01

227 21 0
                                    

Nie miał czego szukać w mieście. A na pewno nie teraz, kiedy wiedział, jak wiele plotek, szczególnie w sąsiedztwie Akademii, było słyszalnych na jego temat. Jednak wcale się nie dziwił, jeżeli miał być szczery. Wydalenie wcale nie było takim częstym zjawiskiem. Ci, którym udało uzyskać się miejsce w szeregach mogli czuć się szczęściarzami i wydawało się, że przez ostatnie sto lat jak nic można było na palach obu ziemskich dłoni policzyć to, ile osób zostało wyrzuconych z powodów złamania Dyrektywy.

O tych, których wyniki nie okazywały się wystarczające nie mówiło się prawie wcale. Najczęściej jednak ze współczuciem. No tak, w końcu stawiane wymagania nie były łatwe.

Był ciekawy, co działo się teraz z osobami, które podobnie jak on, dostąpiły tego publicznego napiętnowania. Wiedział, że kilka lat wcześniej, na pewno mniej niż dziesięć, jakiś Alfa również wyleciał z hukiem za złamanie Dyrektywy. Tego jednak posądzano o oszustwo na jednym z najważniejszych egzaminów w czasie kształcenia się w grupie, która miała zajmować się dowodzeniem na statku. Harry słyszał przelotem jego imię. Alfa nazywał się Louis, ale miał wrażenie, że więcej było na jego temat plotek niż wiarygodnych informacji.

Jedni mówili, że zajmował się czarnym biznesem, inni zaś, że spiskował właśnie przeciwko Flocie. Harry musiał przyznać, że każdy jeden kolejny pomysł brzmiał bardziej irracjonalnie od drugiego, chociaż on sam nigdy nie brał udziału w tych plotkach. Szczerze w głębi rozumiał postępowania tego całego Louisa, ale nigdy nie mówił o tym głośno. Wolał siedzieć cicho i uczyć się na kolejne egzaminy, ciesząc się, że przed nim nie stały tak trudne jak przed grupą dowodzących. Testy, które nie były do zdania nie brzmiały jak coś, czego oczekiwał od swojego pobytu w Akademii.

Jednak co było najważniejsze, od czasu wydalenia wydawało się, że ten jeden Alfa jakby zapadł się pod ziemię. Oczywiście to nie tak, że ktokolwiek go szukał, ale osoby, które go kojarzyły opowiadały, że ich kolega po prostu zniknął.

I Harry w tej kwestii również doskonale go rozumiał. Bowiem on sam także chciał zniknąć choćby na jakiś czas. Na początku potrzebował jednak sensownego planu. Nie był osobą, która rzucała się nieprzygotowana w wir przygody, która miała przynieść więcej niebezpieczeństw niż korzyści. Przez to też postanowił zaszyć się w domu i zastanowić się nad tym, co tak właściwie mógł ze sobą zrobić.

Wiedział, że na pewno nie będzie szukał dla siebie partnera. Harry zawsze uważał, że odpowiednia osoba w końcu sama znajdzie się pod jego nosem. Sam jednak nie zamierzał pędzić przez świat, aby tylko się zakochać. Styles był skupiony na zupełnie innych rzeczach, a poza tym wiedział, że większość alf nie była aż taka chętna, aby po połączeniu omega robiłą karierę gdzieś daleko poza domem. A zamknięcie było ostatnią rzeczą, jakiej Harry pragnął. Wolał już być przez całe życie sam niż iść na kompromisy, z których i tak nic by nie miał, bo jako omega i tak byłby przegraną stroną.

Jazda do domu dała mu nieco czasu na przemyślenie wszystkiego, znalezienie w głowie każdej możliwej opcji, o jakiej tylko był w stanie pomyśleć. Obiecał sobie, że odpocznie, a potem może wyleci na inną planetę, gdzie podejście do jego gatunku było nieco mniej upokarzające i tam popracuje kilka lat, aby polecieć gdzieś dalej.

Jeżeli to miało sprawić mu przyjemność, to nie miał zamiaru się ograniczać. Wszechświat był zbyt duży, aby całe życie siedzieć w jednym miejscu i Harry doskonale o tym wiedział.

Ale mimo wszystko powrót do domu był inny niż się tego spodziewał.

Zawsze czekały na niego drobne niespodzianki od rodziców, którzy mówili mu jak dumni są z takiego syna. Czasami miał wrażenie, że to wszystko było jakby wyreżyserowane. Że chcieli pokazać wszystkim dookoła, jak mądry był ich syn, który jako jedna z niewielu bet miał możliwość szkolenia się na pilota w Akademii. Ale on i tak to lubił. Uczucie przynależności i miłości. Bo to nie było tak, że jego rodzice byli kompletnie zimni i nieczuli. Wspierali Harry'ego, jednak robili to ciszej niż on sam by tego chciał. Że wspierali syna betę, a nie syna omegę.

✓ | Somewhere between the starsWhere stories live. Discover now