatrzyłem w dół zerkając co robi brunet. Podniósł lekko swój wzrok w górę wpatrując się we mnie z niewinnym uśmiechem i uroczymi oczami.

Nie mogąc już wytrzymać, zaśmiałem się i przewróciłem głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Jak mam być zły na takiego słodziaka?

- Gniewasz się? - zapytał cicho

- Nie wiem jak mam się na ciebie gniewać... - westchnąłem na co zachichotał

Szybkim ruchem podniosłem go pod udami i posadziłem na wyspie kuchennej.

- Czemu zawsze przerywasz? - spytałem - Przecież już to robiliśmy. - zrobiłem zaniepokojoną minę - Robię coś źle?

- Nie Clay. To nie twoja wina. Przepraszam. Ja... - przerwał - Nie wiem... - popatrzył w dół

Nie chciałem go tym pytaniem zasmucić. Widziałem, że lada chwila się rozpłacze. W takim razie to serio musi być coś poważnego, a nie tylko zwykła niechęć do seksu.

Przyciągnąłem go do siebie w celu przytulenia i złożyłem na jego czole czuły pocałunek.

- Hej, csiii... - głaskałem go po plecach

- Przepraszam... - wydukał

- Nie przepraszaj. - odparłem spokojnym tonem

____________________________________

(666 słów)

🤙🤙

Kocham Cię skarbie //DreamNotFound//Where stories live. Discover now